Mateusz Morawiecki kreuje wizerunek jakoby przedsiębiorcy byli jego “oczkiem w głowie”. Służyć temu miała obniżka CIT dla firm, którą prorządowe media zdążyły odmienić przez wszystkie przypadki. Jednak już analizując owe rozwiązania na jaw wychodzi, że rząd karmił przedsiębiorców mirażem realnej pomocy, ponieważ obniżki dotyczyły marginalnej liczby firm. Jednak życie nie znosi próżni, a w Sejmie opozycja powiedziała sprawdzam ideologicznej linii premiera i dała rządowi okazję, aby wprowadzić kolejny instrument wsparcia rozwoju przedsiębiorczości ludzi młodych. W Sejmie była bowiem procedowania ustawa autorstwa PO, która zakładała zwolnienie młodych przedsiębiorców do 25. r.ż. z obowiązku płacenia składek na ZUS i NFZ. Zgłoszona jeszcze w grudniu zeszłego roku propozycja była ciekawym rozwiązaniem zachęcającym młodych ludzi do szukania w biznesie alternatywnych ścieżek rozwoju niż oferuje typowa praca etatowa. Była to także możliwość przetestowania PiS, odrzucenie projektu oznaczałoby zdemaskowanie hipokryzji Mateusza Morawieckiego, któremu tak naprawdę nie zależny na dobru firm.
Sytuacja ta doprowadziła do ciekawego wyścigu. PiS doprowadził bowiem do zbiegnięcia się w czasie rozstrzygnięcia losu propozycji PO oraz rządowej koncepcji zmian w ZUS dla małych firm. Rząd nie chciał bowiem oddać choćby najmniejszego sukcesu opozycji, dlatego zdecydował się odrzucić ustawę, ale równocześnie przyjąć własną propozycję i ogłosić sukces. Tak zatem przyjęto tzw. “mały ZUS”, który zakłada, że jednoosobowe firmy, których przychód miesięczny nie przekracza 2,5-krotności najniższego wynagrodzenia, będą płaciły od tej pory składki w sposób proporcjonalny do przychodu zamiast zabójczego dla wielu dużego ZUS w wysokości 850 zł. Ustawa ma objąć ponad 173 tys. jednoosobowych firm, a z ulg można będzie korzystać w okresie 3 z 5 poprzedzających lat, co ma motywować firmy do rozwoju a nie opierania się na preferencjach podatkowych.
Realizowana właśnie obietnica jednak okazuje się wizerunkową fikcją. Obniżka dotknie bowiem zaledwie 9% firm, a co gorsza tylko najmniejszych i najmniej rentownych. To korzyść dla budżetu, ale realny brak zmian dla przedsiębiorców. Jak argumentuje prof. Andrzej Rzońca, problem leży w tym, że rząd mówi o przychodzie w wysokości 30 krotności najniższego wynagrodzenia, a nie dochodzie. Ta drobna zmiana ma daleko idące konsekwencje, ponieważ według wyliczeń rządu przeciętny dochód przed opodatkowaniem tych 173 tys. przedsiębiorców wynosi zaledwie około 5500 zł rocznie, czyli niewiele ponad 450 zł miesięcznie.
Premier ograł firmy na tej samej zasadzie jak Polaków z płacą minimalną, wizerunkowy sukces, a za nim realnie brak zmian i neutralność finansowa dla budżetu. Dochody rzędu 450 zł miesięczne oznaczają bowiem, że rząd ulgę skierował nie do realnych firm, ale osób, które raczej dorywczo dorabiają w ramach jednoosobowej działalności gospodarczej.
Tymczasem, kiedy rząd odrzuca realną propozycję ulg dla młodych przedsiębiorców i karmi resztę firm złudzeniami, to w tym samym czasie liczba obciążeń podatkowych nas wszystkich rośnie. Zgodnie z wyliczeniami prof. Andrzeja Rzońcy w latach 2016-17 PiS przy pomocy podwyżek podatków wydrenował z naszych kieszeni aż 31 mld zł. Omawiane obniżki to tymczasem koszt rzędu 0,5 mld zł. Widać zatem jak na dłoni, że przedsiębiorcy ufając w troskę premiera o ich dobro zrobili interes jeden z najgorszych możliwych.
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU