Choć od kilku już lat w polskiej polityce czucie i wiara mocniej przemawiają do wyborców niż twarde dane czy niepodważalne fakty, to problemy z obroną Andrzeja Przyłębskiego, ambasadora Polski w Berlinie narastają. Jego tłumaczenia, zwyczajowo przyjęte przez każdego złapanego na ukrywaniu wstydliwego faktu ze swojego życia polityka, raczej nikogo nie przekonują. Co prawda najtwardszy elektorat oczywiście uwierzy, że prokurator Piotrowicz był prokuratorem, ale nie skazywał, Przyłębski był TW, ale nie donosił, a prezydent Duda jadł kiełbasę w Wielkim Poście, ale nie przełknął. Fakty jednak stają się dla ambasadora Przyłębskiego bezlitosne, podobnie jak dla pisowskich służb, które takiego człowieka dopuściły do największych tajemnic państwowych. Na szereg nieścisłości w jego tłumaczeniach zwrócili uwagę dziennikarze i publicyści.
Warto też zwrócić uwagę na jego wypowiedź dla portalu wPolityce.pl, gdzie opisuje możliwe okoliczności podpisania deklaracji współpracy.
“Sprawa miała miejsce 38 lat temu i moja pamięć jest niepełna. Byłem wtedy studentem I roku i ubiegałem się o paszport do Wielkiej Brytanii. Nie miałem świadomości, że urzędnik w biurze paszportowym jest jednocześnie pracownikiem SB. (…) Natrafiłem na opór w wydaniu tego paszportu z dwóch powodów: podejrzewano mojego wujka o antypaństwową działalność w strukturach polonijnych w Wielkiej Brytanii. Posiadano też informację o mojej działalności w akademiku, polegającej na propagowaniu materiałów KPN i PPN.”
To, że KPN w czerwcu 1979 r. jeszcze nie istniał, więc kolportować takich materiałów nie mógł, to nie jedyna wątpliwość co do prawdziwości tych wyjaśnień. Warto bowiem zwrócić uwagę na daty. Zobowiązanie do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa zostało podpisane w czerwcu 1979 roku, a sama współpraca trwała rzekomo rok. Studia magisterskie, jednolite, 5-letnie, na kierunku filozofia i nauki społeczne, pan Przyłębski ukończył w 1982 r. Tym samym opisywane przez niego wydarzenia, a więc szantaż urzędnika z biura paszportowego nie mogły mieć miejsca, gdy był na I roku studiów. W 3 lata studiów raczej nie zrobił. Pojawia się wobec tego pytanie, czy ta współpraca nie była jednak dłuższa niż deklaruje ambasador?
Póki co Prawo i Sprawiedliwość udaje, że nic się nie stało, a minister Waszczykowski wprost mówi, że ambasador zostanie na stanowisku. Opozycja powinna sprawę grillować ile tylko się da, tym bardziej, że PiS nie za bardzo może sobie pozwolić na jego odwołanie. Robiąc z żony TW Wolfganga prezesa Trybunału Konstytucyjnego, nierozerwalnie powiązali los dobrej zmiany z losem państwa Przyłębskich. Pytania o to, czy Julia Przyłębska wiedziała, że mąż podpisał fałszywe oświadczenie lustracyjne, już się w przestrzeni publicznej pojawiły, a lada moment pojawią się kolejne, kwestionujące jej i tak niezbyt imponujący życiorys. Odwołanie ze stanowiska ambasadora Andrzeja Przyłębskiego mogłoby Julię Przyłębską sprowokować do wypowiedzenia posłuszeństwa dobrej zmianie i dołączenia do sędziego Pszczółkowskiego. W końcu haki wynikające z życiorysu jej męża zostały ujawnione i bronią gwarantującą jej posłuszeństwo już być nie mogą.
W moim przekonaniu odwołanie Przyłębskiego jest jednak nieuniknione i pewne, jednak wcześniej potrzebny jest plan rozbrojenia tej bomby. Pozostaje pytanie, co zrobić z Julią Przyłębską, by mieć gwarancję utrzymania władzy nad Trybunałem Konstytucyjnym, nie tracąc jednocześnie możliwości wciskania ciemnemu ludowi, że jest on niezależny. Kto wie, czy lada moment Prezes Kaczyński nie zruga publicznie posła Arkadiusza Mularczyka, by wycofał wniosek o zbadanie legalności wyboru Małgorzaty Gersdorf na I Prezesa Sądu Najwyższego. Stając w obronie legalności sędzi Gersdorf z pewnością skutecznie odwróciłby uwagę od TW Wolfganga. Jednocześnie dawałoby to nadzieję, że rozpatrując zażalenie w sprawie legalności wyboru prezesa TK, sędzia Gersdorf orzeczeniem Sądu Najwyższego zrzuci Przyłębską z tej funkcji. Taki scenariusz byłby dziś wymarzony, bowiem nie tylko pomoże rozwiązać problem państwa Przyłębskich, ale też da możliwość wymiany prezesa TK na osobę bardziej “pewną”. Jednocześnie taki wyrok pozwoli kontynuować wojnę z wymiarem sprawiedliwości i Sądem Najwyższym, a przecież o to właśnie chodzi. Czy gdzieś w zaciszu willi na Żoliborzu, taki plan jest już tworzony? Pokażą najbliższe tygodnie.
fot. flickr/P.Tracz
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU