Niepełnosprawny Tomasz siedział w areszcie, bo groził śmiercią prezydentowi Warszawy Rafałowi Trzaskowskiemu. Jak twierdzi, zainspirowały go artykuły i reportaże w prorządowych mediach. Wyszedł już na wolność i rozmawiał z dziennikarzami “Gazety Wyborczej”.
Przeprosiny
– Czy może pan napisać, że bardzo przepraszam prezydenta Trzaskowskiego i dziękuję, że mnie wyciągnął? Bardzo proszę to napisać. Mogę mieć inne zdanie na temat jego polityki, ale nie powinienem mu grozić. Bardzo żałuję – powiedział ponoć na starcie rozmowy z mediami Tomasz.
Choruje m.in. na pląsawicę Huntingtona (poza tym na astmę, jaskrę, ma chore stawy i płuca). To rzadkie schorzenie genetyczne, które atakuje mózg. Przez to chorzy tracą kontrolę nad swoimi ruchami. Źle wpływa to też na ich stan psychiczny – stają się nerwowi, popadają w obsesje.
I w tym ostatnim tkwi geneza tragedii Tomasza. Na początku czerwca zadzwonił on do kancelarii prezydenta RP Andrzeja Dudy. Zapowiedział, że zabije Rafała Trzaskowskiego. Niedługo potem zatrzymała do policja.
– Gdy policjanci zobaczyli, jak się chwieję, stwierdzili, że chyba mam coś z głową. Kiedy się przewróciłem, jeden powiedział, żebym nie świrował. Przejęli się dopiero, gdy w izbie zatrzymań dostałem ataku padaczki. Wezwali pogotowie – wspomina Tomasz. – Nigdy nie chciałem zabić prezydenta Trzaskowskiego. Poniosły mnie emocje, nawet nie pamiętam, co mówiłem. Przejąłem się, bo dowiedziałem, że zabrał pieniądze na turnusy dla niepełnosprawnych i chce odbierać renty – wyjaśnia.
Problem polega na tym, że urząd miasta Warszawa wstrzymał dofinansowanie turnusów rehabilitacyjnych, ale przez epidemię koronawirusa. W przyszłym roku wszystko wraca do normy. Sytuację wykorzystały jednak media, które stoją po stronie PiS-u (m.in. TVP Info). Wszystko przedstawiono inaczej: tak, że to Trzaskowski wstrzymał pieniądze i nie chce pomóc inwalidom.
Straszne dni
Prokuratura zażądała aresztowania Tomasza, a sąd się na to zgodził.
– To były straszne dni. Gdy zawieźli mnie do aresztu, lekarka powiedziała, że w ogóle nie powinienem się tam znaleźć. Kolega z celi pomagał mi się myć. Strażnicy na początku złościli się, że nie wstaję podczas apelu, a ja miałem problem, by się podnieść. Potem chcieli zabrać mnie na spacer, ale spadłem ze schodów. Od tej pory po areszcie wozili mnie już na wózku inwalidzkim. Miałem codziennie ataki padaczki – opowiada Tomasz.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU