Polityka i Społeczeństwo

Premier Morawiecki broni pensji “aniołków” w NBP. Jego manipulacje już wkrótce zostaną brutalnie obnażone

Morawiecki ma dosyć populizmu PiS. Czy wicepremier przetrwa w rządzie?
fot. flickr/KPRM

W obozie władzy musi być naprawdę nerwowo, skoro premier Morawiecki zdecydował się udzielić wywiadu w znienawidzonym przez władzę i jej elektorat TVN24. Szef rządu potrafi pięknie dobierać słowa do bardzo łatwo weryfikowalnych kłamstw oraz bez zmrużenia okiem odwracać kota ogonem w każdej niewygodnej dla PiS sprawie. Jego wystąpienie niczym zatem nie zaskoczyło – dowiedzieliśmy się, że afera wokół Srebrnej tylko wzmocniła wizerunek Jarosława Kaczyńskiego jako polityka kryształowego, pieniądze publiczne rosną na drzewach, ceny prądu wcale nie wzrosną (choć każdy niemal dostał już wyższy rachunek), a zarobki najbliższych blond-współpracownic prezesa Glapińskiego w NBP to zjawisko całkowicie normalne, bo tak się zarabia w banku centralnym. Zwłaszcza ta ostatnia manipulacja jest bardzo ryzykowna, bo już w ciągu najbliższych dwóch tygodni samo NBP zobowiązane jest opublikować dane, które ją obnażą. Czyżby premier nie był tego świadomy?

Mateusz Morawiecki pytany o to, czy zszokowały go horrendalne zarobki Martyny Wojciechowskiej, dyrektor Departamentu Komunikacji i Promocji stwierdził, że niekoniecznie. “Bo wiem, że podobne zarobki występowały w czasach Marka Belki (poprzedniego szefa NBP – red.). Szkoda, że wtedy różne ośrodki medialne nie interesowały się tą sprawą” – mówił w rozmowie z Anitą Werner. O kwestii najbardziej bulwersującej, tj. fakcie, że zarobki na poziomie 50 tys. zł w NBP i ok. 10-12 tys. dzięki nominacji w pokrewnych instytucjach otrzymują kobiety o wątpliwych i utajnionych kompetencjach, kierujące departamentami niemerytorycznymi, premier wspomniał jedynie mimochodem. Przyznał, że może faktycznie kierujący pracami technicznych i finansowych departamentów powinni zarabiać “kilka tysięcy więcej”, ale ogólnie ta dysproporcja nie jest dla niego problemem. Premier przekonuje bowiem, że wynagrodzenia w NBP należy równać do wynagrodzeń w sektorze bankowym, a te są zbliżone.

– Rozumiem, że ta wysokość zaskakuje, porównuję ją do porównywalnych wynagrodzeń w departamentach dużych instytucji finansowych. Pan prezes Glapiński, z grubsza rzecz ujmując, odziedziczył tę siatkę płac po prezesie poprzednim i zarządza tą instytucją. Dodatkowo chcę podkreślić, że jest to instytucja zupełnie niezależna od rządu polskiego – dodał premier.

Istotą manipulacji w tej wypowiedzi jest fakt, że olbrzymie średnie wynagrodzenie słynnych “aniołków” wcale nie wynika z siatki wynagrodzeń, zwłaszcza tych z formalnego zaszeregowania. Panie Wojciechowska i Sukiennik zarabiają średnio o 10-20 tys. miesięcznie więcej niż jej koledzy dlatego, że mogą liczyć na zdecydowanie największe uznaniowe nagrody i premie. Z NBP nie sposób jednak wydobyć informację, jak na te nagrody zapracowały, jakie efekty ich pracy za nimi przemawiały, a jeśli powierzono im zadania dodatkowe, to jakie i jak zostały wykonane. Szef polskiego rządu, zwracając uwagę na “siatkę wynagrodzeń”, próbuje przesłonić najbardziej bulwersujący aspekt afery z wynagrodzeniami w NBP.

O tym, że słowa Morawieckiego zostaną bezlitośnie zweryfikowane już wkrótce, może świadczyć nawet wypowiedź kadrowej NBP, która uczestniczyła w pamiętnej konferencji prasowej, gdy po wybuchu afery powiedziano wiele, by w zasadzie nie rozwiać żadnych wątpliwości. Ewa Raczko, zastępca Departamentu Kadr w banku centralnym dementując 11 lutego medialne doniesienia o olbrzymich pensjach mówiła, że wynagrodzenie miesięczne na poziomie 60 tys. miesięcznie przekroczył tylko jeden dyrektor w NBP i było to za prezesury Marka Belki. I choć pani Raczko ukryła niewygodną dla prezesa NBP prawdę o tym, czym wspomniany dyrektor się zajmował i jaką wagę dla zadań banku centralnego miała praca jego departamentu, to opinia publiczna już wkrótce pozna całą prawdę w tej kwestii. Wszystko za sprawą ustawy dot. jawności wynagrodzeń w NBP.

Można odnieść wrażenie, że wszyscy politycy obozu władzy, którzy dziś wciąż robią dobrą minę do złej gry i bronią sprawy wynagrodzeń pani Wojciechowskiej i pani Sukiennik, kompletnie zapomnieli o tym, że opublikowana 22 lutego 2019 roku ustawa zobowiązała NBP do opublikowania pełnej siatki wynagrodzeń w NBP także za lata 1995-2018 i to w ciągu 30 dni od wejścia ustawy w życie. Wówczas polityka kadrowa prezesa Glapińskiego na tle poprzedników stanie się jeszcze większym obciążeniem dla obozu Prawa i Sprawiedliwości, a broniący go dziś będą musieli ze wstydu zapaść się pod ziemię. Co gorsza dla partii rządzącej, sprawa zamiast umrzeć medialną śmiercią naturalną powróci ze zdwojoną siłą, obciążona także niedorzecznymi słowami premiera. Umiejętność zarządzania kryzysem gdzieś Zjednoczonej Prawicy uciekła, co jednak wcale nie powinno nas martwić.

Źródło: TVN24 

fot. flickr/KPRM

POLUB NAS NA FACEBOOKU

[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Media Tygodnia
Ładowanie