Dwie sprawy spędzają sen z powiek Jarosławowi Kaczyńskiemu w ostatnich dniach . Pierwsza to kwestia zapowiadanego strajku nauczycieli, który jak określa szef Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz popiera blisko pół miliona belfrów w naszym kraju. Minister edukacji narodowej Annie Zalewskiej udało się coś niezwykłego – zjednoczyła konkurujące ze sobą centrale związkowe i zmobilizowała do walki przeciwko głupiej, niepotrzebnej i przede wszystkim fatalnie przygotowanej reformie edukacji rzesze nauczycieli. Prawda jest taka, że gdyby nie strach przed obcięciem i tak niskiej pensji, udział w strajku rozważałoby jeszcze więcej pracowników oświaty.
Anna Zalewska stała się wobec powyższego sporym wizerunkowym obciążeniem i na Nowogrodzkiej wiedzą już, że jeszcze przed wyborami do Parlamentu Europejskiego tego balastu dobrze by było się pozbyć. Aby jednak nie zostało to odebrane jako kapitulacja, musi ona zostać połączona z rekonstrukcją rządu także innych kandydatów do PE, a z tym przecież rządzący chcieliby poczekać do ostatniej chwili. Nic dziwnego, że scenariusz takiego przetasowania w rządzie Morawieckiego oraz odpowiednia do niego “opowieść” jest przedmiotem gorączkowych narad w siedzibie partii.
Jak donosi “Dziennik Gazeta Prawna” ostatecznie do zmian na ministerialnych stanowiskach ma dojść pod koniec kwietnia lub na początku maja. Dymisja Anny Zalewskiej ma zostać wykorzystana do nowego otwarcia jako gest dobrej woli wobec protestujących. Podobny manewr rząd zastosował ponad rok temu, gdy w Sejmie trwał protest młodych lekarzy rezydentów. Miejsce Konstantego Radziwiłła zajął Łukasz Szumowski i porozumienie błyskawicznie udało się podpisać. Wiadomo już, że rządzący coś nauczycielom zaproponować będą musieli i od zdolności negocjacyjnych przedstawicieli władzy zależy, czy oferta zostanie przyjęta.
Największym problemem zbliżającej się rekonstrukcji rządu jest jednak kwestia kategorycznego sprzeciwu wobec “piątki Kaczyńskiego” ze strony minister finansów Teresy Czerwińskiej, która najnormalniej na świecie nie chce firmować gigantycznego zadłużania budżetu pod polityczne zachcianki lidera PiS. Sam premier Morawiecki przyznał w weekend, że pieniędzy w budżecie nie ma, a mityczne “uszczelnienie systemu podatkowego” jako źródło finansowania obietnic wyborczych już wyschło. Jeśli PiS zdecyduje się wprowadzić w życie pomysły z “piątki” to zrobi to “drukując” dodatkowe 50-60 mld złotych, niebezpiecznie zbliżając Polskę do narzuconych przez UE limitów zadłużenia budżetu w skali roku. Jeśli próg 3% PKB przekroczymy, znów obejmie nas procedura nadmiernego deficytu a więc radykalne cięcie wydatków do poziomu przychodów, których wzrost ma jednak mocno przyhamować. Gdy do tego dodamy rozbudzone do granic możliwości oczekiwania kolejnych grup zawodowych, to można śmiało powiedzieć, że już dziś PiS siedzi na bombie z opóźnionym zapłonem.
Ratunkiem ma być zastąpienie Teresy Czerwińskiej przez uwielbianego przez elektorat partii rządzącej Mateusza Morawieckiego. To ma dać sygnał wątpiącym, że sytuacja jest pod kontrolą, a pieniądze na wszystkie zapowiedzi się znajdą. W końcu gwarantuje to nieskalany kłamstwem, zawsze mówiący całą prawdę i tylko prawdę szef rządu z namaszczenia równie kryształowego prezesa Kaczyńskiego. A takiej kumulacji uczciwości nikt przecież nie zlekceważy.
Źródło: DGP
Fot. Adam Guz / KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU