Wczorajszy dzień ożywił skrywaną w szeregach prawicy chęć karania za nieprzychylne dla rządu informacje. Wszystko za sprawą doniesienia Onetu o “sankcjach” dla polskich polityków najwyższego szczebla. Prawica prowadziła cały dzień kampanię oskarżeń wobec dziennikarzy o promowanie fake news. Jednak niektórym z polityków to nie wystarczyło. Były poseł Kukiz’15, dziś apologeta dobrej zmiany, Adam Andruszkiewicz wezwał do pilnego przyjęcia ustawy krającej surowo za “fake newsy”:
Ustawa z wysokimi karami za fake news potrzebna na JUŻ! Inaczej w kampanii będziemy mieli "newsy", że w przypadku zwycięstwa prawicy Kreml odpali Iskandery w Polskę, że USA to wiedzą i wycofują wojska, że czeka nas bankructwo. Skutki bezkarności w tej sprawie, mogą być TRAGICZNE!
— Adam Andruszkiewicz (@Andruszkiewicz1) March 7, 2018
Poseł sugerował, że w przeciwnym wypadku w kampanii wyborczej czeka nas zalew absurdalnych, zmyślonych medialnych doniesień. Andruszkiewicz słynie ze swoich nieprzemyślanych, rzucanych na oślep mocnych wypowiedzi, więc jego słowa nie musiałyby być brane na poważnie, gdyby nie fakt, że nie jest osamotniony. W podobnym tonie wypowiedział się bowiem dla Niezależna.pl Dominik Tarczyński. Poseł Prawa i Sprawiedliwości od wielu miesięcy zapowiada ustawę przeciwko fake news, ale wyraźnie brakowało mu politycznego pretekstu do jej przepchnięcia. Teraz liczy, że uda mu się z publikacji Onetu taki pretekst stworzyć. W tekście pt. “Pseudo-media będą karane za fake newsy tak jak karane są w całej Europie”, tak poseł nakreślił swoje plany:
“To, co onet.pl zrobił wczoraj jest emanacją całego kłamstwa 25-lecia w wolnej Polsce po tzw. odzyskaniu niepodległości. Projekt mojej ustawy (karzącej za tzw. fake newsy – red.), o której wiele wcześniej mówiłem, jest na etapie prac. Przetłumaczono już podobną ustawę z języka niemieckiego, bo chciałbym zachować standardy europejskie. Tłumaczona jest jeszcze węgierska ustawa, jutro będzie gotowy jej polski przekład. Tacy ludzie, tacy pseudo-dziennikarze, takie pseudo-media będą karane tak jak karane są w całej Europie – zarówno w Niemczech, na Węgrzech, jak i w innych krajach. Nasza ustawa będzie mniej restrykcyjna, ponieważ na Węgrzech media, które podają fake newsy, muszą płacić 600 tysięcy euro. W Niemczech jest to pół miliona euro. Ja proponuję rozwiązanie mniej restrykcyjne, ale bardziej szczegółowe”.
Problem w tym, że posłowie prawicy robiąc z publikacji Onetu kozła ofiarnego nowej ustawy pokazali, że nie o prawdę tutaj chodzi, a o polityczną cenzurę. Doniesienia Onet.pl okazują się bowiem nie być wcale fake newsem, którym okazała się być za to cała nagonka prorządowych mediów. Dziennikarze oparli swoje doniesienia na dokumencie MSZ o sygnaturze Z-99/2018. Wczoraj można było spekulować, że został on wymyślony na potrzeby oczerniania rządu, jednak dziś samo MSZ poinformowało, że omawiana notatka jest dokumentem niejawnym, a resort podejmie działania związane możliwością popełnienia przestępstwa przeciwko ochronie informacji określonego w art. 266 Kodeksu karnego. Tym samym potwierdzono, że dziennikarze co najwyżej użyli zbyt mocnych słów, ale nie podali informacji nieprawdziwej. Na łamach prawicowego DoRzeczy z oskarżeniami o fake news rozprawił się już wczoraj także publicysta Łukasz Warzecha, który zanalizował rzekome dementi Departamentu Stanu, które przy szczegółowej analizie okazuje się nie zaprzeczać niczemu, co napisał Onet, a wręcz przeciwnie:
“Na wszystkie pytania, dotyczące ewentualnych spotkań, pani Nauert odpowiada, że takie nie są planowane. A trudno przecież odwołać lub zawiesić coś, czego nie ma w planach. Gdy pada pytanie o lipcowy szczyt NATO i spotkanie między prezydentami, do którego mogłoby wówczas dojść, rzeczniczka DoS stwierdza, że do tego czasu „wiele może się zdarzyć”. Trudno o dobitniejsze potwierdzenie w języku dyplomacji, że problem jest”.
Jeśli dziś ustawa o fake news by obowiązywała, to PiS użyłby jej, aby zamknąć usta dziennikarzom, którzy wykonywali po prostu swoją pracę. Onet.pl miałby problem za podanie niewygodnych dla rządu informacji, mimo że miał pełne podstawy do opublikowania omawianego materiału. Tym samym zamiast walki z fałszywymi informacjami mielibyśmy polityczne polowanie na czarownice i medialną cenzurę. Każdy dziennikarz musimy dwa razy się zastanowić, czy kontrolowana przez rząd prokuratura i niedługo sądy nie zaczną go ścigać. Jest to w istocie ograniczenie wolności słowa. Konsekwencje takiego prawa byłyby jednak analogiczne jak nowelizacji IPN.
Jeśli prawica zaczęłaby wytaczać procesy mediom, zwłaszcza w posiadaniu zagranicznych właścicieli, a to jasno wynika ze słów posła Tarczyńskiego, to wybuchłaby nowa międzynarodowa awantura. Kiedy KRRiT nałożyła karę na TVN, to Stany Zjednoczone zainterweniowały. Kolejne uderzenie w stację odbiłoby się na zaostrzeniu i tak już napiętych relacji z Waszyngtonem. Rząd musiałby liczyć się już nie z tak wyważoną jak poprzednio reakcją. Nie mówiąc już o sporze z Berlinem i potencjalnie Komisją Europejską. Słowa rządzących pokazują bowiem, że nie o prawdę chodzi, a uciszenie krytyków, co zostałoby zauważone w Brukseli, zagrażając tym samym misji Mateusza Morawieckiego. Jeśli politycy i zależna od nich prokuratura będą decydowali, co jest fake newsem, to nie będzie mowy o uczciwym stosowaniu omawianego prawa. Skończy się jak z nowelizacją IPN, gdzie pierwszy pozew dotyczył argentyńskiego dziennikarza, który w żaden świadomy sposób nie przypisywał Polakom odpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy, a po prostu zamieścił nieprawidłowe zdjęcie, którego wadliwy kontekst nie został nawet zauważony przez odbiorców.
Poseł uzyskał ponad to mocną odpowiedź na swoje plany z redakcji Onetu, która pokazuje, że polityk powinien sam zastanowić zastanowić się dwa razy, czego sobie życzy:
Panie Pośle @D_Tarczynski -wprowadzi Pan swoją ustawę, pójdziemy do sądu, sąd nakaże rządowi publikację notatki, o co apelujemy od początku. Następnie przeczyta Pan tę notatkę i okaże się, że fake newsa produkuje Pan. Na jak długo wsadzi się Pan za kratki?https://t.co/EsYpR8c2al
— Janusz Schwertner (@SchwertnerPL) March 7, 2018
W kontekście zaciekłej walki z fake news zastanawia, czy rząd równie mocno pragnie karać prorządowe media, które co najmniej notorycznie “mijają się z prawdą”. Poseł Tarczyński mógłby też zacząć od, jak sam nazywa, “zespołu #Drugiej Zmiany”, czyli silnej grupy kont w mediach społecznościowych propagujących przekaz dnia PiS, których znaczną część posądza się o bycie działającymi na zlecenie PiS trollami.W sieci krąży mnóstwo sfabrykowanych oskarżeń, memów i innych treści, z którymi rząd walczyć już nie zamierza. Jest to polityczna hipokryzja w czystej postaci.
Fot. TV Republika
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU