Biorąc pod uwagę chociażby ostatnie niefortunne wypowiedzi szefa MSZ, Witolda Waszczykowskiego oraz poczynania premier w sprawie podpisania Deklaracji Rzymskiej można stwierdzić, że polska dyplomacja jawi się jako nieprofesjonalna i nieprzewidywalna. Podczas, gdy polski rząd oziębia stosunki z wiarygodnymi partnerami, dziwi przeorientowanie polityki zagranicznej na zbliżenie z Białorusią… Tyle, że i ten genialny pomysł wydaje się być spalony na panewce.
Po nieudanych eksperymentach budowania potęgi polskiego rządu na współpracy z wychodzącą z Unii Wielką Brytanią, izolującymi się Stanami Zjednoczonymi oraz niechętnej do wolty przeciw UE Grupą Wyszehradzką, postawiono na Białoruś. Znajdujący się pod presją Moskwy kraj, od 2012 r. stara się o zbliżenie z zachodem nie tylko w jej obliczu, ale i po to, by znaleźć dodatkowe źródła finansowania podupadającego typowego dla Białorusi socjalnego modelu gospodarczego. Bez środków z Zachodu, które wycofane zostały po wyborach w grudniu 2010 r. i falą gwałtownych represji wymierzonych w opozycję, Mińsk może mieć problem z obsługą długu zagranicznego.
Jakkolwiek okrutnie to nie brzmi, dyplomacja jest grą interesów, w tym zagadkowym zbliżeniu dziwi podstawowe zagadnienie: co da nam współpraca z reżimem ze wschodu? Nie jest to jasne, faktem jest jednak to, że Polska jako jedyna pozytywnie odpowiedziała na wołanie Białorusi. Choć na myśl nasuwa się zbliżenie przez ideologiczne podobieństwo, najlepszym wytłumaczeniem tego zjawiska wydaje się: bo nikim innym się nie da!
Rząd PiS przyzwyczaił nas do tego, że działa bardzo skutecznie, ale i nieprzemyślanie. Słowa o rzekomym politycznym geniuszu Jarosława Kaczyńskiego i jego ugrupowania wydają się prawdopodobne tylko dla najbardziej naiwnych fantastów. Gdy w polskiej polityce zagranicznej zawodzi nawet najprostsza maksyma “mówienie jest srebrem, a milczenie jest złotem”, nie ma co się doszukiwać w działaniach MSZ myślenia strategicznego, a raczej infantylnej radości, że ktokolwiek chce z nami rozmawiać. I stąd prezent ministra Waszczykowskiego o obcięciu dotacji dla prodemokratycznego Biełsatu, wzajemne wizyty przedstawicieli parlamentu nieuznawanego na Zachodzie z ekipą łamiącą konstytucję oraz omijanie tematu łamania praw człowieka w kontaktach z Łukaszenką. Ale to nie wydaje sprawiać problemu politykom PiS.
Coś zmieniło się po protestach przy okazji Dnia Wolności. W kraju rządzonym przez Łukaszenkę demonstracje są zabronione, jednak protesty były połączone z legalną manifestacją. Zebrani wystąpili przeciwko forsowanemu przez reżim podatkowi od bezrobotnych, do którego zmuszony jest przez upadającą gospodarkę kraju. Antyrządowy protest, na który władze nie wydały zgody, został spacyfikowany przez milicję. Aresztowano siedemset osób. Na tę sytuację zareagował marszałek Senatu Stanisław Karczewski, wcześniej nazywający Łukaszenkę “ciepłym człowiekiem”.
Parlamentarzyści Polski, Łotwy i Ukrainy potępili sytuację na Białorusi.
Wczoraj w audycji Radia Maryja prof. Konrad Głębocki (startował z list PiS) z Komisji Spraw Zagranicznych jednoznacznie stwierdził, że Polska nie ma wpływu na to co dzieje się na Białorusi, ma nadzieje jednak, że głos trzech sąsiadów będzie przez reżim słyszany.
Jak widać, polityka zagraniczna prowadzona na oślep, bez strategii i analitycznego podejścia jest ryzykowna. Jak do tej pory politycy mieli tylko nadzieję na pozytywny rozwój relacji z Białorusią nie korzystając ze swoich atutów, jednocześnie dając wschodniemu sąsiadowi prezenty “na zachętę”. Dziś mosty wydają się spalone, pytanie tylko, kto następny okaże się towarzyszem w prowadzeniu “suwerennej” polityki zagranicznej Polski?
Czas na … Mikronezję, Nauru i Kiribati, ten właśnie kierunek obrała polska dyplomacja!
fot. KPRM/flickr
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU