To nie rządy Prawa i Sprawiedliwości są naszym społecznym problemem. Siedzieliśmy na tykającej bombie. Przez ponad 25 lat udało nam się utrzymać umiarkowany poziom zgody społecznej co do kierunku przemian ustrojowych i polityki międzynarodowej. Zdecydowało o tym szczęście, a nie solidne podstawy. Nieokrzesane rządy Kaczyńskiego wyłącznie to obnażają. Pokazują wady i zaniedbania naszego systemu – brak zabezpieczeń prawnych przed politycznym wandalizmem, nierozliczoną przeszłość, niską świadomość obywatelską i polityczną Polaków. Eksponują problemy, które nie pojawiały się w debacie publicznej i słabe rozwiązania prawne traktowane jako oczywiste. Unaoczniają te rozterki, które zajmowały intelektualne elity, ale poprzednim rządom były nie na rękę. Jeżeli prezes PiS powinien przejść do historii, to właśnie za to.
A Ty, nie obalaj jego władzy, liberalna opozycjo. Nie tylko dla swojego, ale państwowego dobra. Poprzez KOD w liberalnych mediach wymuszany jest konsensus. Usiłuje się wykreować obraz sztucznego zjednoczenia ugrupowań, dla których ważna jest wolność. Celem jest obrona zasady państwa prawa, ale ostatecznie odsunięcie PiS od rządzenia. Prawda jest taka, że jeśli opozycja wygra przyśpieszone wybory, wkurzy nie tylko zwolenników PiS, ale Kukiza, narodowców i całej lewicy. To co najmniej 20% wyborców, którzy uważają, że rządy PO czy Nowoczesnej są raczej przekleństwem niż życiem miodem i mlekiem płynącym.
PiS reprezentuje część społeczeństwa, dla której idea demokracji liberalnej nie jest ważna. To wzbudza poczucie zagrożenia pozostałych. Chamski styl bycia wielu polityków tej partii wywołuje natomiast zgorszenie. Liberalna prawica spod znaku Platformy Obywatelskiej czy Nowoczesnej, dla znacznej części społeczeństwa jest jednak totalnie niewiarygodna i nie stanowi alternatywy. Ta część wyborców nie chce awanturnictwa w wydaniu PiS-u, ale ostatnie czego sobie życzy to samozadowolenie i ignorancja liberałów.
Ich wkurzenie nie będzie opisywane w mainstreamowym Onecie, czy omawiane w Tok Fm. Nietraktowane serio, za jakiś czas może wybuchnąć ze zdwojoną siłą i doprowadzić do władzy kogoś o wiele bardziej radykalnego niż prezes z Nowogrodzkiej lub dać mu konstytucyjną większość. Tym bardziej, że prawdopodobnie nikt nie zajmie się stanem świadomości politycznej polskiego społeczeństwa. A politycy i media nadal będą spychać na margines frustracje znacznej części ludzi. W tej sytuacji, może lepiej przetrwać najbliższe lata w czujności i obywatelskim wzmożeniu, niż dopuścić do wyborów i wygranej koalicji PO-Nowoczesna. Ich politycy wzorcowo wypełnią zalecenia podręcznika Public Relations doprowadzając do sytuacji, w której obywatele tkwią w pozornym letargu, a tak naprawdę przepełnia ich frustracja, która zmienia się w nienawiść.
Nie obalajcie władzy, bo nie macie nic w zamian.
PiS to chamy. Patrząc na życiorysy i poczynania Pana Kaczyńskiego oraz Macierewicza, być może nawet zdrajcy. Jego ludzie, od ludzi opozycyjnego centrum różnią się jednak jedynie kilkoma sztukami paranoików, którzy przewrotnie mogą być największymi idealistami, jakich tam mają. Opozycja to tacy sami koniunkturaliści, kilku cwaniaków i paru cyników, dla których polityka jest jedynym zawodem. Do jakiej demoralizacji dojdzie, jeśli jedni ponownie zastąpią drugich?
Wydaje mi się, że w przypadku ostatnich zdarzeń, spontaniczność lub wcześniejsze ustalenie okupowania mównicy ma drugorzędne znaczenie. Wierzę, że niektórzy politycy opozycyjni mogą mieć szczerze dość bezczelnie agresywnego stylu politycznych troglodytów z PiS. Braku zachowania pozorów i rozmontowania tradycji debaty sejmowej, która nakazywała perorować, pomimo tego że to większość podejmowała decyzję w kuluarach. Jednak faktem jest, że była to tylko tradycja. Nic więcej jak umowa, konwencja. Gdyby miało być inaczej, to może trzeba się zastanowić nad nowa konstrukcją ustroju. Może nad takim ustrojem, którego nie ma w znanych nam zachodnich: demokracjach i wschodnich autorytaryzmach. Ale w dyskusjach polityków poza PiS nie ma wizji, nie ma konstruktywnych propozycji, wyznaczania długoterminowych celów. Jest ,,jakoś to będzie”. Nic nie wskazuje na to, żeby miało się to zmienić. Kreatywność wynika z potrzeby zmiany, a syci i zadowoleni ludzie są rozleniwieni.
PiS realizuje swoje marzenia i fobie w takim stylu, jaki charakteryzuje ludzi nieskomplikowanych emocjonalnie, nierozumiejących potrzeby dyplomacji i pozbawionych ogłady. Po drugiej stronie jest kulturalny sposób bycia, ale poza tym nic. Intelektualna pustka.
Nie można mieć zaufania do tych ludzi, którzy już rządzili. Oni nie zaspokoją potrzeb obywateli, którzy nie rozumieją demokracji, a którym nie żyje się dostatnio i wygodnie. Dla nich pieniądz nie stanie się zastępczą wartością, bo tych pieniędzy zarabiają zwyczajnie zbyt mało. Nie widać przed nimi też szansy rozwoju. Rząd prawicowo-liberalny skłamałby, gdyby obiecał dodatkowe pieniądze. Nie da nawet rozwojowej utopii w stylu Morawieckiego. Nie może zapewnić dumy ani godności sponiewieranym przez zdziczały rynek pracy. Nie ma nic poza dobrym wychowaniem, zgrabną retoryką i zadbanym wizerunkiem zewnętrznym.
Jeśli wojna, to nie po zwycięstwo. Jeżeli wojna, to o przywrócenie norm i dialogu.
Dokąd prowadzą nas zatem protesty? Bijemy się o przywrócenie standardów – powiedzą demonstranci. Inni dodadzą wprost, że chodzi o odsunięcie władzy, która mąci ich spokój. Do tego nawoływał w sobotę Ryszard Petru z Nowoczesnej.
Nie rozumieją, że sytuacja się zmieniła i z PiS nie jesteśmy już kulą u nogi Europy, ubogim nieokrzesanym krewnym. Cały świat zaczyna mieć swoich Kaczyńskich i żaden pozorny spokój z rządów Platformy nie wróci. A jeśli przez ten krajowy Majdan poleje się krew, to historia pewnie nie oceni, że było warto. Nie tylko procesy wewnętrzne, ale i międzynarodowe, prędzej czy później wymuszą na nas, żebyśmy wymietli spod dywanu przyczyny tej wojny polsko-polskiej. Trzeba im się przyjrzeć i poszukać rozwiązań.
Z drugiej strony demontaż ustroju jest fanaberią Kaczyńskiego, która nie zaspokaja niczego, poza jego ego. Większość reform, które wpływają bezpośrednio na jakość życia ludzi, mogła być wprowadzona bez tego. Złość, mściwość, choroba a może interesy mocarstwa byłego bloku wschodniego. Dlatego trzeba protestować. Protestować nawet bardziej konsekwentnie, dobitnie. Celem tych protestów powinno być jednak wymuszenie na Kaczyńskim czegoś w rodzaju okrągłego stołu, a nie obalenie rządu.
Niech cofnie te reformy, które budzą obawy ludzi o podstawy naszego ustroju, o prawa człowieka, obywatela. Niech skończy rozjuszanie nastrojów, bo społeczeństwo nie może codziennie stać na ulicach. To nie do zniesienia! Niech się dostosuje do obowiązujących standardów i dostępnymi metodami zabiega ewentualnie o przyszłe poparcie dla swoich autorytarno-imperialnych imaginacji. Do tak głębokich zmian, jakie usiłuje wprowadzać, musi mieć szerokie i autentyczne poparcie, którego dziś nie ma. Nie pozwólmy mu wyrywać podstaw funkcjonowania naszego społeczeństwa z korzeniami, ale nie bądźmy pewni, że wystarczy pozbyć się Kaczyńskiego. a nasze problemy znikną. Prawdziwe kłopoty mogą się wówczas zacząć.
Wcześniejsze rządy odebrały nam wiarę w demokrację, a potem olały ustrojowe zabezpieczenia.
Popatrzmy na to, co dziś robi Kaczyński jak na wykaz błędów wcześniejszych ekip, które rządziły Polską. Mamy niski kapitał społeczny i coraz niższe poparcie dla demokracji. A przynajmniej jej totalne niezrozumienie. Oglądając filmy z demonstracji można by wnioskować, że jest odwrotnie. Tylko, że na ulice wychodzi raczej lepiej wykształcone i zamożne kilka procent.
Opozycja wyje o deformacji w edukacji. Dziś wyje dosłownie. Przez megafony. Na zmianę z krytyką wszelkich innych posunięć rządowych. Wiele lat wcześniej nie pochylano się jednak nad taką edukacją młodzieży, która przygotuje do bycia obywatelami. Zaniedbano obszar wiedzy o filarach demokracji, społeczeństwie obywatelskim, samorządności, praworządności. Dziś okazuje się, że z zasad naszego systemu politycznego ludzie pamiętają tylko o rządach większościowych. Nie pojmują przyczyn trójpodziału i szanowania mniejszości. Myślą, że wybory to rodzaj zawodów sportowych, a zwycięzca bierze wszystko.
Może trzeba było budować poczucie, że rywalizacja wyborcza nie jest najważniejsza. Rozważyć zabezpieczenie możliwości przeforsowania swoich projektów, także przez posłów ugrupowań, które nie tworzą rządu. Przykładowo – poprzez możliwość przyjęcia ustawy przez mniejszość posłów, z jakąś formą poparcia niezależnych organizacji społecznych. Byłoby to realnym dowodem na to, że wszyscy posłowie pracują i reprezentują grupy konkretnych wyborców, że nie pobierają pensji za kibicowanie.
Wiadomo, że wielu mniej zainteresowanych obywateli głosuje na znane twarze i nazwiska z pierwszych miejsc listy. Można było zająć się ograniczeniem ilości lat tego ,,posłowania” , czy zastąpieniem list numerycznych alfabetycznymi.
Ludzie szanują takich przedstawicieli, których działania świadczą o tym, że robią coś dla innych, nawet kosztem własnego interesu. Dziś nie mają powodu szanować osób, które od ponad 25 lat zajmują się jedynie swoimi ambicjami, generując sztuczne podziały.
Ludzie nie rozumieją, ale i nie szanują Trybunału Konstytucyjnego. Czemu mieliby to robić, skoro przez lata wyroki nie były respektowane przez rządzących. Symboliczna, fasadowa instytucja. Do tego stopnia, że nie podejmowano nawet dyskusji nad tym, że może warto by było zmienić zasady wyboru sędziów, żeby ograniczyć posądzenia o upolitycznienie, a zatem zwiększyć wiarygodność. Może warto było wprowadzić przepisy wymuszające zmianę zapisów, których konstytucyjność zakwestionował Trybunał. Wykonanie tego w ściśle określonym czasie, pod groźbą uproszczonej możliwości uchwalenia wotum nieufności. Ustawodawcy pokazaliby, że prawo traktują bardzo serio. Przez wiele lat nie świecili jednak przykładem, a raczej demoralizowali.
Obywatele nie dostrzegają zmiany, którą wprowadziła nowa ustawa o służbie cywilnej czy regulacje awansów w służbie wojskowej. Żyli w przeświadczeniu, że to fikcja, bo każda władza wprowadzała na stanowiska kogo chce. W programach publicystycznych analizując słowa, deliberowano o tym, co ktoś ma na myśli. Nie zajmowano się jednak analizowaniem rozwiązań, które mogłyby udoskonalać system. Nie zajmowano się nawet tłumaczeniem ludziom, czemu system nie jest doskonały. Dziś dla wielu oczywiste jest, że jeśli administracja nie funkcjonuje prawidłowo, to stoi za tym siatka ludzi niepolskiego pochodzenia, a nie jednostkowa pazerność, która zawsze trafi się w dużej grupie. Nawet gdyby rządzący uchwalili zaraz, że w radzie nadzorczej może zasiadać osoba niepełnoletnia z wykształceniem podstawowym, dla wielu nie będzie to skandal. Ot, przynajmniej zawłaszczają wprost.
A rozdział państwa od kościoła? Chyba hipokryzja posłów w sojuszu z Watykanem. Deklarując liberalne wartości, miesiącami modlili się nawet nad symbolicznymi zapisami wspierającymi ofiary przemocy domowej. Po 8 latach, pod przymusem zbliżających się wyborów, wypluli z siebie finansowanie in vitro. Był kłopot z używaniem słowa odnoszącego się do płciowości, jakim jest seks i mamy abstrakcyjne wychowanie do życia w rodzinie, prowadzone przez katechetów. Na edukatorów z Pontonu patrzono sceptycznie, a dziś oficjalnie nie zostaną wpuszczeni do szkoły. Co za różnica? Na kolanach i na pielgrzymki, a prawa LGBT tylko w wyborach. I to pomimo tego, że przed nimi, w 2015 roku już około 55% obywateli popierało jakąś formę uregulowania życia par jednopłciowych (sondaż PBS, 2015). PiS oficjalnie współrządzi z klerem. Są w tym wiarygodni.
Media publiczne? Temat przybliżył kiedyś Jacek Żakowski – Jacek Żakowski o polskich mediach. Sami jesteśmy sobie winni. Było słabo. Jest wyraźnie gorzej.
Teraz widzimy, jakie mamy prawo. Widzimy dzięki temu, że PiS nie trzyma pozorów. Ile zła robiono nam wcześniej, tyle że w białych rękawiczkach?
Widzimy też czym jest prawo. Mamy okazję doświadczyć, że jest to rodzaj umowy społecznej i bez jej zrozumienia oraz poparcia ze strony wszystkich uczestników życia publicznego, może łatwo zostać zastąpione prawem pięści, prawem silniejszego. Takie rozwiązanie jest akceptowane przez część wyborców, która w badaniach opowiada się za rządami twardej ręki. Radykalni nie są tylko PiSowcy. Są liczni zwolennicy Kukiza czy Narodowców. Patrząc na liczne zaniedbania – nic dziwnego!
Media zohydziły debatę i spowodowały podziały społeczne.
Kto miałby podejmować debatę na temat stanu świadomości politycznej społeczeństwa, skoro media tzw. głównego nurtu wykazują się ignorancją i rozdmuchują pseudowydarzenia. Gdyby rewolucja nie wdarła się do studia siłą poprzez wynik wyborczy, to dalej nie zauważałyby tego, że świat się zmienił. Ignorowałyby nasilenie ruchów populistycznych i prawicowych u dotychczasowych sojuszników w Europie i Ameryce, tak jak konsekwentnie ignorowały przesunięcie w lewo głosów światowych ekonomistów po kryzysie 2008, czy złożoność konfliktu na Ukrainie i w Syrii.
Dziennikarze zapraszaliby polityków, których promują, do konfrontacji z tymi, których pragną ośmieszyć. Tak jak obywatele nie czytaliby programów i byliby pewni, że od bywania w ich mediach zależy to, co ludzie uznają za wartościowe i mądre lub głupie i złe. Żywiliby nadzieję, że dzięki braku obecności w ich studiach, ludzie nie zauważą nowych bytów politycznych i na nie nie zagłosują.
Rolą mediów było stworzenie przestrzeni dla osób poszkodowanych w procesie transformacji. Symboliczne uznanie krzywd spowodowanych upadkiem zakładów przemysłowych i PGR-ów. Solidarność z poczuciem niesprawiedliwości, jakiego doświadczali ludzie w wyniku zetknięcia z nierównym startem, spowodowanym nieuczciwą prywatyzacją. Być może nie mielibyśmy dziś problemu z nadużywaniem słów odnoszących się do poprzedniego systemu. Komuniści i ubecy w ustach młodych to nie przypadek. To jest echo, które zasługuje na osobne analizy psychologiczne.
Media liberalne nonszalancko traktowały konkurencję z prawicy, która stworzyła miejsce dla tych wypieranych emocji. Pomimo tego, że ta miała coraz więcej tytułów i czytelników. Alternatywna wizja rzeczywistości nie była debatowana, a uznawana za gorszą i śmieszną. Moherowe berety jako podstawa współczucia i nieudacznicy dający pretekst do pogardy.
W tym czasie prawicowym mediom udało się wyhodować tłumy, które myślą, że patentem na skomplikowany współczesny świat, będzie wyrugowanie spisku z życia publicznego. Spisek tkwi w nim rzekomo od czasów komuny i jak parlamentarzyści, nie podlega pokoleniowej wymianie. Ci ludzie wiedzą, że komuna jest zła, ale system komunistyczny utożsamiają z neoliberalną partią Nowoczesna. Nie mając pojęcia, czym różni się współczesna prawica od lewicy, ale kłócą się o bohaterstwo żołnierzy wyklętych i powstańców warszawskich. Przez kilkanaście lat tworzenia teorii spiskowych z prawej strony, nikomu z liberalnej strony nie zależało na polemice, a tym samym dementowaniu fałszywych przekonań. Z resztą, nie zależało też na tym, żeby nagłaśniać autentyczne nadużycia i afery, które bezsprzecznie udawało się wykryć prawicowym konkurentom.
Powstała polaryzacja. Etos dziennikarski znalazł się w zaniku. Kolejny kamyk do przecięcia zrozumienia i zaufania pomiędzy Polakami o odmiennych poglądach. Prawica przestała oglądać centrum, a centrum ze wstrętem odrzucało prasę i tv z prawej strony. Obywatele odrzucają się wzajemnie.
Można wierzyć tylko swoim, a dziennikarz cieszy się zerowym autorytetem. I nie tylko wyborcy PiS nie ufają TVN, Newsweekowi i Wyborczej. ,,Niezależne” media czytuje znacznie więcej wkurzonych osób, o mniej lub bardziej radykalnych poglądach. Możliwe, że jeżeli doszłoby do wymuszenia wcześniejszych wyborów, te środowiska w odwecie postanowią się zjednoczyć.
Te dwa medialne światy dzieli taka przepaść, że każde zetkniecie z materiałami prezentującymi przeciwny ogląd rzeczywistości, tworzy z automatu posądzenie o wyrachowane fałszowanie obrazu świata. To powoduje oburzenie, złość i chęć siłowego wyrzucenia bezczelnych kłamców na margines życia społecznego. Na razie to tylko słowa. Niestety coraz częściej zwolennicy wizji układu i spisku z prawej strony i niefrasobliwi, optymistyczni centrowcy wyrażają wzajemnie chęć zastosowania siłowych rozwiązań.
Polonocentryzm liberalnych ignorantów, nie jest odpowiedzią na rządy partii chamów.
Żyjemy zamknięci w polonocentryzmie, w XX wiecznych fobiach i sentymentach pokolenia 40-50. Narzucają nam swoje problemy, dylematy, a podążające za nimi media odcinają informacyjnie od problemów współczesnego świata. Udają, że nasz podstawowy kłopot, to dojście do władzy partii chamów. A oni – prostacko agresywni, pozbawieni taktu i przejawiający pierwotne odruchy w odniesieniu do sprawowania władzy – oni by nie rządzili, gdyby wcześniej nie rządziła partia ignorantów. Ignoranci byli cyniczni, aroganccy, zadowoleni z siebie.
Żeby być ignorantem i myśleć, że jakoś to będzie, to trzeba być pewnym, że będzie nas na to stać, że mamy zasoby, pieniądze lub dobre układy i znajomości. Dlatego klasa średnia latami miała w dupie deregulację rynku pracy w stopniu, który demoralizował stosunki społeczne. Ludzie zaczęli pogardzać sobą wzajemnie jako mobbującymi i wykorzystującymi ,,Januszami biznesu” czy leniami, którzy sami zasłużyli na to, żeby ich zarobki nie pokrywały kosztów prostego życia. Dziś mają pretensje do wyborców, bo rzekomo dali się przekupić socjalem i nie myślą o praworządności. Nie pojmują, że praworządność to potrzeba wyższego rzędu i bez pełnej lodówki traci znaczenie.
Goniliśmy zachód, ale nie ten współczesny, z jego problemami, dylematami. Nie ten, który chwieje się dziś w podstawach. Goniliśmy zachód z marzeń opozycjonistów lat 80, pokolenia moich rodziców, zachód tamtych lat, który nie istnieje. Nic dziwnego, że prawica chciała wstawać z kolan. Szkoda, że ma na to patent XIX-wieczny. Lepszego nie zaproponowali nauczyciele, ludzie kultury, nie zaproponowali politycy i media głównego nurtu. Dziś, zaledwie rok po wyborach, zaproponują… Co? Czy będzie to coś innego? Nie sądzę.
Co będzie jeśli jakimś cudem PiS przegra kolejne wybory? Czy ignoranci rozliczą poczucie zagrożenia, jakie odczuli ludzie w obliczu oficjalnego rozmontowywania systemu? Czemu mieliby to robić, skoro kilka lat temu byli tak zajęci swoimi sprawami, że zapomnieli zagłosować za Trybunałem Stanu dla Ziobry?
Nie każdy jest taki zadowolony jak ludzie z polskiej liberalnej prawicy. Niektórzy obywatele są coraz bardziej wściekli. Swoimi decyzjami w 2015 roku wyrazili bunt, a powrót do przeszłości ten bunt roznieci.
Dlatego nie popieram ostatecznego celu opozycji, jakim jest wymuszenie przyśpieszonych wyborów. Przez chwilę będzie się wydawało, że wróciła normalność. Codzienne protesty przestaną być standardem. Niestety ignoranci natychmiast wrócą do jedynego stanu emocjonalnego, który wydaje się być dla nich odpowiedni. Jest to stan samozadowolenia, który nie pozwoli im reformować czegokolwiek. A ludzie oczekują reform. Świat wymusza na nas nowe kierunki i rozwiązania. Prawo i Sprawiedliwość ma propozycję, którą uważam za złą. Za to liberałowie nie mają żadnej współczesnej propozycji.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU