Na manifestowaniu zyskujemy jedynie emocjonalne poczucie wspólnoty i zjednoczenia. Jednocześnie konsolidujemy się przeciwko inaczej myślącym rodaczkom i rodakom, utwierdzając się w przeświadczeniu, że są źli i niebezpieczni. Jako społeczeństwo oddalamy się od siebie w dwóch blokach, tracąc szansę na większy przepływ między elektoratami. Albo jesteś z nami, albo przeciwko nam! Im większa wojna między obozami, tym psychologicznie trudniejsza staje się zmiana poglądów.
W takiej sytuacji, nawet jeśli partia prodemokratyczna uzyska 1-3-procentową większość, będzie tylko znosiła reformy poprzedników. Tak jak i obóz skrajnej prawicy będzie kolejno znosił jej. Już dziś niemożliwe staje się planowanie i realizowanie polityki w okresach dłużnych niż pozostające pomiędzy kolejnymi wyborami. A może być jeszcze gorzej. Państwo może być pozbawione zarządzania i utrzymywać się jedynie na cienkiej nitce degenerującej się klasy urzędniczej.
Protestowanie miałoby sens, gdybyśmy wszystkie i wszyscy rozumieli demokrację, jako rządy większości z poszanowaniem głosów mniejszościowych. Z przekazów ugrupowania rządzącego od dawna można jednak wyczytać, że rozumie ją inaczej, że chce sprawczości. Zależy mu na walce z „imposybilizmem”.
W tej sytuacji protesty wywierałyby wpływ na władzę, ale tylko wtedy, gdyby planowane reformy stanowiły zerwanie umowy zawartej pomiędzy PiS a jego wyborcami i to oni staliby na ulicach. A pod sądami stoi przecież tylko opozycja, ludzie, którzy byli i będą przeciw. Ani jedna osoba więcej, ani jeden rozczarowany wyborca lub wyborczyni ugrupowania Kaczyńskiego. Niedawno były wybory i Prawo i Sprawiedliwość uzyskało większość, nie ukrywając chęci dalszych zmian.
Jeśli zatem nie da się wymusić zaniechania reform protestami, to po partnersku trzeba przekonywać. Jasna wizja poprawy sytuacji zwykłych ludzi w sądach powinna być promowana już od kilku lat. Przez ten czas dotarłaby do większości obywateli i obywatelek w Polsce. W krytycznym momencie mieliby szanse stwierdzić, że choć wymiar sprawiedliwości działa źle, to istnieje mniej ryzykowny sposób jego reformy niż upolitycznienie. Niestety opozycji polityka miesza się z wojną.
Przejawem hipokryzji jest także to, że większość wyborców Koalicji Obywatelskiej lub Lewicy sama nie chciałaby słabej władzy, niebędącej w stanie prowadzić innej polityki niż „ciepła woda w kranie”. Liberałowie chcą wreszcie prawdziwych ulg dla biznesu, a lewica progresywnych podatków. Wiele osób czeka też na postawienie szlabanu finansowaniu kościoła katolickiego z budżetu państwa, na liberalizację prawa antyaborcyjnego oraz równość małżeńską. Oczywiste jest, że jeśli wygrają partie usiłujące zrealizować te postulaty, liczne protesty prawicy także się odbędą.
Zamiast puszczania pary w gwizdek wiecowych przemów warto do sprawy podejść strategicznie. Przewidywać kolejne posunięcia z długim wyprzedzeniem. Zainwestować emocjonalny wysiłek nie tylko w rozgorączkowane zwoływanie podobnie myślących obywatelek i obywateli. Nakłaniać wybitne umysły do badania potrzeb społecznych, konstruowania rozwiązań realnych ludzkich problemów, a następnie czynienia ich łatwymi do zrozumienia dla szerokich mas odbiorców. Ukierunkować się na tworzenie przestrzeni ułatwiających ich przekazywanie i promowanie. By taka przestrzeń zaistniała, nie można się dalej rozdzielać, trzeba spotkać.
I nie chodzi tutaj o budowanie kolejnej MacPartii. Nowoczesna, a potem Wiosna pokazały, że nie wystarczy samo zebranie i sklejenie tego co odpowiednie grupy wyborców i wyborczyń już teraz myślą. Zawsze musi być też element kreacji, odkrywania przed ludźmi nowych horyzontów, poprzez wspieranie ich w artykułowaniu problemów, których sami nie potrafią jeszcze odpowiednio nazwać i opowiedzieć. Nie ma na to takiego patentu jak na skuteczne zgłoszenie zgromadzenia. Ale skoro tak bardzo zależy nam na dobru publicznym, to możemy chociaż spróbować wysilić się inaczej, niż nieskutecznie paląc świeczki.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU