To interwencja Jarosława Kaczyńskiego, a nie Antoniego Macierewicza zdecydowała o niewyemitowaniu filmu Ewy Stankiewicz o Smoleńsku. To dlatego TVP w ubiegłą środę musiała – w ostatniej chwili – zmieniać ramówkę.
Historia filmu Ewy Stankiewicz “Stan zagrożenia” na pozór wydaje się zagmatwana. Przypomnijmy – film o Smoleńsku miał pojawić się w środę na antenie Telewizji Publicznej, jednak zamiast niego widzowie Jedynki zobaczyli mecz o Superpuchar Włoch. I zaczęły się domysły.
Najpierw jednak autorka filmu zabrała głos. — Nie wiem, co mogło kogoś przestraszyć. Być może to, że film nie ośmiesza tematu. Do tej pory o katastrofie smoleńskiej ukazują się albo rzewne wspominki, albo szum dezinformacyjny. A atutem filmu “Stan zagrożenia” jest podanie źródeł – oświadczyła Stankiewicz.
Na odpowiedź TVP nie trzeba było długo czekać. – Do Telewizji Polskiej wpłynęły zastrzeżenia natury formalno-prawnej, stwarzające poważne wątpliwości co do ryzyka użycia w filmie materiałów prawnie chronionych – oświadczyło TVP. Jak się miało okazać – te zastrzeżenia miały swoje źródło u Antoniego Macierewicza.
Jest to o tyle ciekawe, że wydawało się, iż Stankiewicz i Macierewicz w sprawie katastrofy smoleńskiej są zgodni. Do czasu. — To element wojny o prymat w elektoracie smoleńskim. Macierewicz poczuł się zagrożony, bo Stankiewicz atakuje go w filmie za to, że mimo wielokrotnych zapowiedzi nie przygotował ostatecznego raportu dotyczącego przyczyn katastrofy – powiedział Onetowi jeden z ważnych polityków PiS.
To jednak nie Antoni Macierewicz zablokował film.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU