Nagłośnienie sprawy tzw. afery billboardowej przez prywatne i wciąż niezależne od rządu media sprawiło, że stała się ona przedmiotem szerokiego zainteresowania nie tylko opinii publicznej (co miało być celem jej pomysłodawców), ale i podmiotów kontrolnych (czego już Prawo i Sprawiedliwość z pewnością nie chciało). Ostatnie dni przyniosły zaskakujące fakty, dotyczące poziomu profesjonalizmu kampanii, kłamstw jakie ona zawiera czy problemów ze zgodnością z prawem strony internetowej, na której można kampanię odnaleźć.
Jeszcze dziś rano, wiceprezes Polskiej Fundacji Narodowej Maciej Świrski przekonywał, że nie ma mowy o tym, by ta kampania była partyjna. Poinformował też, że wcale nie jest tak kosztowna, jak mówił jeszcze kilka dni temu. W rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF FM podał kwotę 10 mln złotych, z czego większość została ponoć wydana na promocję w ogólnopolskich mediach, także tych prywatnych. Rozmowa nie przebiegła jednak po myśli wiceprezesa Świrskiego, którego celnymi pytaniami o partyjny charakter kampanii, sprzeczny ze statutem Polskiej Fundacji Narodowej, wyprowadził z równowagi prowadzący wywiad. Mazurek wprost wskazał, że treść kampanii nie ma nic wspólnego z promowaniem Polski, bowiem trudno jednostkowe przypadki np. kradzieży spodni, przedstawić jako promocję kraju. Prowadzący zwrócił też uwagę, że kampania ta w żaden sposób nie działa w imieniu obywateli, a w sposób bardzo bezpośredni promuje program rządu i Prawa i Sprawiedliwości. Tezy Świrskiego były nie do obrony, a partyjny charakter kampanii bezlitośnie obnażony.
W Prawie i Sprawiedliwości musiała zapanować nerwowość, tym bardziej, że partie opozycyjne uruchomiły wszystkie możliwe i dostępne instrumenty kontrolne, by wykazać bezprawny charakter kampanii. Hanna Gronkiewicz Waltz wykorzystała uprawnienia nadzorcze nad PFN, PO złożyła wniosek do CBA, partia Razem do NIK a Nowoczesna do Państwowej Komisji Wyborczej. Pojawiły się billboardy i spoty pokazujące pisowską hipokryzję oraz ujawniające kulisy tej afery.
Zdecydowany napór partii opozycyjnych przyniósł nieoczekiwany skutek w postaci nagłej zmiany narracji ze strony partii rządzącej. Mimo że jeszcze około południa wicepremier Piotr Gliński mówił w Sejmie, że “Nie jest to kampania rządowa, partyjna. Jest to kampania prowadzona zgodnie z polskim prawem i zapisami statutowymi PFN” to już nieco ponad godzinę później, na specjalnie zwołanym briefingu w Sejmie, wicemarszałek Sejmu i szef klubu parlamentarnego PiS potwierdził, że to rząd Beaty Szydło stoi za kampanią “Sprawiedliwe Sądy”.
“W tej sprawie wokół tego rozpętano histerię, która miała zdezorientować część opinii publicznej, że my chcemy dokonać jakiegoś zamachu na niezawisłość sędziów, trójpodział władzy itd., co oczywiście jest nieprawdą. W takiej sytuacji jest również naturalne, że rząd RP musiał podjąć pewne działania, także o charakterze medialnym, aby tę histerię zrównoważyć i uspokoić. Adresujemy ją do tych wszystkich Polaków, którzy z jednej strony są przekonani o tym, że system prawny, wymiaru sprawiedliwości wymaga gruntowej reformy, czują się często w swoich drobnych sprawach poszkodowani przez ten system, chcemy ich przekonać, że rząd wie o tym i że reforma zostanie przeprowadzona.” – przyznał Ryszard Terlecki.
Paweł Wroński z Gazety Wyborczej na swoim profilu na Twitterze zwrócił uwagę, że wypowiadający te słowa marszałek Terlecki potwierdził, że przez ostatnie trzy dni najważniejsi politycy PiS bezczelnie i prosto w oczy okłamywali opinię publiczną.
Marsz Terlecki mówiąc, że kampanię sprawiedliwe sądy prowadzi rząd PiS przyznaje, że rząd PiS kłamał w tej sprawie przez trzy dni.
— Paweł Wroński (@PawelWronskigw) September 14, 2017
Skąd zatem taki nieoczekiwany zwrot narracji i wskazanie bezpośredniego zlecającego w postaci rządu? Działacze Nowoczesnej wskazują, że powodem może być złożony przez nich wniosek do Państwowej Komisji Wyborczej.
Hit!
PiS przestraszył się wniosku @Nowoczesna do PKW i przyznał do kampanii bojąc się utraty finansowania!!!
cc: @adamSzlapka pic.twitter.com/cPX3OritHu— Piotr Wach (@WachPiotr) September 14, 2017
Gdyby bowiem Państwowa Komisja Wyborcza uznała, że partia prowadzona jest na zlecenie partii Prawo i Sprawiedliwość (przecież projekty zmian w SN i KRS były poselskie), to partii rządzącej groziłyby bardzo poważne kary z utratą subwencji na działanie partii politycznych włącznie. Udowodnienie korzystania w partyjnym celu z budżetu spółek Skarbu Państwa mogłoby przynieść także olbrzymie straty w sondażach oraz trwale spalić możliwość powtórzenia tego triku w kampaniach wyborczych.
Przyjęcie całej odpowiedzialności za kampanię przez rząd pozwoli chociaż częściowo uciec do przodu, oddalając niebezpieczeństwo od partii. Rządu nie obowiązują ograniczenia takie jak partie polityczne, dlatego też nawet jeśli jest to karygodne i zasługujące na potępienie, to rząd odpowiedzialności karnej za takie działanie nie poniesie. Problem jednak w tym, że PiS, niejako w odpowiedzi na zarzuty ze strony m.in. Platformy Obywatelskiej, uruchomiło już kampanię przypominającą choćby to wydarzenie:
Wydawali miliony, nie oglądając się na potrzeby Polaków. Dziś oburzają się na przypominanie patologii nadzwyczajnej kasty. ➡️Podajcie dalej! pic.twitter.com/UIV95tsR6Q
— PrawoiSprawiedliwość (@pisorgpl) September 14, 2017
Prawo i Sprawiedliwość obiecywało inne, rzekomo wyższe standardy i koniec z arogancją władzy. Przyznając się dziś do autorstwa kampanii “Sprawiedliwe Sądy” pokazują, że wszystko to co uważali za złe w wykonaniu dzisiejszej opozycji, sami powtarzają z jeszcze większą butą, potwierdzając tym samym olbrzymią hipokryzję.
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU