Prawo i Sprawiedliwość pozbawiło opozycję jej naturalnych sposobów uczestniczenia w debacie publicznej, a to oznacza, że opozycja funkcjonuje w warunkach trudnych i to powinien być sygnał, który moim zdaniem nie został jeszcze odebrany przez polityków opozycji. Opozycja nie powinna funkcjonować tak, jak w normalnym demokratycznym państwie, ale wziąć pod uwagę, że za chwilę może funkcjonować tak samo jak w Rosji czy na Białorusi. Jednak, żeby funkcjonować w takich warunkach, trzeba się tego najpierw nauczyć, a opozycja niestety ciągle się łudzi, że PiS przegra najbliższe wybory. – Z politolożką, prof. Renatą Mieńkowską-Norkiene o obecnej sytuacji politycznej w kraju rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Nowa Lewica powstała latem tego roku z połączenia Wiosny z SLD i dość blisko współpracuje z partią Razem. Jednak niemal od początku istnienia występują w tym ugrupowaniu silne konflikty wewnętrzne i skłonność do ruchów secesjonistycznych. Gdzie upatrywałaby Pani przyczyn takiej sytuacji?
Prof. Renata Mieńkowska–Norkiene: Jeżeli chodzi o polską lewicę, to upatrywałabym tu silnego czynnika ludzkiego oraz czynników, które wiążą się z resentymentami. Poza tym problemem jest też elektorat, który jest rozproszony i zróżnicowany. Dzieli się on na wyborców, którzy są wierni postkomunistycznym wartościom SLD i głównie młodzież, która jest progresywna i widzi w lewicy szansę na przeprowadzenie rewolucji na wielu płaszczyznach. Mam tu na myśli polityków Wiosny i Razem adresujących swój przekaz do młodszego elektoratu, który jest o tyle trudny, że nie jest wierny, a zależy mu na programie w bardzo wielu kwestiach. Poza tym, ci potencjalni wyborcy są nietolerancyjni na uprawianie polityki, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. To powoduje, że lewica ma problem, jaki przekaz i do kogo adresować.
Po drugie: w Nowej Lewicy nie ma charyzmatycznych przywódców, którzy potrafiliby pociągnąć za sobą całą koalicję. To powoduje, że lewica jest w takiej, a nie innej kondycji. Oprócz tego – słynne głosowanie za Krajowym Planem Odbudowy, które w oczach wielu wyborców zostało odebrane jako akt zdrady wartości. Później trudno jest wytłumaczyć wyborcom, że broni się ideałów, a jednocześnie siada się do stołu z partią rządząca, która ma na sztandarach zupełnie inne wartości, zwłaszcza że pozostałe ugrupowania w tym konkretnym głosowaniu zagłosowały przeciw. To osłabia zaufanie wyborców do lewicy.
Pamiętajmy też, że lewica funkcjonuje w Polsce w specyficznych warunkach. To znaczy, że ugrupowaniom lewicowym łatwiej jest odnaleźć się w koalicji i wejść do Sejmu, niż samodzielnie. Oprócz tego lewica jest potrzebna opozycji, bo jej ewentualne niedostanie się do Sejmu może spowodować, że w następnych wyborach PiS może stworzyć rząd z Konfederacją. A więc lewica ma bardzo trudny orzech do zgryzienia, bo chce pokazać, że jest po stronie anty-PiSu, a jednocześnie zachować swoją tożsamość oraz wejść do parlamentu w najbliższych wyborach. To też jest trudna sytuacja dla reszty opozycji, której nie zależy, żeby lewica nie weszła do Sejmu w najbliższych wyborach parlamentarnych, ale liderzy lewicy muszą jej pokazać swoją wiarygodność, którą utracili.
W jaki sposób powstanie koła PPS może wpłynąć na resztę opozycji?
Trudno powiedzieć, bo najprawdopodobniej PPS przyłączy się do Koalicji Obywatelskiej lub innego ugrupowania. Być może rozłam w Nowej Lewicy był próbą wymuszenia negocjacji i osiągnięcia jakichś korzyści przez polityków, którzy odeszli.
Po drugie: w obecnej sytuacji politycznej nienajlepsza jest próba zachowania na siłę swojej tożsamości przez lewicę i niepodejmowania współpracy z pozostałymi ugrupowaniami opozycji. Lewica powinna mieć świadomość, że w najbliższych wyborach parlamentarnych musi przejść przez próg wyborczy i że walczy o te same wartości, co reszta opozycji. Jeśli lewica sama nie pokaże swojej wiarygodności, to próby podkopywania jej wiarygodności przez innych nadal będą trwać.
Odpowiadając bezpośrednio na Pana pytanie: nie sądzę, żeby powstanie nowego koła wpłynęło mocno sytuację na opozycji, ale – tak jak mówiłam wcześniej – lewica musi mieć program dla swoich wyborców, a zwłaszcza młodych, którzy są trudnym elektoratem. Niestety, opozycja nie potrafi tych ludzi zagospodarować, a należy powiedzieć, że jest ich sporo. To jest zadanie dla liderów opozycji, żeby ze swoim przekazem docierać do konkretnych grup społecznych.
Polska opozycja jest bardzo spolaryzowana, a chwilami można odnieść wrażenie, że część opozycyjnych ugrupowań widzi większe zagrożenie w Platformie Obywatelskiej niż w dalszych rządach Zjednoczonej Prawicy. Co, Pani zdaniem, mogłoby skłonić liderów opozycyjnych partii do współpracy i wystawienia wspólnej listy na najbliższe wybory?
Na pewno wola polityczna ugrupowań opozycyjnych i ustalenie wspólnego programu, który umożliwiłby odsunięcie Zjednoczonej Prawicy od władzy. Natomiast – zanim doszłoby do utworzenia wspólnej listy – to opozycja musi zacząć ze sobą rozmawiać i co należy podkreślić, rozmowy te powinny mieć trzy aspekty.
Po pierwsze: arytmetyka sejmowa. To znaczy – powinna być pełna jasność, co do tego, ile ugrupowania opozycyjne mają szansę dostać. Niestety, polityka to nie kwestia tylko i wyłącznie programów politycznych, a więc rozmowa na temat arytmetyki w gronie liderów opozycyjnych w sytuacji wspólnej listy jest nieunikniona.
Po drugie: różnice między ugrupowaniami, o których rozmawialiśmy, a które są istotne dla ich tożsamości. Nie należy ich niwelować we wspólnym przekazie, bo wyborcy tego nie chcą. Chcą mieć swoich reprezentantów.
Po trzecie i najważniejsze – koalicja ugrupowań opozycyjnych, które chcą przywrócić demokrację w Polsce powinny mieć wspólny przekaz dotyczący: demokracji, gospodarki, Unii Europejskiej i pozostałych kwestii, które są dla nich wspólne. Oprócz tego liderzy muszą pamiętać, o co grają i zrezygnować ze swoich ambicji w niektórych sytuacjach. To dotyczy nie tylko lewicy, ale i pozostałych ugrupowań. Jeżeli opozycja i niektórzy politycy będą o tym pamiętać, to szansa na wspólną listę jest. Pamiętajmy też, że w systemie wyborczym, jaki jest w Polsce, można wygrać wybory, ale po przeliczeniu mandatów je przegrać. Reasumując: opozycja powinna mieć świadomość, co jest na szali – nie może sobie pozwolić tylko na zaznaczanie swojej odrębności i tożsamości.
Co, Pani zdaniem, może być katalizatorem do ustalenia wspólnego programu i wartości przez ugrupowania opozycyjne?
Trudno powiedzieć, gdyż było już tyle niewykorzystanych sytuacji, które powinny doprowadzić do zjednoczenia opozycji. Ostatnio chociażby Lex-TVN, gdzie na szali zostało postawione bezpieczeństwo Polski, gdyż ustawa uderzała w interesy Stanów Zjednoczonych, a pamiętajmy, że Rosja na granicy z Ukrainą zbiera wojska. Oprócz tego ciągle jest nierozwiązana sytuacja na granicy z Białorusią. Jeżeli opozycja nie odbiera tego jako sygnału do zjednoczenia, który zostałby przez wyborców zrozumiany, gdyż – tak jak powiedziałam – chodzi o bezpieczeństwo kraju, to oznacza, że opozycja nie potrafi wznieść się ponad własne słabości.
Moim zdaniem za Lex-TVN może stać więcej intencji po stronie rządzących, niż tylko chęć zniszczenia TVN. To znaczy niepodpisanie przez Andrzeja Dudę ustawy umożliwia rozgrywanie wyborców, którzy się wahają i to może być pewien bonus dla PiS-u. Z drugiej strony – rządzący mogą tą ustawę znowu wnieść pod procedowanie, jeżeli dziennikarze nie będą wystarczająco posłuszni, a nad partią rządzącą zaczną się zbierać czarne chmury w wyniku opisywanych w mediach afer. Prezydent – wetując ustawę – sprawił, że temat znikł, ale nie oznacza, że ustawa ta nie wróci.
Czy, Pani zdaniem, w kwestii wolności słowa, mediów i dostępu do informacji możemy wrócić do czasów Radia Wolna Europa?
Trudno mówić, żeby obecne media mogły oddać wielość poglądów w sytuacji, w której Polska spada w międzynarodowych rankingach wolności mediów, chociażby dlatego, że niektóre media będą bały się konfrontacji z władzą i zaczną się autocenzurować. Tak się nie musi stać, ale fakt, że lex-TVN był procedowany w takim tempie i nie wiemy, czy nie wróci znowu na salę plenarną w dogodnej sytuacji dla PiS-u. To może wywołać efekt mrożący dla pozostałych mediów, a to może spowodować, że Radio Wolna Europa może się pojawić.
Zjednoczona Prawica w coraz większym stopniu zawłaszcza wszelkie instytucje państwa, niwelując niejako przy okazji trójpodział władzy. Czy w tej sytuacji nie grozi nam, że opozycja będzie zmuszona zejść do podziemia, gdyż jej działalność zostanie uznana za nielegalną i niekonstytucyjną?
Prawo i Sprawiedliwość pozbawiło opozycję jej naturalnych sposobów uczestniczenia w debacie publicznej na forum Parlamentu, także w mediach publicznych, a to oznacza, że opozycja funkcjonuje w warunkach trudnych i to powinien być sygnał, który moim zdaniem nie został jeszcze odebrany przez polityków opozycji. Opozycja nie powinna funkcjonować tak, jak w normalnym demokratycznym państwie, ale wziąć pod uwagę, że za chwilę może funkcjonować w szarej strefie politycznej tak samo jak w Rosji czy na Białorusi. Jednak, żeby funkcjonować w takich warunkach, trzeba się tego najpierw nauczyć, a opozycja niestety ciągle się łudzi, że PiS przegra najbliższe wybory i będzie można naprawiać państwo. Tutaj jest lekcja do odrobienia, a nawet jeżeli niektórzy politycy zdają sobie z tego sprawę, to nie pokazują tego publicznie.
Węgierska opozycja – która podobnie jak opozycja w naszym kraju – była bardzo podzielona, obecnie zjednoczyła się i ma szansę wygrać w najbliższych wyborach. Czy jest szansa na to, że wyciągniemy lekcję ze scenariusza węgierskiego i dojdzie do zjednoczenia, czy wręcz przeciwnie
Nie wiemy, czy opozycja węgierska wygra z Orbanem. Wiemy, że został wyłoniony kandydat w prawyborach i ma jakieś szanse, żeby pokonać Fidesz. Jest to rezultat współpracy całej opozycji na Węgrzech.
Czy polska opozycja wyciągnie lekcje z węgierskiego scenariusza? To, szczerze mówiąc, jest bardzo trudne pytanie, gdyż na Węgrzech opozycja jednoczyła się bardzo długo i boleśnie. Jednak różnica między Fideszem a PiS-em jest taka, że Orban jest poważany na Zachodzie, co było jedną z przyczyn do zjednoczenia się opozycji. Natomiast polski rząd jest w konflikcie z instytucjami europejskimi, a oprócz tego politycy europejscy wiedzą, że nie uda się dojść do kompromisu z rządem i to skazuje Polskę na marginalizację. To pokazuje, że nasza sytuacja jest gorsza, a opozycja powinna zrozumieć, że zjednoczenie jest potrzebne. Tylko to – o czym wcześniej mówiłam – wymaga dobrego przekazu i wzniesienia się liderów ponad własne ambicje, bo wyborcy chcą wspólnej listy.
Polska jest dumna z bezkrwawej rewolucji, którą przeprowadziła w 1989 roku. Jak Pani sądzi, czy tym razem też może nam się to udać?
To jest bardzo trudne pytanie, bo trudno stwierdzić, czy jesteśmy w procesie rewolucji. Owszem, PiS twierdzi, że były próby „puczu”, co jest oczywiście bzdurą. Niemniej należy powiedzieć, że w narracji partii rządzącej są określenia rewolucyjne, ale są takie też i po stronie opozycji. Natomiast, odpowiadając bezpośrednio na Pana pytanie: po 1989 roku nastąpiło mnóstwo reform, które są oceniane w sposób niejednoznaczny, ale wtedy wszyscy wiedzieli, dlaczego te reformy są przeprowadzane. Teraz opozycja próbuje przedstawić podobną wizję społeczeństwu, ale problem polega na tym, że rządzący skutecznie opowiedzieli swoją historię, która mówi, że to, co było przed PiS-em, nie było dobre, a powrót do tego nie jest rozwiązaniem. A więc przed opozycją stoi następujące zadanie: pokazanie, że jest się skutecznym anty-PiSem, ale też przedstawienie swoich propozycji programowych, mówiących o tym, jaka ma być Polska po rządach Zjednoczonej Prawicy.
Majdan na Ukrainie wybuchł spontanicznie. Jeżeli weźmie się pod uwagę stan państwa i rosnące niezadowolenie społeczne, to czy może w Polsce może dojść do obalenia rządów PiS-u na drodze rewolucyjnej? A może polskie społeczeństwo przyzwyczaiło się już do Zjednoczonej Prawicy i nie ma ochoty na walkę o wolność?
Moim zdaniem do odsunięcia władzy na tej drodze nie dojdzie, bo byłaby to prosta droga do ogromnego chaosu, którym trudno byłoby zarządzać, a więc nie jest to na rękę nikomu. Istotną sprawą jest jak zmobilizować społeczeństwo do pójścia na wybory. Sądzę, że opozycja będzie kłaść nacisk na dopilnowanie, żeby władza wyborów nie sfałszowała. Będzie to robić poprzez swoich obserwatorów, żeby pilnować tych, którzy będą liczyć głosy w najbliższych wyborach. Ta droga ma aspekt rewolucyjny, ale nie rozwiązanie, o które Pan spytał – gdyż tak jak powiedziałam – miałoby to bardzo poważne konsekwencje, zarówno polityczne jak i społeczne.
Poza tym, po stronie opozycji jest też ten problem, że nie ma lidera, który byłby bez skazy i opozycja musi o tym pamiętać. Jeżeli chodzi o retorykę wojenną, to ona jest uzasadniona, ale nie należy popełniać błędów. Bo w podziemiu też można działać, tylko trzeba mieć świadomość, że jak się zwycięży, to będzie się miało wokół siebie ludzi z osłabionym kapitałem zaufania społecznego.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU