Najpierw powiedzmy sobie szczerze kilka rzeczy, a mianowicie, że stosunek USA do Polski jest dla nas bardzo ważny. Tak było i pozostanie i to zarówno w kontekście bezpieczeństwa naszego kraju, ale też innowacji technologicznych czy inwestycji. Obecny rząd działa w tych relacjach na zamówienie Donalda Trumpa, czyli rządzący gotowi są zawsze uczynić to, czego obecny prezydent USA oczekuje, uważa ważne dla siebie. W przyszłości Ameryka zapewne będzie chciała dalej sprzedawać nam to, co może okazać się dla nas dobre i powinniśmy to kupować. Natomiast punktem wyjścia w negocjacjach nie będzie już pewnego rodzaju wasalizm polskiego rządu w stosunku do ważnego partnera. Nie mam wątpliwości, że jeżeli wybory wygra Joe Biden, to będzie on wspierał gospodarczą ekspansję Stanów Zjednoczonych. I tutaj najważniejszym frontem nie będzie Polska. Biden, jeżeli zostanie prezydentem, będzie musiał na pewno zmierzyć się z rosnącą potęgą Chin. Metody układania relacji z Polską na pewno będą inne i wartości świata zachodniego w większym stopniu będą odgrywały rolę w jego administracji, bo takie są oczekiwania jego wyborców. Biden musi się różnić od Trumpa, żeby pokazać, że jest innym prezydentem. Nie wyobrażam sobie, żeby kontynuował w całości politykę Trumpa. Nie mówiąc już o tym, że jest to zupełnie inny człowiek, niż obecny prezydent USA.
Jest ogromna nadzieja, że jeżeli głową państwa zostanie Biden, to będzie na pewno przywódcą bardziej ważącym słowa i powstrzymującym się od kontrowersyjnych działań, które są na granicy konfliktu zbrojnego, a z tym, w przypadku Trumpa, mamy do czynienia. Za poprzedników Stany Zjednoczone na ogół powstrzymywały się od bezpośrednich, zwłaszcza personalnych pogróżek, czy wręcz szantażu. Mam też wrażenie, że konkurent obecnego prezydenta jest też pragmatykiem i zdaje sobie sprawę, że np. sprawy Korei Północnej nie da się rozstrzygnąć bez koordynacji z Chinami, a jedynie obietnicami budowy kurortu w Korei. Natomiast z ostatniego spotkania Kim Dzong Una z Donaldem Trumpem nic nie wynikło. Trudno mi powiedzieć, jaka w tej sprawie byłaby strategia Joe Bidena, ale sądzę, że mogłyby być to działania bardziej przemyślane, niż to, które obserwowaliśmy do tej pory ze strony obecnej administracji.
Co do Pana pytania, to moim zdaniem rząd polski musiałby wpisać się w odmienną narrację i styl działania nowej administracji, co będzie trudne, jeśli w ogóle możliwe. Nie wiem, jak można wytłumaczyć bezpośrednie zaangażowanie najwyższych polskich urzędników w kampanię wyborczą Donalda Trumpa i fakt, że przez ostatni okres rząd polski nie utrzymywał żadnych kontaktów z Demokratami. Tradycją w polskiej dyplomacji zawsze było utrzymywanie stosunków z obiema partiami amerykańskimi, bo patrzyliśmy nieco dalej niż najbliższe 4 lata.. Natomiast straty, które powstały będą bardzo trudne do odrobienia, bo doszło do osobistego zaangażowania i trudno mi sobie wyobrazić jak Andrzej Duda miałby przekonywać po ewentualnej wygranej Joe Bidena do tego, że jest zwolennikiem Demokratów i nowej administracji Białego Domu. Wiemy, że kontrkandydat Trumpa ma zupełnie inne poglądy, niż to, co mówił Andrzej Duda w czasie swojej ostatniej kampanii wyborczej. Jak miałby się odnaleźć w tym prezydent Polski, od którego partia, która go wyniosła, oczekuje kontynuacji zaostrzenia kursu wobec opozycji , a nawet poszczególnych grup zawodowych? Trudno to sobie wyobrazić, co nie oznacza, że relacje nie będą utrzymywane, ale nie będzie zaufania i sympatii które są ważne w budowaniu stabilnych relacji dyplomatycznych. Polski rząd musiałby sięgnąć po jakie nadzwyczajne działania, żeby udowodnić, że praworządność i przyzwoitość istnieją, a przecież nie ma na to najmniejszej ochoty.
Wspomniał Pan o nadzwyczajnych środkach dyplomatycznych. Pana zdaniem, co rząd musiałby zrobić, żeby przekonać Joe Bidena i Demokratów? Czy Pana zdaniem jest to możliwe?
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU