Mateusz Morawiecki ruszył w Polskę prowadzić kampanię wyborczą. Szef rządu chcąc przekonać do siebie wyborców na Mazowszu, starał się uderzyć przede wszystkim w ekonomiczne nuty, korzystając z owoców ostatnich kilku lat gospodarczej koniunktury na światowych rynkach, która dla polskiej gospodarki okazała się nadzwyczajnym dobrodziejstwem. Morawiecki starał się bowiem przekonać, że wzrost pensji jest zasługa rządu, któremu udała się w tym celu m. in. trudna sztuka obniżki podatków. Premier w taki sposób podsumowała efekty “piątki Kaczyńskiego”:
“Chcemy, aby pracownicy zarabiali więcej, na poziomie europejskim. Pokazaliśmy, że można pogodzić wyższe płace i niższe podatki. Niższe podatki to lepsza płaca (…) Warunki do pracy mają być jak najlepsze”.
Powyższe wpisuje się w narrację rządu, który postanowił walczyć o elektorat politycznego centrum. Polska europejskich płac jest chwytliwym hasłem, które jak pokazują sondaże ma o wiele większe powiązanie z oczekiwaniami wyborców niż spory ideologiczne, które skupiały miesiącami uwagę opozycji. Dla PiS sytuacja jest korzystna, ponieważ podwyżki płac w ostatnich latach były jak na polskie standardy rekordowe, co wraz ze spadkiem bezrobocia pozwala rządowi komfortowo poruszać się w tym obszarze. Do tego stopnia , że przedstawiane tezy nie muszę mieć większego oparcia w ekonomicznych faktach.Ogłoszone przez premiera połączenie obniżki podatków z podwyżkami płac jest bowiem zwykłym wyborczym kłamstwem, ponieważ rząd zastosował na Polakach klasyczną manipulację. Obniżka PIT dla młodych pracowników nie może bowiem przysłonić nam olbrzymiej podwyżki podatków, którą PiS po cichu, ale konsekwentnie wprowadzał w ostatnim czasie, albo szykuje już w najbliższej przyszłości.
Przypomnijmy zatem, że PiS dzięki hojnemu ofiarowaniu zerowego PIT dla osób poniżej 26 roku życia zostawił w kieszeni obywateli 2,5 mld zł. W tym samym czasie dla porównania dochody całego sektora finansów publicznych w roku 2017 wyniosły 735,5 mld zł, z czego 358 mld zł stanowiły podatkowe i składkowe obciążenia wynagrodzeń Polaków. Z perspektywy całej gospodarki obniżka ta była zatem nieistotnym bodźcem, który nie zmniejszył balastu podatkowego i parapodatkowego nawet o 1%.
Większe znaczenie może mieć tutaj ogłoszone zmniejszenie bazowej stawki PIT do poziomu 17%. Jednak próba wprowadzenia tzw. testu przedsiębiorcy pokazała, że na razie tej propozycji nie można rozpatrywać na poważnie do czasu wyjaśnienia, jak rząd widzi sprawę osób rozliczających PIT na stawce liniowej. Jeśli wizja z testu przedsiębiorcy uległaby materializacji, to wiele osób 19% PIT zamieniłoby na 32%, a zyski budżetu przebiłyby koszty wynikające z omawianej obniżki.
Zerowy PIT jest tym samym zagraniem czysto demagogicznym, hasłem wygodnym dla medialnej kreacji wizerunku, za którym nie stoi żadne realne oddanie owoców pracy obywatelom. Kiedy rząd nie obniżył realnie podatków, to w tym samym czasie rosną inne podatki. Jeszcze w lipcu 2018 roku główny ekonomista PO prof. Andrzej Rzońca wskazywał, że od początku kadencji PiS podwyższył aż 34 podatki, które dodatkowo obciążyły obywateli tylko do końca 2017 roku na 31 mld zł. Już przy tej kwocie 2.5 mld zł “zerowego” PIT wygląda niepoważnie. Profesor rozprawił się także ze słynnym “małym ZUS em”, który był firmowany przez rząd jako wielki ukłon w stronę przedsiębiorców. Z tego celem oszczędności wyłączono bowiem aż 91% przedsiębiorców, a wsparcie skierowano głównie do firm, które są gospodarczo najmniej efektywne, a zatem nie budują potencjału wzrostu gospodarczego. Koszt “małego ZUS” oszacowano na zaledwie 0,5 mld zł, co przy 177 mld zł wpływów ze składek do ZUS w roku 2017 stanowi redukcję obciążeń o zaledwie 0,028%. Jest to zatem wartość w granicy błędu statystycznego.
Wpływy z nowych podatków nie są natomiast już takie skromne. Sama likwidacja progu 30-krotności składek ZUS oznacza wpływy rzędu 5 mld zł, czyli 10 razy więcej niż koszt “małego ZUS” i dwa razy więcej niż “zerowy PIT dla młodych”. Jest to jednak zaledwie początek listy podwyżek. 4% “danina solidarnościowa” to kolejne 2 mld zł w budżecie, ponownie cztery razy więcej niż “mały ZUS”. Do tego trzeba doliczyć obowiązujący od kilu lat podatek bankowy, który tylko w dwa pierwsze lata finansowania wniósł do budżetu blisko 8 mld zł.
Wróćmy jednak nie do bogatych pracowników i milionerów, ale zwykłego Kowalskiego. On także zapłaci więcej. PiS już na początku kadencji uderzył w najsłabiej zarabiających na umowach-zleceniach, oskładkowując je na ZUS. Teraz z dokumentów rządowych wynika, że PiS zamierza zwiększyć opodatkowanie umów cywilnoprawnych tak, aby w 2020 roku wycisnąć dodatkowe 3,1 mld zł. Mowa zatem o kwocie większej niż tak nachalnie propagowana obniża PIT dla młodych pracowników.
Kolejną sprawą wiążącą się z dodatkowym opodatkowaniem są Pracownicze Plany Kapitałowe. Mówi się o ich dobrowolności i właścicielskim statusie pracowników, jednak nie jest to do końca prawda. Status własnościowy środków z PPK rząd może bowiem zmienić w jedną noc odpowiednią ustawą, a same składki na program są objęte opodatkowaniem, ponieważ wypłacenie środków z “własnego konta” przed założonym przez rząd czasem wiążę się już z 19% podatkiem Belki. Jakby tego było mało od składek po stronie pracodawcy Kowalski zapłaci podatek dochodowy. To kolejne miliony z kieszeni Polaków. Tylko w efekcie zmian emerytalnych osoba zarabiająca dziś netto 3550 zł w wariancie minimalnych składek na PPK straci z pensji 114 zł, a w wariancie maksymalnym aż 236 zł, spadając do poziomu 3314 zł.
Na powyższych nie koniec. Profesor Andrzej Rzońca już w zeszłym roku alarmował o wielkiej liczbie cichych podwyżek podatków. Od kilku lat PiS walczy bowiem z Brukselą o prawo do wprowadzenia podatku handlowego, który miał dawać kolejne 1,6 mld zł rocznie. Do tego mamy podatek “galeryjny” od nieruchomości komercyjnych. Do tego dochodzi ciche podnoszenie PIT i CIT oraz VAT. Rząd zamroził bowiem progi podatkowe PIT, co wpycha z każdym rokiem coraz większą część klasy średniej w 32% stawkę podatkową. Równocześnie zaostrzono liczne odliczenia w podatku CIT, które wpłynęły na wzrost należności dla państwa. Do tego skarbówka zmienia swoje interpretacje ws. VAT-u, dodatkowo zwiększając obciążenia podatkowe. 34 podwyżki podatków przedstawione przez profesora Rzońcę przedstawia poniższa grafika.
Powyższa lista jest niekompletna, ponieważ kreatywność władzy nie zna granic, a międzyczasie pojawiły się bowiem pomysły choćby podatku od cyfrowych gigantów.
W starciu z faktami nie ma wątpliwości, że retoryka Mateusza Morawieckiego o obniżce podatków jest zwykłą demagogią bez oparcia w realnych działaniach. Matematyka jest bowiem bezwzględna, nie ma czegoś takiego jak “pieniądze rządowe”, w co niestety jak wykazały sondaże wierzy duża część Polaków, wszystko co wydaje państwo na swoje hojne programy pochodzi z kieszeni obywateli, stąd raptownie rosnące wydatki oznaczają głębsze sięgnięcie do kieszeni każdego z nas.
źródło: andrzejrzonca.com
fot. flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU