Rosja może w akcie desperacji (tak desperacji, ale nie szaleństwa!) zaatakować Ukrainę bronią jądrową. Może nawet nie mocno zaludnione miasto, ale np. jakąś wyludnioną w wyniku wojny miejscowość. Powód? Wywarcie tak silnej presji na władzach Kijowa, by te w końcu się poddały. W pewnym stopniu przypominałoby to ataki na Hiroszimę i Nagasaki, gdy Biały Dom nie chciał wysyłać swoich wojsk do Japonii, bojąc się fanatycznej obrony kraju przez jego mieszkańców. Grożąc Tokio kolejnymi atomowymi nalotami, wymusił na Kraju Wiśni kapitulację.
Drugi scenariusz, w którym Putin może zdecydować się na plan B, zakładałby zmasowaną kontrofensywę Ukrainy, z którą armia rosyjska nie dawałaby sobie rady. Wtedy także Rosja może użyć broni atomowej. To jednak mało realne.
Czy jest się czego bać?
Podsumowując: ryzyko ataku jądrowego Rosji na Ukrainę czy Zachód istnieje, ale jest bardzo niskie. Putin i jego ludzie wiedzą, że odwet za taki czyn byłby straszny – USA musiałyby zareagować, bowiem w przeciwnym razie groziłoby to wręcz odpływem sojuszników Waszyngtonu w Europie, bowiem ci zrozumieliby, że Waszyngton przestał być globalnym policjantem.
Dla Rosji odpowiedź USA byłaby zaś zapewne zabójcza i na dobre przekreśliłaby szanse Putina na naturalną śmierć, nie mówiąc już o utrzymaniu władzy. Tym bardziej, że nasz wschodni sąsiad ma makabryczne tradycje odsuwania przywódców, którzy zawiedli.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU