Porozumienia Rezydentów wspólnie z ministrem zdrowia ogłosiło zawarcie porozumienia, które kończy protest lekarzy. Obie strony nie potrafiły nachwalić się warunków umowy, a w przekazach medialnych dominuje optymistyczne spojrzenie w przyszłość. Jednak odzierając konferencję prasową z pięknych haseł okaże się, że w kluczowym postulacie całego protestu lekarze skapitulowali. Co jednak o wiele gorsze, w zamian za ustępstwa byli zmuszeni dać swoją twarz starym już kłamstwom władzy, z czego może już nie być dla nich odwrotu.
Zacznijmy od podstawowego postulatu protestujących, czyli 6,8% PKB na zdrowie. Pierwotnie w swoim obywatelskim projekcie medycy pragnęli osiągnąć ten pułap w 3 lata. Dziś zaś wycofali się całkowicie ze swojego celu, ponieważ porozumienie mówi, że nie będzie to 6,8% PKB, ale 6% – czyli dokładnie tyle ile chciał już wcześniej rząd. Pułapu tego nie osiągniemy w trzy lata, ale w 2024 roku, czyli rok wcześniej niż PiS założył w swojej wcześniejszej, głośno krytykowanej przez rezydentów miesiącami, strategii. Dziś natomiast rezydenci ogłosili sukces, że dzięki nim udało się uchwalić 6% PKB o 36 lat wcześniej niż zakładano w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa z kwietnia 2017 roku, gdzie w 2060 roku poziom finansowania miał wynieść 5,5% PKB. Problem w tym, że jak wspomnieliśmy, wiadomo było już jesienią, że dane w planie są całkowicie nieaktualne. Lekarze próbowali ukrywać swoją klęskę posuwając się do metod dezinformacji, za jakie krytykowali przez poprzednie miesiące Konstantego Radziwiłła.
Jakby tego było mało, matematyka osiągnięcia tego pułapu nie trzyma się kupy. Wielkim sukcesem rezydentów jest to, że już w tym roku na zdrowie trafi o 2,130 mld zł więcej, co ma zagwarantować w teorii wzrost nakładów do poziomu 4,78%. Przypomnijmy, że zgodnie z dotychczasowymi założeniami w 2018 roku budżet NFZ ma wynieść 77,5 mld zł, czyli w zasadzie tyle samo co w roku poprzednim. Biorąc pod uwagę 2 mld zł zawartych w porozumieniu, oznacza to wzrost środków o 2,74%. W 2017 roku wzrost gospodarczy wyniósł bowiem 4,6%, a w tym roku jest szacowany na 4,2%. Oznacza to, że dodatkowe środki, przy utrzymaniu założonej wysokości, nie wyrównują nawet tempa wzrostu gospodarki, czyli udział wydatków na zdrowie w PKB spada, a nie rośnie!
Kontrowersyjny jest także 6% PKB do 2024 roku, gdzie to minister z rezydentami ogłosił, że dzięki przyspieszeniu zmian o rok system uzyska aż 16 mld zł. Każda dodatkowa złotówka na pacjenta się liczy, ale ciężko mówić tu o dużym sukcesie. Aby sobie to uzmysłowić trzeba wziąć pod uwagę skalę systemu. Do osiągnięcia pułapu 6% brakuje obecnie 1,27% PKB, czyli 23,5 mld zł rocznie biorąc pod uwagę tylko PKB w roku 2016, ale kwota ta wraz ze wzrostem gospodarczym będzie ulegała systematycznemu zwiększeniu. Dzieląc 16 mld na 7 lat okaże się, że mówimy o wzroście w wymiarze 2,3 mld zł rocznie. Czy to dużo? W sytuacji obecnego niedofinansowania kwota bardzo pomocna, jednak pozostająca daleko w tyle za tym, co rezydenci uważali sami za konieczne do realnej zmiany systemu. Mówimy bowiem o zmianie finansowania w granicach kilku procent. Lekarze musieli zatem przyjąć spore ustępstwa w swoim kluczowym postulacie. Ustalenia w kwestii wzrostu nakładów można zatem uznać za pyrrusowe zwycięstwo, a przekaz z konferencji z ministrem zdrowia za przysłowiową “dobrą minę do złej gry”.
W obszarze płacowym udało się za to rezydentom osiągnąć znaczące postępy. Rezydenci otrzymają bowiem podwyżkę 500 zł brutto z 3500 zł do 4000 zł, a w przypadku specjalizacji priorytetowych utrzymany zostanie poprzedni pułap 4700 zł. Rezydenci mogą podpisać także lojalkę zobowiązującą ich do przepracowania minimum 2 lat w Polsce po zakończeniu szkolenia, w zamian za co mogą otrzymać kolejne 600 zł brutto podwyżki. Obserwując reakcję widać już, że zdania są podzielone, część lekarzy nie jest zadowolona z takich warunków porozumienia, kiedy pierwotnie postulowało 2 średnie krajowe dla lekarza rezydenta. Jednak trzeba przyznać, że w obecnych warunkach politycznych na tym polu udało się im sporo ugrać. Jest to dobra informacja, ponieważ jest to zachęta, aby większa cześć absolwentów została w Polsce, co dla przetrwania systemu jest kluczowe. W przypadku podwyżek dla specjalistów udało się także zapisać zakaz pracy w więcej niż jednej placówce publicznej, co było krokiem w kierunku zwalczania patologii. Tu należy zaliczyć porozumieniu sukces.
Lekarze osiągnęli także szereg innych ustępstw. Rząd będzie dążył do wprowadzenia zawodu sekretarki medycznej, która odciąży z biurokratycznych obowiązków lekarzy. Do końca 2019 roku mają być w pełni funkcjonalne systemy wydawania e-skierowań, e-recept. Zlikwidowano niektóre biurokratyczne uciążliwości jak np. wpisywanie wartości refundacji na receptach. Lekarze mają otrzymać także ochronę prawną przysługującą funkcjonariuszowi publicznemu. Rząd obiecał także długo postulowane przez środowisko urlopy szkoleniowe i likwidację w ciągu 10 lat klauzuli opt-out.
Łyżką dziegciu jest kolejne zwiększenie naboru na studia medyczne. Ilość studentów i tak była przez ostatnie lata sukcesywnie zwiększana, do tego stopnia, że zaczyna spadać jakość odbywania studiów. Resort ryzykuje postawieniem ilości nad jakością, ponieważ studia medyczne są miejscem, gdzie zwiększenie liczby studentów wymaga dużych nakładów pracy i środków. Potrzeba bowiem obrzmiej ilości zajęć klinicznych w szpitalach, a nie dodatkowych wykładów.
Protestujący byli w trudnym położeniu, stąd w zamian za realizację części postulatów w innych kwestiach znaleźli się w zasadzie pod ścianą. Więcej ugrać w obecnych realiach prawdopodobnie nie mogli. Jednak choć z perspektywy pracy lekarzy porozumienie jest istotnym postępem, jednak przyszło za nie zapłacić polityczną cenę. W zamian za ustępstwa rezydenci musieli nawoływać swoich kolegów do ponownego pracowania w ponadnormowym czasie. Lekarze zaapelowali do wszystkich którzy czują się na siłach o podjęcie się pracy na rzecz pacjenta i systemu w większym wymiarze. Był to duży cios w wiarygodność Porozumienia Rezydentów. Przez miesiące lekarze mówili o braku etyki i niebezpieczeństwie pracy w ponadnormowym trybie zarówno dla lekarza jak i pacjenta. Wobec hasła 1 lekarz=1 etat i miesięcy kampanii na rzecz ograniczania nadmiernej ilości godzin pracy, taka nagła zmiana frontu wypadła co najmniej niewiarygodnie. Jest to w gruncie rzeczy wyparcie się głoszonych wcześniej zasad w imię polityki. O wiele lepiej byłoby jeśli rezydenci pozostawiliby tę kwestię decyzji każdego lekarza bez żadnych odgórnych sugestii. Jednak widać wyraźnie, że minister zdrowia chciał mieć pewność, że rozbroił bombę permanentnie. Bowiem po dzisiejszych słowach szans na ponowną mobilizację środowiska wokół wypowiadania opt-outow nie ma, za to w ciągu 10 lat założonych do zniesienia tych klauzul w polskiej polityce może wydarzyć się dosłownie wszystko.
Pełna treść porozumienia:
Porozumienie #NaZdrowie pełna treść:
Opublikowany przez Porozumienie Rezydentów OZZL na 8 lutego 2018
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU