Agencje wywiadu Stanów Zjednoczonych wydały wspólny, długo wyczekiwany raport na temat potencjalnego wpływania na przebieg i wynik amerykańskich wyborów prezydenckich przez rosyjskie służby. Dokument prezentuje szereg mocnych tez potwierdzających silne zaangażowanie Rosji w zdyskredytowanie Hillary Clinton, w celu zarówno zmniejszenia jej szans na wygraną, jak i osłabienia jej pozycji w przypadku zwycięstwa. Raport zawiera wnioski wysnute przez CIA, FBI i NSA. Dokument jednak rozczarowuje. Nie jest w stanie rozwiać wszelkich wątpliwości w sprawie, gdyż agencje nie upubliczniły materiału źródłowego, na podstawie którego wysnuły swoje wnioski. Tym samym ciężko mówić, aby raport miał wartość dowodu.
Przyjrzyjmy się ustaleniom amerykańskich służb:
- To Władimir Putin osobiście nakazał ingerencję w amerykańskie wybory. Odrzucono hipotezy, że mogłoby być to samodzielne działanie wywiadu lub środowisk około kremlowskich.
- Ingerencja miała na celu podważenie zaufania do amerykańskiej demokracji i pokazania Stanów Zjednoczonych jako państwa hipokrytycznego w głoszonych przez siebie wartościach. W ten sposób demokracja stałaby się mniej atrakcyjna dla Rosjan i mieszkańców państw dla Rosji ościennych.
- Rosjanie chcieli osłabić szanse Hillary Clinton na zwycięstwo lub chociaż podminować jej pozycję na początku prezydentury.
- Agencje mają wysoki stopień pewności (NSA umiarkowany), że celem ingerencji było bezpośrednie wsparcie Trumpa. Potwierdzać taką tezę mogą pozytywne reakcje rosyjskich reżimowych mediów po zwycięstwie Trumpa.
Wykorzystanie narzędzi cyberwojny w polityce i ingerowanie w wybory w innych państwach przez Rosję jest nie do zakwestionowania, czego przykładem jest choćby finansowanie eurosceptycznych partii w Europie. Samo wpływanie na amerykańskie wybory wpisuje się w popularną w Rosji koncepcję “wojny hybrydowej” (nie komentując tu wypaczenia i nadużywania tego pojęcia przez polityków Prawa i Sprawiedliwości). Raport w powyższych tezach jest z punktu widzenia geopolityki dość logiczny. Wadą dokumentu jest jednak lekceważenie dziennikarzy i obywateli, gdyż zakłada on, że służby są organem takiego zaufania publicznego, że źródła ich tez nie musza być dłużej solidnie udokumentowane. Oczywiście agencje muszą chronić swoich informatorów, jednak zbyt luźne operowanie tezami nie rozwiązuje wątpliwości, ale buduje grunt pod teorie spiskowe.
Autorzy wskazują, że atak był zemstą Putina za aferę Panama Papers i aferę dopingową z rosyjskimi sportowcami. Wymienione skandale Prezydent Rosji w jednej z wypowiedzi określał działaniami Stanów Zjednoczonych, które miały uderzać w wizerunek Rosji. Co więcej agencje przywołały wypowiedzi Putina, w których oskarżał samą Hillary Clinton o inspirowanie antyrządowych protestów w Rosji w 2011 i 2012 roku. Tym samym za wysoce prawdopodobne uznano osobistą zemstę Prezydenta Rosji na kandydatce demokratów. Niestety rzucanie oskarżeń o interwencje w przebieg wyborów na podstawie pojedynczych wypowiedzi Władimira Putina z przestrzeni ostatnich lat nie jest do końca poważne. Stany Zjednoczone są rywalem Federacji Rosyjskiej, zatem naturalnym jest, że Putin próbuje obwiniać je za porażki swojego rządu. Motyw był, jednak między takimi luźnymi deklaracjami, a podjęciem ryzykownej politycznej zemsty jest daleka droga, dlatego na podstawie kilku wypowiedzi ciężko wyciągać tak daleko idące wnioski.
Raport sugeruje także, że Rosja mogła preferować Trumpa, ponieważ uznała, że będzie on podatny na jej wpływy z powodu biznesowych zależności, na podobnej zasadzie jak Rosjanie wpływali na byłego Kanclerza Niemiec, Gerharda Schroedera. Jednak Trump nie ma obecnie w Rosji poważnych projektów biznesowych, dlatego źródło takiego wniosku wydaje się być nie do końca zrozumiałe
Raport oczywiście odnosi się do kluczowych elementów wycieku informacji, czyli zhakowania serwerów Partii Demokratycznej, do których dostęp Rosjanie mieli utrzymywać niemal przez rok. Także wskazano na postacie samych hakerów, takich jak Guccifer 2.0, który uchodził za rumuńskiego hakera, a z badań służb wynika, że stoi za nim cała grupa osób związana z rosyjskim GRU. Autorzy wskazali, że Wikileaks nie musiała być świadoma źródła, z którego pozyskiwała publikowane materiały.
Raport amerykańskiego wywiadu na pewno wnosi ciekawe całościowe spojrzenie na problem ingerencji w demokratyczne wybory. Stanowi ostrzeżenie dla wszystkich demokracji, że muszą mieć się na baczności przed ingerencją zagranicznych służb. Jednak kluczowym problem raportu jest brak odpowiedzialności autorów za słowo. W czasach fałszywych newsów i masowej propagandy od instytucji tego pokroju należy oczekiwać ważenia słów i nie rzucania politycznych sloganów, a przede wszystkim solidnego udowodnienia stawianych tez. Tego ostatniego nie było, dlatego można mieć obawy, czy raport jest dokumentem politycznie obiektywnym. Rodzi to pole do oskarżeń. Sam Donald Trump, komentując doniesienia agencji, nawiązał do wiarygodności wywiadu przy oskarżeniach Saddama Husajna o posiadanie broni masowego rażenia. Aby przeciwstawić się metodom rosyjskiego wywiadu, tego typu raporty muszą być w pełni wiarygodne, inaczej intencje autorów mogą zostać poddane w wątpliwość, a część społeczeństwa w jakąkolwiek ingerencję nie da wiary, a na to liczą cyberprzestępcy.
fot. Getty Images
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU