Pracownicy kolejnych części budżetówki w ciągu ostatnich lat protestowali o podwyżki wynagrodzeń, wskazując na ich głodowy poziom oraz finansową stagnację, kiedy to w Polsce podwyżki dla pracowników państwa przychodzą wtedy, kiedy poprzez protesty Ci ostatni twardą rękę się o nie upomną. Jest to efekt prostej kalkulacji Mateusza Morawieckiego, który wygospodarował duże rezerwy budżetowe poprzez zamrożenie poziomu wynagrodzeń pracowników podmiotów publicznych, a tam gdzie to nie było możliwe, spowolnienie tempa wzrostu poniżej panującej na rynku średniej ponad 7% rocznie. Tak zatem, kiedy PiS ogłosił 3000 i 4000 zł płacy minimalnej, budżetówkę ogarnęło zdumienie, które tylko rosło, kiedy okazało się, że obietnica rządu pracowników mu podległych w znacznej mierze może nie objąć.
Płace w Polsce są regulowane według całego szeregu aktów prawnych. Płaca minimalna dotyczy głównie sektora prywatnego, stąd właśnie rządowi tak lekko przyszło rzucenie tak hojnych obietnic, ponieważ to nie obóz władzy będzie musiał znaleźć środki na podwyżki, ale prywatni przedsiębiorcy. Tym ostatnim Morawiecki z resztą nie pomoże, ponieważ na 500 zł podwyżki do ręki dla pracowników, kolejne 400 zł premier zgarnie do budżetu i ZUS.
Tymczasem kiedy poza dużymi miastami, które stać na takie rozwiązania, prywatni pracodawcy będą wykrwawiali się z powodu podwyżek, to rząd może spać spokojnie. Takie zawody jak pielęgniarki i położne, pracownicy medyczni, nauczyciele oraz niektórzy pracownicy administracyjni sądów czy urzędnicy podlegają wynagradzaniu na podstawie odrębnych przepisów, które nie podlegają z automatu nowelizacji w wyniku podniesienia płacy minimalnej.
Tym samym pielęgniarka albo położna bez tytułu specjalisty zarabiająca brutto do końca 2019 roku 2496 zł, jej nie czeka 4000 zł brutto w 2023 roku, ale ciężko wywalczone z władzą 3201 zł w 2021 roku. Po tak wychwalanych pod niebiosa podwyżkach PiS dla nauczycieli, Ci na stopniu stażysty z tytułem zawodowym magistra z przygotowaniem pedagogicznym od 1 września otrzymują 2 782 zł brutto, a osoby z tytułem zawodowym licencjata (inżyniera) bez przygotowania pedagogicznego – 2450 zł. Tak mówiący o godności pracownika rząd PiS zresztą był pierwszym do wyzysku pracowników za najniższą krajową. Zbigniew Ziobro ustalił choćby w sądach i prokuraturze pensję minimalną zbieżną z obowiązującym 2250 zł, co dla wielu stało się wynagrodzeniem obowiązującym. Nawet urzędnicy w administracji państwowej mają wyliczane pensje od kwoty bazowej postawy, która w przyszłym roku po podwyżce wyniesie 2031,96 zł.
Aby uzmysłowić sobie jak bardzo władza przez lata oszukiwała budżetówkę przypomnijmy dane o wynagrodzeniach nauczycieli z czasu ich protestu i odnieśmy je do kwot, które dzisiaj zaczęły w przekazie partii należeć się każdemu:
Strumień? To raczej kropla, bo podwyżki nauczycieli od 1 stycznia br. wyniosły od 83 zł do 115 zł netto.
Poniżej aktualne pensje zasadnicze BRUTTO:stażysty – 2538 zł
kontraktowego – 2611 zł
mianowanego – 2965 zł
dyplomowanego – 3483 zł pic.twitter.com/xKm2SxwCqf
— ZNP (@ZNP_ZG) March 20, 2019
Doświadczony nauczyciel dyplomowany zarabiał zatem mniej niż obiecana przez PiS najniższa krajowa. Związkowcy z ZNP oczekiwali 1000 zł podwyżki, ale rząd ocenił, że to przesadne roszczenia i takich pieniędzy nie ma. TVP zaś zaczęła grillować nauczycieli, że Ci dostali od PiS wystarczająco hojne podwyżki. W sobotę dowiedzieliśmy się zaś, że to co przez lata odmawiano kolejnym grupom, jest czymś co się powszechnie należy. Widać zatem wyraźnie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dorota Gardias, przewodnicząca Forum Związków Zawodowych i Rady Dialogu Społecznego skomentowała sprawę stanowczo: “Ciągle mówili: nie damy, nie mamy, nie ma takiej możliwości, a nagle “buch” i jest taka możliwość”. Zwróciła uwagę, że propozycja powinna paść na Radzie Dialogu Społecznego, gdzie mogłaby być skonsultowana z pracodawcami i pracownikami. Tych ostatnich podobnie jak i minister przedsiębiorczości i technologii nikt we władzach PiS nie chciał zapytać o zdanie.
Powyżej opisane zasady wynagradzania pracowników sprawiają, że rząd z jednej strony złożył obietnice z kieszeni pracodawców, a z drugiej ma narzędzia aby samu wymigać się od ponoszenia kosztów. W sytuacjach nie objętych odrębnymi przepisami rządzący mają zaś możliwość pokrycia wydatków nie do uniknięcia ze środków z rosnących składek pozostałych pracowników.
Jeśli za zmianą płacy minimalnej nie pójdą gwałtowne podwyżki w budżetówce, których o wiele uboższym wersjom PiS stawiał zawsze tamę, to wiele wspomnianych grup znaleźć może się wkrótce poniżej płacy minimalnej. Czy uznamy za zdrowy kraj, gdzie pielęgniarka, nauczyciel, urzędnik, zarabiają poniżej minimalnego wynagrodzenia, albo w wariancie optymistycznym co najwyżej jego równowartość? Gdzie promowanie nabywania kompetencji, jeśli lata wykształcenia i odpowiedzialność za zdrowie ludzi, przyszłość dzieci i warte miliony decyzje gospodarcze będzie wyceniane na poziomie osób z wykształceniem podstawowym? Tak postawiona na głowie gospodarka niestety jedyne co może urodzić, to masową emigrację utalentowanych i wykształconych, a resztę skazać na pułapkę inflacji i gospodarczej stagnacji.
Źródło: fakt.pl
fot. Kancelaria Sejmu/Krzysztof Białoskórski
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU