Powiew proeuropejskiego odrodzenia po wygranej w pierwszej turze wyborów prezydenckich we Francji przez Emmanuela Macrona może budzić strach zarówno w obozie rządzącym dziś Polską, jak i w społeczeństwie, które spodziewany odwrót liberalnej Europy od swojego buntującego się dziecka odczuje na własnej skórze. Macron już zdążył zagrozić Polsce wprowadzeniem sankcji, o czym poinformowała wczoraj Gazeta Wyborcza.
Brytyjski tygodnik The Economist przywołuje przykład kwitnącego polskiego miasteczka na rubieży Unii Europejskiej. – Jest istotne, by upiększać Siemiatycze – mówi burmistrz tego położonego na podlasiu miasteczka, Piotr Siniakowicz (PO). Granica z Białorusią jest tuż za miedzą, a dla gości ze wschodu może oznaczać pierwsze spotkanie z Unią Europejską. Siemiatycze mają świetnie wyposażoną szkołę pielęgniarską oraz pachnące nowością centrum sportowe, a to wszystko dzięki funduszom unijnym przyznawanym po przystąpieniu Polski do UE w 2004 r. Pełne są nowych posiadłości zbudowanych ze środków zarobionych przez pracujących w Belgii mieszkańców, a biznes kręci się tu w zależności kto z emigrantów powróci tu na wakacje. W Siemiatyczach jest aż 50 salonów fryzjerskich, nieźle jak na 15 – tysięczne miasteczko.
Mimo tego idyllicznego obrazka, w wyborach parlamentarnych z 2015 r. wygrywa tu Prawo i Sprawiedliwość z wynikiem 38% głosów, podobnym jak w skali całego kraju. Zwycięska partia natychmiast po wyborach zabiera się za rozmontowywanie instytucjonalnej kontroli demokracji w Polsce, niepokojąc tym zachowaniem polskich liberałów, a zaskakując resztę UE.
Ale największy bój z antyliberalną prawicą toczy Unia nie z Polską, a Węgrami, których premier Victor Orban od lat testuje cierpliwość europejskiego klubu. W tym tygodniu Komisja Europejska upomniała Węgry o próbę wprowadzenia prawa, które miało na celu zamknięcie Central Europe University, uniwersytetu ufundowanego przez filantropa Georga Sorosa. Także zachowanie Węgier wobec poszukujących azylu jest na uwadze zjednoczonej Europy.
Ale Victor Orban przynajmniej angażuje się w Europie, jak w tym tygodniu, dyskutując na temat prawa o szkolnictwie wyższym na forum Parlamentu Europejskiego. Jego polski odpowiednik, Jarosław Kaczyński przesiaduje zaś w Warszawie, rzadko spotykając się z innymi europejskimi liderami. Sam nie zajmuje żadnego urzędu, ale jako szef zwycięskiej partii trzyma wodze rządu z tylnego siedzenia. W marcu pokierował swoją podwładną, premier Beatę Szydło, aby zablokowała powołanie jego odwiecznego wroga Donalda Tuska na drugą kadencję Przewodniczącego Rady Europejskiej. Oznaczało to tylko upokarzające niepowodzenie, wszystkich innych 27 przywódców, w tym Orban, poparło kandydaturę Tuska.
Ten niezrozumiały dla Europy ruch jest częścią postępującej antyeuropejskiej tendencji w Polsce. Część polityków z Brukseli chce pozbawić Polski praw głosowania w UE, tzw. “opcja nuklearna”. Nie powinno do tego nigdy dojść, ale w tym tygodniu europejskie rządy po raz pierwszy zezwoliły na przedyskutowanie polskich poczynań. Tymczasem Polska odwróciła się od Niemiec i Francji, starając zmienić dyplomatyczny kurs na zbliżenie z Wielką Brytanią, która, na nieszczęście, opuszcza UE. Również sen o potężnej Grupie Wyszehradzkiej ginie w obliczu niechęci Czech i Słowacji, gotowych pozostać przy RFN.
Zauważalne są niepewne sygnały, że rząd PiSu skłania się do nadużyć dyplomatycznych, by wyeliminować z polityki Tuska, dawnego lidera partii, która dziś znów wychodzi na prowadzenie w sondażach. A działania krajowe PiS są bardziej agresywne niż kiedykolwiek. Kaczyński chce podporządkować sędziów parlamentowi, osłabić samorząd lokalny, “repolonizować” lokalne media będące własnością niemieckich inwestorów, zmienić system szkolnictwa oraz obsadzić “swoimi” służbę dyplomatyczną. Publiczne media nie były nigdy wzorem obiektywności, ale teraz zostały zredukowane do organów propagandowych. Entuzjaści PiS twierdzą, że krytycy stosują podwójne standardy: Tusk nie był święty, a inne kraje mają również politycznie mianowanych sędziów. Tyle, że Polska boryka się z niezależnymi globalnymi wskaźnikami wolności politycznej i prasy.
To wszystko stawia wyzwanie Unii Europejskiej, aspirującej do roli wykraczającej poza klub wolnego handlu. Optymiści twierdzą, że polska stagnacja ustąpi wraz ze spodziewaną porażką partii Kaczyńskiego pod koniec 2019 r. Może to jednak potrwać bardzo długo, aż kolejne rządy uporają się z uporządkowaniem gruzowiska po destrukcyjnym rajdzie Kaczyńskiego po polskich instytucjach. Nie ustanie też podgrzewany przez PiS kulturowy podział w społeczeństwie. Niedawne badania Instytutu Batorego, polskiego prodemokratycznego think-tanku finansowanego przez Georga Sorosa komentują rzekomy polski euroentuzjazm jako oparty na słabych fundamentach, ukrywający głęboki potencjał eurosceptycyzmu. -Polski rząd idzie z Bogiem – mówi pani Elżbieta, emerytka z Siemiatycz – dlaczego więc Unia z nim walczy?
Jedną z potencjalnych strat dla Polski może być utrata dopłat unijnych. Przy próbie Szydło wobec “detronizacji” Donalda Tuska, ustępujący prezydent Francji François Hollande wygarnął polskiej premier, że Polska może mieć, co prawda, zasady, ale to Unia dzierży środki strukturalne. Często słychać takie groźby ze strony Brukseli czy Berlina, szczególnie w związku z odmową Węgier i Polski, co do podziału relokowanych uchodźców. W przyszłym roku rozpoczną się rozmowy w sprawie następnego budżetu UE, postawa Polski nie będzie tu bez wpływu na przeznaczane kwoty. Jak zauważa burmistrz Siemiatycz, Piotr Siniakowicz: -pogarszanie się stosunków z UE jest złe dla ludzi stąd.
Kara może jednak przyjąć mniej oczywiste oblicze. Wygrana Macrona w Francji wzmocni determinację Unii Europejskiej i spodziewanie zacieśni francusko-niemieckie więzy nadające tempo wspólnocie. Nowa proeuropejska energia podąży ku ściślejszej integracji strefy Euro, poza którą pozostają Polska i Węgry, rozprzestrzeni współpracę na niwie obronności i integracji azylantów. Już teraz Bruksela współpracuje z Francją nad narzuceniem przepisów mających na celu dostosowanie płac mieszkańców Nowej Europy pracujących na zachodzie.
Paradoksalnie, wszystko to, nawet pozytywne zmiany we Francji grożą utrwaleniem wewnątrzunijnego podziału. Europa dwóch prędkości oznacza izolację Polski i w perspektywie pogłębienie się jej ułomności, jak również wzmożenie antyunijnych nastrojów. Niemcy Angeli Merkel, świadome czasowości chorej sytuacji w Polsce, gotowe są przy niej trwać, ale Macron może mieć mniej cierpliwości. Polska Unii nie opuści, ale niektórzy coraz chętniej opuściliby Polskę…
Źródło: The Economist
fot. flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU