Media społecznościowe z roku na rok przejmują coraz bardziej rolę krwiobiegu świata polityki kosztem tradycyjnego radia, telewizji i prasy papierowej. Sprawia to, że zwycięstwo w wojnie w sieci często ma decydujący wpływ na wyniki wyborów. Stąd promowanie poglądów reprezentowanych przez dane ugrupowanie jest żywotnym interesem każdej partii. Wie o tym doskonale Prawo i Sprawiedliwość, które postanowiło zająć się działalnością portali społecznościowych takich jak Facebook czy Twitter. Politycy partii rządzącej chcą bowiem pomóc użytkownikom, którzy zostali na wymienionych platformach zbanowani – tzn. ich konto zostało zablokowane/usunięte. Internauci będą mogli jednak już niedługo poprzez specjalny formularz skontaktować się z zespołem urzędników Ministerstwa Cyfryzacji, którzy ocenią, czy decyzja portalu była zasadna.
Sprawa ma swoje źródło w rosnącej niechęci do mediów społecznościowych za działania dyskryminacyjne wobec konserwatywnych treści. Problem nie jest wbrew pozorom tylko Polski, ale międzynarodowy, a największe kontrowersje budzi w samych Stanach Zjednoczonych wśród polityków partii republikańskiej i jej zwolenników. W ostatnich miesiącach za oceanem miało miejsce kilka głośnych afer wokół usuwanych bez uzasadnienia kanałów i fanpage’ów o profilu konserwatywnym. Doszło nawet do tego, że w obliczu oskarżeń o polityczną cenzurę YouTube musiał się w tym roku za swoje działania tłumaczyć i przyznać oficjalnie, że wiele decyzji o usuwaniu treści podjęto “błędnie”. Portal o dyskryminację oskarżył także znany w Polsce Mariusz Max Kolonko, który zapowiedział opuszczenie platformy. Na Facebooku wśród zwolenników prawicy panuje już zaś zupełne przekonanie o istnieniu wojny partyzanckiej z portalem, który prowadzi politykę podwójnych standardów. Najciężej dostaje się firmie za to, że gdy prawicowe strony stosunkowo łatwo zbanować, to fanpage o treściach raniących uczucia religijne chrześcijan czy otwarcie szkalujące wartości patriotyczne i konserwatywne są uznawane za “nie naruszające standardów społeczności”. Oczywiście jak w każdym tego typu sporze prawda leży trochę po środku, ponieważ wielu publicystów i osób publicznych niepowiązanych z prawicą także ma zastrzeżenia do coraz ostrzejszej polityki Facebooka. Mamy tu bowiem po prostu do czynienia z bezkarnością kilku korporacji, które są świadome swojej niemal monopolistycznej roli, którą bezwzględnie wykorzystują.
Jednak pycha i przeświadczenie o zdolności sterowania wszystkim na około może jeszcze uderzyć mocno w partię rządzącą. Mówimy bowiem o bardzo śmiałym ruchu, ponieważ mimo silnej krytyki Facebooka podobne inicjatywy nie są w demokratycznych krajach wprowadzane w życie. Jest to bowiem daleko idącą ingerencja w wewnętrzne decyzje firmy, która na pewno wywoła duże emocje. Poważne są wątpliwości, czy działania rządu nie okażą się nieskuteczne, albo co gorsza jeśli rząd zechce dokręcić śrubę, podzielą los ustawy o IPN – powstanie kolejny skandal, który sprawie wolności wypowiedzi w sieci zrobi więcej szkody niż pożytku. Mówimy bowiem o temacie niesamowicie delikatnym, ponieważ Facebook i inne platformy działające w wielu krajach o mniej demokratycznych rządach będą sceptyczne wobec ulegania Polsce, ponieważ otworzyłoby to drogę do lawiny roszczeń z innych państw. Warto bowiem zwrócić uwagę, że Facebook jest już w sporze z prawem Federacji Rosyjskiej za gromadzeniu danych osobowych poza granicami kraju, za co grozi się mu za wschodnią granicą nawet zablokowanie świadczenia usług.
Jenak sprawa ma także drugą stronę medalu. Facebook i YouTube mają nastawienie anty-prawicowe, to jednak paradoksalnie obie platformy stały się najważniejszą obecnie tubą propagandową przede wszystkim właśnie prawicy. PiS, Trump, zwolennicy Brexitu, wszystkie silne ruchy odrodzenia prawicy na świecie wzięły swoją siłę z użycia mediów społecznościowych. Armie internetowych trolli, fake kont, to właśnie specjalność Prawa i Sprawiedliwości, które zmienia dyskusje w sieci w hejterski ściek. Z tym zjawiskiem znienawidzony w PiS Facebook słusznie stara się walczyć. Sprawia to, że rządzący nie mają zbyt dużego mandatu do krytykowania portalu nawet jeśli na moment zapomnimy o tym wszystkim, co dzieje się w TVP. Można się zastanowić, czy władze chcą chronić faktycznie poszkodowanych użytkowników, czy prawdziwym celem jest umocnienie własnej dominacji w sieci, swojej armii trolli i sponsorowanych “niezależnych” fanpagów, co nie ma już jednak dużo wspólnego z ochroną wolności słowa.
Źródło: wyborcza.pl
fot. flickr/Sejm RP
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU