Już ponad tydzień temu pojawiła się w mediach informacja o postawieniu zarzutów karnych oszustwa Markowi P., byłemu bliskiemu współpracownikowi Kornela Morawieckiego, szefa stowarzyszenia “Solidarność Walcząca”. Zdaniem śledczych z wrocławskiej Prokuratury Regionalnej miał on zdefraudować pieniądze, jakie miały zostać przekazane przez fundację “SOS dla życia” prowadzoną przez księdza Tomasza Jegierskiego.
Tyle tylko, że taka decyzja i postawienie zarzutów tylko jednej osobie będącej w całej historii ujawnionej przez szefa fundacji zasadniczo jedynie pionkiem, wcale nie zamyka tej sprawy, a wręcz prowokuje do zadawania głośno pytań, czy nie jest on jedynie kozłem ofiarnym, który w tej sprawie musiał się znaleźć. Tym bardziej, że skoro śledczy zdecydowali się na zarzuty oszustwa to nie tylko potwierdzili istnienie zaginionych (zdaniem Jegierskiego niezwróconych) pieniędzy, ale uwiarygodnili zeznania samego księdza oraz historii przez niego opowiedzianej. A ta jest zupełnie niespójna, gdy tak jak chcą śledczy, uznamy, że Marek P. sam, z własnej inicjatywy i bez żadnej wiedzy swojego szefa połakomił się na te pieniądze. Cóż bowiem wiemy o tej sprawie?
W marcu z mównicy sejmowej, z ust Stanisława Gawłowskiego padają głośne pytania pod adresem Kornela Morawieckiego oraz jego syna, premiera rządu RP, Mateusza “Panie premierze Morawiecki, stawiam publiczne pytania, czy pan jest skorumpowany? Czy pan wpłacał ze swego banku dotacje dla dzieci pod warunkiem, że pieniądze zostaną przekazane na rzecz pańskiego ojca?” – pytał były sekretarz generalny PO, sam będący przecież ofiarą pisowskiej prokuratury. Powodem postawienia takich zarzutów była historia, którą opowiedział ks. Tomasz Jegierski, dotycząca wydarzeń z 2013 roku, kiedy to asystent posła Kornela Morawieckiego zaproponował wsparcie m.in. ze strony Wielkopolskiego Banku Kredytowego (BZ WBK), którym wówczas zarządzał obecny premier Mateusz Morawiecki. Warunkiem tej pomocy (czyt. warunkiem udzielenia wsparcia) miała być wpłata 96 tys. złotych na rzecz Kornela Morawieckiego i jego organizacji Solidarność Walcząca. 5 stycznia 2013 roku Kornel Morawiecki odebrał te pieniądze, a na żądanie księdza pokwitował je jako pożyczkę, na co przedstawił zdjęcie pokwitowania z podpisem obecnego lidera Wolnych i Solidarnych.
Sam Kornel Morawiecki sprawie konsekwentnie zaprzecza, przekonując że Ks. Jegierski wszystko zmyślił, dokument to fałszywka, a sama afera jest próbą szantażu, co zgłosił do prokuratury. I właśnie tu warto się zatrzymać, by wyciągnąć pewne wnioski.
Skoro śledczy wrocławskiej prokuratury postawili zarzut Markowi P., to tym samym są przekonani, że pieniądze jednak zostały przez ks. Jegierskiego przekazane na rzecz stowarzyszenia Solidarność Walcząca. Ksiądz w marcu tego roku pokazał wydruki zrachunku bankowego fundacji, potwierdzające dwukrotną wypłatę po 48 tys. złotych oraz twierdzi wprost, że do przekazania pieniędzy doszło 5 stycznia 2013 roku w siedzibie Stowarzyszenia „Solidarność” Walcząca we Wrocławiu. Otrzymał tam pokwitowanie podpisane przez Kornela Morawieckiego, które mówi o pożyczce.
Byłem świadkiem nawet, jak pan Kornel z asystentem, rozwozili tę gotówkę – mówił.
Problemy zaczynają się, gdy szef fundacji zaczął domagać się zwrotu pożyczonych pieniędzy. Tu bowiem sprawa bardzo poważnie się komplikuje, a Jegierski z ofiary ma w oficjalnej narracji stać się potencjalnym przestępcą.
Kornel Morawiecki przekonuje, że nie jest Jegierskiemu nic winien, a samo wezwanie do zwrotu pieniędzy to próba szantażu. Składa zawiadomienie do prokuratury, a funkcjonariusze ABW (podlegli przecież jego synowi) błyskawicznie reagują, próbując przedstawiać księdza jako szantażystę. Bulwersować powinna kwestia bardzo dużej mobilizacji służb, by odnaleźć oryginał pokwitowania. Funkcjonariusze są na tyle zdeterminowani, że oprócz siedziby fundacji przeszukują nawet mieszkanie babci Jegierskiego. Czy nie powinno nas dziwić tak nerwowe działanie funkcjonariuszy? Czy nie dzieje się tak dlatego, że potwierdzenie wiarygodności ks. Jegierskiego i przedstawianej przez niego historii obciążałoby zarówno Kornela Morawieckiego, jak i samego premiera? Jedno jest pewne – zarzuty dla Marka P. oznaczają, że Kornel Morawiecki po prostu kłamał, że takich pieniędzy w ogóle nie było. Czy kłamał też w innych kwestiach?
W ostatnich dniach doszło do konfrontacji Marka P. z księdzem Jegierskim, jednak prokuratura we Wrocławiu milczy w tej sprawie. Szef Fundacji “SOS dla życia” przekonuje, że ma jeszcze inne dowody, mające potwierdzać jego wersję. Przekonuje jednak, że dalsze prowadzenie śledztwa akurat przez prokuraturę we Wrocławiu, gdzie kontakty obu Morawieckich są bardzo rozległe, może poważnie wpłynąć na jego finałowe ustalenia.
Niestety, ostatnia decyzja o postawieniu zarzutów defraudacji pieniędzy Markowi P. daje podstawy, by podejrzewać, że w sprawie nikt “drążyć nie będzie” i asystent Kornela Morawieckiego zostanie klasycznym kozłem ofiarnym (niewykluczone, że z wyboru). Dla zakończenia śledztwa nie ma znaczenia fakt, że bardzo wątpliwe jest, by fundacja księdza Jegierskiego dostała takie wsparcie ze strony dwóch banków (darowiznę otrzymano także z PKO BP, gdzie prezesem jest Zbigniew Jagiełło), których szefostwo powiązane jest personalnie ze stowarzyszeniem “Solidarność Walcząca” tylko w oparciu o samodzielne i prowadzone z własnej inicjatywy działania Marka P. Sprawę trzeba jak najszybciej zamknąć, bo jeśli się to nie uda, to w najbliższych miesiącach może ona skutkować postawieniem zarzutu udziału w oszustwie nie tylko szefowi Marka P., ale i jego synowi, pełniącemu obecnie funkcję premiera.
Fot. Flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU