Oscarowa nominacja dla „Bożego Ciała” Jana Komasy była sporą niespodzianką. I choć na nagrodę nie ma większych szans, to nie powód do smutku. Trzeba świętować, bo to sygnał, że polskie kino zostało w Hollywood zauważone i docenione.
W XXI wieku i końcówce wieku XX w Hollywood raczej nie istniała świadomość polskiego kina jako nurtu. Kojarzono bardziej nazwiska i tak szansę na nagrodę miał nie tyle film polski, co film zrobiony przez Andrzeja Wajdę, czy Agnieszkę Holland, albo Pawła Pawlikowskiego – czyli osoby, które na Zachodzie znano. Teraz „Boże Ciało” trafia do honorowego grona filmów docenionych w świątyni kina. W jak doborowym towarzystwie się znajdzie?
Czarno-białe cuda Pawlikowskiego
Noc z 22 na 23 lutego 2015 roku przeszła do historii polskiej kinematografii. Jeżeli kogoś wybudził wtedy donośny triumfalny okrzyk, to przepraszam – tak świętowałem zdobycie Oscara przez „Idę” Pawła Pawlikowskiego. Ten kameralny, czarno-biały film zauroczył widzów na całym świecie, a nazwisko reżysera zostało w pamięci członków Akademii. W 2019 roku uhonorowano nominacją nie tylko jego kolejny film, „Zimną wojnę”, lecz także samego Pawlikowskiego. Operator, Łukasz Żal, mógł dopisać do CV kolejną nominację za zdjęcia (pierwszą dostał za „Idę”, wspólnie z Ryszardem Lenczewskim). W tamtym roku bezkonkurencyjna była jednak „Roma” Alfonso Cuaróna.
Pierwszy zwycięzca
Czasem zapomina się, że pierwszym polskim filmem, który dostał Oscara, była krótkometrażowa animacja: „Tango” Zbigniewa Rybczyńskiego. Na YouTube można znaleźć film z oscarowej gali z 1983 roku, na którym wręczający nagrodę nie potrafią wymówić nazwiska Polaka. Później Rybczyński wyszedł na papierosa, a ochrona budynku nie chciała go wpuścić z powrotem do środka – nie wierzyli, że rozmawiają z laureatem Oscara.
Pierwsza polska szansa
Pierwszym polskim filmem nominowanym do Oscara był “Nóż w wodzie” – psychologiczny thriller młodego reżysera Romana Polańskiego. Kameralny, oparty na relacjach trójki bohaterów, był nową jakością polskiej kinematografii. Oscara przegrał z samym Frederico Fellinim i jego „Osiem i pół”. Włoski reżyser po latach „zabierze” Oscara także Jerzemu Hoffmanowi i „Potopowi”.
Wielkie widowiska
„Potop” znalazł się w gronie nominowanych za 1973 rok. To było kino w iście hollywoodzkim stylu: nakręcone z rozmachem, epickie ze świetnymi rolami aktorskimi. Z polskich wielkich widowisk Akademia doceniła także „Faraona” Jerzego Kawalerowicza z 1965 roku.
Epickość mają w sobie także “Noce i dnie” Jerzego Antczaka, opowiadające dzieje rodziny na tle wielkiej historii. Można śmiało przypuszczać, że gdyby ten film nakręcili Amerykanie, Jadwiga Barańska i Jerzy Bińczycki zbieraliby za swoje kreacje aktorskie wszelkie możliwe nagrody.
Dzieła znanych nazwisk
Andrzej Wajda, bodaj najwybitniejszy polski reżyser, nominowany do Oscara był aż czterokrotnie: za „Ziemię obiecaną”, „Panny z Wilka”, „Człowieka z żelaza” i „Katyń”. Statuetki za film niestety nigdy nie zdobył, uhonorowano go nagrodą honorową. Chyba najbardziej szkoda szansy za „Człowieka z żelaza”, triumfatora Festiwalu w Cannes. Lepszy okazał się węgierski „Mefisto” Istvána Szabó.
Ugruntowaną renomę za granicą ma też Agnieszka Holland. Reżyserka miała dwie szanse na Oscara. W 2011 roku nominowano jej film „W ciemności”, a w 1992 doceniono scenariusz „Europa, Europa”.
Ciekawym przypadkiem w historii polskich oscarowych przygód jest Krzysztof Kieślowski i jego „Trzy kolory: Czerwony”. Film zbierał wiele nominacji do przeróżnych nagród: BAFTA, Złotego Globa, w Cannes przegrał niespodziewanie z nowatorskim „Pulp Fiction”. Amerykańska Akademia z jednej strony doceniła dzieło, przyznając mu aż trzy nominacje do Oscara, ale… nie za film nieanglojęzyczny! Kieślowski dostał nominację za reżyserię i – wraz z Krzysztofem Piesiewiczem – za scenariusz, Piotr Sobociński – za zdjęcia.
Nienominowane arcydzieło
Jednak jednym z bardziej docenianych na Zachodzie polskich filmów jest ten, który żadnej nominacji nie otrzymał. Mowa o „Rękopisie znalezionym w Saragossie” Wojciecha Hasa, oparty o powieść Jana Potockiego. Gorącymi orędownikami dzieła są sami Martin Scorsese i Francis Ford Coppola, ze swoich pieniędzy sfinansowali rekonstrukcję filmu i zadbali o jego dystrybucję w Stanach. Obsesję na punkcie „Rękopisu” miał muzyk Jerry Garcia. Film w Stanach został ciepło przyjęty, także dzięki nowatorskiej konstrukcji fabularnej, która mogła zdecydować o jego niezbyt entuzjastycznym przyjęciu przez polskich krytyków.
Zdjęcie: kadr ze zwiastuna “Zimnej wojny”, YouTube/ KinoSwiatPL
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU