Zgodnie z rządową interpretacją przepisów o stanie wyjątkowym na terenach przygranicznym nie mogą przebywać dziennikarze, organizacje niosące pomoc humanitarną czy niezależni obserwatorzy. Jedyny przekaz o tym, co tam się dzieje otrzymujemy od rządu i służb, a pamiętamy przecież słynną krowę, która okazała się koniem. Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, ale czy przy takim braku wiarygodności obrazy znad granicy nie wyglądają trochę jak inscenizacja w celu odwrócenia uwagi od masowych protestów w sprawie aborcji?
Myślę, że ten kryzys nie jest wyreżyserowany, a tym bardziej w zmowie Kaczyńskiego z Łukaszenką, ale nie zmienia to oczywiście faktu, że obu jest on na rękę. Pozostaje tylko pytanie – jak długo będzie on korzystny? Moim zdaniem, jeżeli nie spowszednieje w opinii publicznej, a przybywać będą kolejni migranci, to da się go podtrzymywać i odwracać uwagę od innych kwestii, które są problemem dla rządu, mianowicie inflacja, aborcja i nie tylko.
Czy sytuacja na granicy może wymknąć się na tyle spod kontroli, że dojdzie do konfliktu zbrojnego?
Nie sądzę. Gdyby jedna ze stron naprawdę chciała zorganizować prowokację, to już byłyby ofiary śmiertelne po jednej lub drugiej stronie. Moim zdaniem nikomu nie zależy na tym, żeby przekształcić tę sytuację w realny konflikt zbrojny. Obecną sytuację należy nazywać wojną hybrydową, gdyż jest to nowy rodzaj konfliktu, gdzie „strzela” się ludźmi. Owszem, można postawić spiskową teorię, że jest to początek inwazji rosyjskiej na Europę Zachodnią – w co wątpię – gdyż Putin na Ukrainie pokazał, jaka jest granica jego możliwości. Moim zdaniem jest to próba manipulowania zachowaniami obywateli, tak jak Rosja to robiła przy okazji wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. To jest inna forma destabilizacji świata Zachodu.
Bardzo dziękuje za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU