30 lat po upadku komunizmu, teczki wytworzone przez aparat represji nadal meblują w Polsce rzeczywistość. “Trafienia” w Kazimierza Kujdę nie można rozpatrywać tylko w kategoriach najbliższego współpracownika Jarosława Kaczyńskiego lub całego worka haseł o obrzydzeniu i potępieniu wszelkiej maści kontaktów ze Służbą Bezpieczeństwa oraz PRL-owskimi oficerami wojskowych służb specjalnych. To jest temat, w którym całe to środowisko od czasów Porozumienia Centrum czuje się jak kozica na grani. Przepastne archiwa IPN od dawien dawna są ich drugim domem.
Nie trzeba daleko sięgać pamięcią, żeby zobaczyć, jak ważnym elementem w całej układance “dobrej zmiany” są pożółkłe kwity. Niespełna dwa lata temu na linii Antoni Macierewicz – Andrzej Duda wybuchła przecież wojna na teczki. Bliska ówczesnemu szefowi MON “Gazeta Polska” ujawniła, że ekspert Biura Bezpieczeństwa Narodowego płk Czesław Juźwik służył w Wojskowej Służbie Wewnętrznej. Kolejnym prześwietlonym z BBN został Mirosław Wilk, który w latach 1988-90 był oficerem politycznym w 6. Brygadzie Powietrznodesantowej. To wtedy szef BBN Paweł Soloch powiedział o “propagandowej wojnie hybrydowej w rosyjskim stylu”, jaka jest prowadzona przez Macierewicza.
Potem już ruszyła lawina wzajemnych oskarżeń. Dziennikarze zaczęli się przyglądać ludziom związanym lub powołanym na ważne stanowiska przez Antoniego Macierewicza. Okazało się, że jeden z generałów odbył kurs organizowany przez GRU. Następnie wyszło na jaw, że oficerowie zwalczanego od lat przez Macierewicza WSI zostali przez niego obsadzeni jako attache wojskowi w kilku ambasadach. Stwierdzenie “dziennikarze zaczęli się przyglądać”, jest raczej na wyrost, bo pewnie ktoś uprzejmy odpowiednie informacje im przekazał. Nie zmienia to jednak tego, że praktycznie codziennie przez dłuższy czas w mediach trwała wojna na teczki.
Także fakt ujawnienia związków Kazimierza Kujdy ze Służbą Bezpieczeństwa nie jest jakąś nowością, tylko kontynuacją tego, co się zaczęło od Macierewicza oraz prezydenta i będzie miało swój koniec, gdy przyjdzie do ostatecznej rozgrywki przy objęciu schedy po prezesie Prawa i Sprawiedliwości. To jest jeden wielki ciąg technologiczny, na końcu którego jest Jarosław Kaczyński. Media ujawniły również bardzo ważny szczegół dotyczący teczki Kujdy. Po wystąpieniu o wgląd, na akta czeka się co najmniej miesiąc, a czasem dłużej. Wedle rejestrów teczka była w Lublinie, a dziennikarze w Warszawie mieli ją już na drugi dzień. Tak więc ewidentnie widać, że jest to rozgrywka wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości, która jest zapewne przypadkowym odpryskiem “taśm Kaczyńskiego”.
Już dzisiaj można przypuszczać, że teczka Kazimierza Kujdy była w zamierzeniach szykowana jako element obejmowania przywództwa nad ugrupowaniem Jarosława Kaczyńskiego. Ktoś jednak wewnątrz PiS uznał, że już teraz może lekko przystrzyc piórka szefowi PiS. Celowo piszę “lekko”, bo największe armaty są nie tyle w IPN czy w archiwach wojskowych, co na strychach, jak to było z Czesławem Kiszczakiem i dokumentacją, którą jego żona przekazała IPN-owi. Prawdopodobnie “taśmy Kaczyńskiego” wywołały teczkowe ruchy tektoniczne, które miały się odbyć w przyszłości. Nie wiadomo, co jest na kolejnych godzinach nagrań, ale może być tak, że przy okazji “taśm Kaczyńskiego” wybuchnie wojna na teczki, jeżeli nagrania jeszcze mocniej uderzą w samego prezesa.
fot. Shutterstock/praszkiewicz
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU