– Problem polega na tym, że przepis był pisany na kolanie i jest bardzo nieprecyzyjny – mówi Money.pl radca prawna Monika Katarasińska. – W dużym skrócie chodzi o to, że jeśli do przedszkola chodzi choćby jedno dziecko, którego jeden rodzic jest uprawniony rozporządzeniem do wysłania swojej pociechy do placówki, to jest to automatycznie rozszerzone na wszystkie inne dzieci.
Przedstawiciele przedszkoli i żłobków, z którymi rozmawiał portal, przyznają, że dzięki nieprecyzyjnie napisanemu przepisowi, nie obawiają się kontroli sanepidu czy policji. Zresztą policja też niespecjalnie garnie się do kontroli placówek.
– Uprzejmie przypominam, że podmiotem dominującym w zakresie zwalczania zjawiska epidemii COVID-19 jest Państwowa Inspekcja Sanitarna. Policja w każdy możliwy sposób wspiera działania związane z ograniczeniem zjawiska pandemii, jednak nie czujemy się upoważnieni do wypowiadania w zastępstwie innych podmiotów – wyjaśnia w rozmowie z Money.pl nsp. Mariusz Ciarka, rzecznik Komendanta Głównego Policji.
Źródło: Money.pl
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU