Z Andrzejem Krajewskim, dziennikarzem, publicystą, wiceprezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w latach 2003 – 2005 i ekspertem ds. wolności słowa w latach 2012 – 2016 o nagonce na marszałka Tomasza Grodzkiego i zaangażowaniu służb w pracę TVP rozmawiał Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: W tym miesiącu mija pierwsza rocznica śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Jak wynika z raportów po śmierci prezydenta Gdańska tylko w 2018 TVP przedstawiało go w negatywnym świetle aż 1773 razy. Analizuje Pan materiały TVP i w związku z tym chciałbym zadać pytanie: czy jest Pan w stanie powiedzieć ile razy od wyboru Tomasza Grodzkiego na marszałka Senatu TVP przedstawiło go w podobnym świetle?
Andrzej Krajewski: Rzeczywiście, analizowałem dla potrzeb Rady Etyki Mediów to, co „Wiadomości” mówiły, a raczej o co oskarżały marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego od 1 do 11 stycznia. W sumie to było dziesięć materiałów. Tylko w Nowy Rok go oszczędzili. Materiały te trwały 28 minut, z czego prof. Grodzki wypowiadał się przez minutę i 45 sekund. Cała reszta czasu to było jego oskarżanie. „Belki”, czyli tytuły materiałów, pokazują o co w nich chodziło: 2 stycznia – „Seria oskarżeń wobec Tomasza Grodzkiego”, 3 stycznia – „Świadkowie: Grodzki brał łapówki”, 4 stycznia – „Tomasz Grodzki w ogniu oskarżeń o korupcję”, 5 stycznia – „Kontrowersyjna podróż marszałka Senatu”, 6 stycznia – „Opozycja kosztem polskiej racji stanu”, 7 stycznia – „Były UB-ek broni Grodzkiego”, 8 stycznia – „Misja Zagranica czyli Grodzki w Brukseli” oraz „Kolejna osoba oskarża marszałka Senatu” i 9 stycznia – „Opozycja prosi o pomoc zza granicy” i „Marszałek Senatu brał łapówki?” 11 stycznia również był materiał oskarżający marszałka Grodzkiego.
Profesor Tomasz Grodzki jest oskarżany przez prorządowe media m.in.: o korupcję w czasach, gdy był ordynatorem oddziału torakochirurgii. Biorąc pod uwagę sprawę prezydenta Adamowicza oraz jej tragiczny finał – czy zasadne jest stwierdzenie, że TVP oczerniając marszałka Senatu może spowodować podobne zakończenie?
Jestem przeciwnikiem takich prognoz, gdyż mogą się one samo spełniać. Te same działania nie muszą wywoływać takich samych skutków. Groźne jest to, że telewizja, która prowadziła długotrwałą nagonkę na prezydenta Gdańska, nie wyciągnęła z tego żadnych wniosków i w podobny sposób prześladuje obecnie trzecią osobę w państwie.
Co więcej, zarzuty, które stawiano Pawłowi Adamowiczowi są podobne do tych, które stawia się dziś prof. Grodzkiemu. W przypadku prezydenta Gdańska podważano zakupy jego mieszkań i zeznania majątkowe; dzisiaj mówi się, że znany lekarz brał łapówki. W obu przypadkach TVP odwołuje się do stereotypów: każdy polityk bierze i każdy lekarz bierze. One istnieją, ale nie wolno ich stosować ani do konkretnego polityka, ani do konkretnego lekarza. To jest bzdura. Oczywiście, że są takie przypadki, ale konkretnemu człowieka trzeba udowodnić takie zarzuty. Obowiązuje przecież domniemanie niewinności. Wysiłki dla „udowodnienia” przez TVP, że doktor Grodzki brał łapówki widać jak na dłoni, gdy anonimowi świadkowie twierdzą, że je dali ponad 20 lat temu.
Co więcej: gdy pojawia się świadek, który twierdzi, że oferowano mu 5000 złotych za zeznanie obciążające dr Grodzkiego, TVP natychmiast znajduje, że w latach pięćdziesiątych pracował on w Urzędzie Bezpieczeństwa. I to jest argument do podważenia jego wiarygodności? Przecież to nie ma nic wspólnego z tym, co on mówi. Dlaczegóż to do byłego pracownika UB nie może ktoś przyjść w celu nakłonienia go do złożenia fałszywego świadectwa? Powiedziałbym, że jest przeciwnie: taki człowiek może być bardziej podatny na współpracę. A jednak on postąpił zupełnie inaczej, upublicznił, że był kuszony. Ma dziewięćdziesiąt lat i pretensje, że nie udokumentował tego spotkania, są nie na miejscu.
Ostatnio media pisały, że CBA apeluje do społeczeństwa o jakiekolwiek donosy na Tomasza Grodzkiego. Czy porównując medialny hejt, który wylał się na Pawła Adamowicza i obecną nagonkę TVP na marszałka Senatu dostrzega Pan w tym kontekście intensyfikację działań służb?
Tak, dostrzegam. Nie oglądałem wszystkich materiałów, które były skierowane przeciwko prezydentowi Adamowiczowi ponad rok temu, analizowałem głównie „Wiadomości” TVP, a większość tych informacji pojawiała się na antenach lokalnych w Gdańsku, ale nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek wzywano do donoszenia. Celem takiego wezwania jest zapewnienie bezkarności osobom, które ewentualnie wręczały łapówki, gdyż odpowiedzialność karna za to obejmuje dającego i przyjmującego. Dlatego służby oferują „ułaskawienie” osobom, które złożą konkretne zeznania. To jest nagonka organizowana przez TVP, w której udział biorą lub same ją organizują polskie służby.
Zastanawia mnie jeszcze jedno. Na początku grudnia dowiedzieliśmy się, że poprzedni marszałek Senatu – Stanisław Karczewski, również lekarz, zarobił 400 tysięcy złotych na bezpłatnym urlopie w swoim szpitalu. Pracował w nim jako płatny wolontariusz. W sprawie zapłaty za ten „wolontariat” były negatywne opinie, ale Marszałek oparł się na piśmie Biura Analiz Sejmowych, gdzie stwierdzono, że mógł zarobić te pieniądze. Mimo to nie przypominam sobie nie tylko nagonki na marszałka Karczewskiego, ale nawet informacji o tym w TVP. Sprawdzić nagrań nie mogłem, bo one są dostępne tylko przez miesiąc.
Jaka jest różnica w sytuacji obu marszałków Senatu? Marszałkowi Karczewskiemu udowodniono prawdopodobne naruszenie prawa. Marszałkowi Grodzkiemu władza i jej media dopiero usiłują to udowodnić, prowadząc na niego nagonkę. Dlaczego? To proste Marszałek Grodzki jest z opozycji, a poprzedni – z partii rządzącej. Tyle o równości wobec prawa i TVP w państwie PiS.
Czy Pana zdaniem można teraz mówić o planowym wspomaganiu TVP przez służby w oczernianiu polityków szeroko pojmowanej opozycji, czy jest to raczej tylko o wyraz nadgorliwości i niekompetencji tychże służb?
Nie wiem. Ale opierając się na tym, co widzę, sądzę, że istnieje świetna współpraca między służbami, a TVP. Świadczy też o niej książka byłego dziennikarza TVP INFO, Mariusza Kowalewskiego, który ujawnia, że polecenia na temat pokazywania materiałów na antenie przychodziły w tajemniczy sposób. TVP jest de facto częścią machiny państwowej. A przypomnę, że zgodnie z artykułem 21 ustawy o radiofonii i telewizji media publiczne mają cechować pluralizm, bezstronność, wyważenie i niezależność. Tyle o przestrzeganiu prawa przez TVP.
Jak często, Pana zdaniem, służby dostarczają materiały dotyczące opozycji dziennikarzom TVP? Czy działo się tak też za poprzednich rządów?
Naprawdę nie wiem. Można to tylko osądzić po rezultatach i „opluwania” przez TVP ludzi niewygodnych dla władzy. Jak widać i słychać rezultaty tej współpracy są znakomite.
W jaki sposób zwykły obywatel może przeciwdziałać atakom mediów rządowych na marszałka Grodzkiego i na innych polityków opozycji? A może jakiś profesjonalista, obeznany w mechanizmach pracy TVP potrafiłby wymyślić jakąś skuteczną metodę walki z falą medialnego hejtu, najlepiej taką, która przekonałaby żelazny elektorat Zjednoczonej Prawicy?
To jest pytanie, które dziś zadaje sobie wiele osób, bo okazuje się, że obywatele i opozycja są bezradni wobec tego, co się dzieje. Dlatego, że władza ma nich tylko TVP, ale też Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, a to jest organ kontrolny w stosunku do mediów publicznych. Pozostaje Najwyższa Izba Kontroli, która może kontrolować Krajową Radę, ale tylko pod względem finansowym, a nie merytorycznym. To należy do Sejmu i Senatu, które zatwierdzają coroczne sprawozdanie KRRiT. Prezydent może podważyć ich negatywną decyzję.
Co w tej sytuacji można zrobić? Uważam, że nadal warto składać skargi do KRRiT. Jeszcze tych skarg nie wyrzucają. Rejestrują je i choć odpowiedzi na nie są bałamutne i spóźnione, to przynajmniej liczba skarg w konkretnych sprawach zostaje odnotowana.
Po drugie, myślę, że warto rozmawiać o telewizji rządowej i o innych mediach „publicznych” z różnymi ludźmi w różnych okolicznościach – przy rodzinnym stole, na jarmarku, przed domem, gdziekolwiek. Warto też, wściekając się, oglądać te wiadomości i czytać, co się o nich pisze w niezależnych mediach, Internecie, w stanowiskach Rady Etyki Mediów. I docierać z tą wiedzą do ludzi, którzy są z innej niż nasza bańki informacyjnej, pytać ich czy to jest w porządku. I nie przyjmować argumentów, że za poprzednich władz było tak samo. Nie, nie było. Za rządów PO-PSL telewizja nie była w rękach ludzi skłaniających się do PO, ponieważ do połowy 2010 roku na czele telewizji i w składzie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji byli ludzie, którzy sympatyzowali z PiS-em, a w latach 2006 – 2007 zostali wybrani do KRRiT. Nie ma tu symetryzmu.
Priorytetem obecnej władzy jest posiadanie aparatu propagandowego w postaci mediów publicznych. Poprzednia ekipa stroniła od nich w przekonaniu, że kto ma media publiczne, ten przegrywa wybory. Nie miała ich i przegrała, a PiS wyciągnął wnioski.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU