Zaraz miną dwa tygodnie od pierwszej i tydzień od drugiej części publikacji Newsweeka pod tytułem “Sekrety twierdzy PiS”. Piszę to celowo ze względu na to, że po takim czasie chyba mogę już przytoczyć znaczą cześć fragmentów publikacji nie narażając wydawcy na straty w liczbie sprzedanych egzemplarzy. Z jednej strony czytelnik może obśmiać się jak norka, z drugiej po pewnym czasie nachodzi refleksja, że tak naprawdę to co zostało tam opisane, jest obrazem strasznie smutnym. Jarosław Kaczyński urzędujący na Nowogrodzkiej to przypadek osoby kompletnie niesamodzielnej, oderwanej od otaczającego świata i zacofanej. Jak sobie to porównam z moim tatą, który jest z tego samego rocznika, to jednak wolę model dynamiczny niż model posiadający ogromną władzę, ale opartą na charakterze życiowej ułomności.
Wiązanie krawatów, kupowanie jedzenia dla kota, drukowanie internetu, czyszczenie marynarki z paprochów, przynoszenie wypłaty, kupowanie mu butów, koszul czy nawet skarpet. Tak wygląda codzienność Jarosława Kaczyńskiego. Jak się czyta takie rzeczy to staje przed oczami obraz kogoś przykutego do łóżka i pozbawionego podstawowych funkcji życiowych. Jak bardzo prezes jest oderwany od rzeczywistości pokazuje opisana historia. Pewnego razu jeden z polityków był na Dominikanie i rozmawiał z nim przez telefon. Prezes nie mógł wyjść ze zdumienia, że może porozmawiać z kimś na drugiej półkuli i zapytał – Jak to jest Pan w dżungli? Przecież rozmawiamy przez telefon. To przekraczało jego wyobrażenie, że może zamienić kilka zdań z kimś oddalonym o tysiące kilometrów. Innym razem chciał, żeby mu kupiono książkę, ale zaznaczył, że podobno trudno ją zdobyć. Pracownik z Nowogrodzkiej kupił ją po 15 minutach dodając, że była też dostępna we wszystkich księgarniach internetowych. Książki to jego pasja, ale boi się chodzić do księgarni. Boi się, że jeszcze ktoś na niego nakrzyczy. Tak kiedyś ze smutkiem wyznał jednemu ze swoich współpracowników.
Jest też opisana ciekawa historia z Bartłomiejem Misiewiczem. Prezes stracił cierpliwość do Antoniego Macierewicza i jego złotego dziecka po ujawnieniu przez Rzeczpospolitą i Fakt jego nominacji do Polskiej Grupy Zbrojeniowej z zarobkami na poziomie 50 tys. złotych. Wybuchła medialna burza, a Kaczyński tego samego dnia na konferencji poinformował o zawieszeniu Bartłomieja Misiewicza w prawach członka partii i powołaniu komisji do zbadania całej sprawy. Newsweek opisuje wizytę “podejrzanego” na Nowogrodzkiej. Kaczyński nakazał Misiewiczowi wyjechanie z Polski! Ja rozumiem, że prezes jest wszechwładny, ale to za poprzedniego systemu organy represji nakazywały niewygodnym osobom wyjazd z kraju z biletem w jedną stronę. Będę tutaj bronił Misiewicza, bo on tak naprawdę jest tutaj najmniej winny. Głównym prowodyrem całego zamieszania był Antoni Macierewicz, który systematycznie i ostentacyjnie pokazywał, na jak wiele może sobie pozwolić. Gdy wszyscy w Prawie i Sprawiedliwości odetchnęli już z ulgą, że sprawa Misiewicza została załatwiona, to wtedy ni z gruszki, ni z pietruszki urzędujący szef MON w rocznicę katastrofy smoleńskiej dał intratną posadę swojemu podwładnemu. Dlatego ja nie rozumiem czemu Kaczyński chciał wysłać Misiewicza na drugi koniec świata, a nie Macierewicza, który był naczelnym mąciwodą.
Jarosław Kaczyński nie lubi nawet jeść w towarzystwie ponieważ przeszkadzają mu nieznośne odgłosy jedzenia. Obiad, który oczywiście przynosi portier, je w samotności. Tygodnik pisze, że do szału doprowadził go obiad z Andrzejem Lepperem, który za bardzo mlaskał. Z powodu odgłosów jedzenia prezes nie przepadał za Kancelarią Premiera, wspomina anonimowo były minister. “Nie lubię tu być, wszyscy przychodzą i ciągle mi tu chrupią” – mówił Kaczyński. Mniejsza z tym, że odgłosy jedzenia, gdy był premierem, nie pozwalały mu sprawnie zarządzać państwem, ale nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jakie katusze musiał przeżywać, gdy spotykał się na obiadach roboczych lub poczęstunkach z głowami innych państw.
W 2009 roku wizytował Ostrołękę i podczas spotkania jeden z mieszkańców powiedział, że Słowacja od czasu przyjęcia euro przeżywa ciężki kryzys. Jako dowód opisał mu swój lot na urlop. Z samolotu zauważył, że Polska jest w nocy rozświetlona, a Słowacja wygląda jak czarna dziura. Jednym słowem – nie mają nawet na prąd. Opowieść trafiła na podatny grunt u prezesa i podczas konferencji na Nowogrodzkiej przytoczył opowieść jako przykład. “Niektórzy odwołują się do Słowacji. To proszę, można się przyjrzeć, jak się leci samolotem. Z powietrza widać, ile tam się świateł pali w porównaniu z Polską”. To szok i niedowierzanie z jaką łatwością można mu czasem wcisnąć dowolną bzdurę. Przykładem z ostatnich dni jest choćby sprawa odwołania festiwalu w Opolu. Kaczyńskiemu nawkładano do głowy, że to był spisek oderwanych od koryta elit politycznych i muzycznych, po czym wziął w obronę prezesa TVP. Dopiero po jakimś czasie porozmawiał z ludźmi ze świata kultury, którzy nakreślili mu obraz dużo bardziej odmienny od tego, jaki raczył przedstawić Jacek Kurski i pewnie kilku jego partyjnych akolitów. Prasa donosi, że po tym wszystkim Jacek Kurski jest na cenzurowanym u prezesa.
Prezes niechętnie wychodzi z Nowogrodzkiej. Lubi tylko długie podróże ze swoim kierowcą, podczas których obserwuje Polskę przez szybę. Były doradca – “Może ją komentować. Oceniać. Jest szczęśliwy, bo Polska zza szyby nie zrobi mu przykrości. Nie zaatakuje go. Nie rozczaruje. Jest dokładnie taka, jak ją sobie wyobraża.” To pewnie dlatego boi się wychodzić do księgarni. To pewnie dlatego dostaje takiej furii, gdy w czasie miesięcznicy zbierają się protestujący z białymi różami. Otoczony świtą kadzącą mu od rana do wieczora ma własny świat. I w tym jego świecie, przy odrobinie dobrej percepcji, można mu wcisnąć każdą głupotę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU