No to się działo, nie ma co. Ostatni tydzień obfitował w to co tygryski (kibice) lubią najbardziej. Emocje, emocje i jeszcze raz emocje. Zaczniemy zatem od smakowitych kąsków dla kibiców naszego drugiego (po piłce kopanej) sportu narodowego – skokach narciarskich. Tu było ich aż cztery, a konkretnie Stoch, Kubacki, Żyła i (prze)Kot. Chłopaki przypomnieli nam dlaczego warto oglądać wyczyny drobnych gości w śmiesznych kostiumach, skaczących na nartach z przerażających wysokości i wygrali drużynowe zawody pucharu świata w Klingenthal. W sobotę tuż za nimi uplasowali się Niemcy, którzy jak sami powiedzieli: “Polacy byli dziś nie do pokonania”. Nokaut i tyle. Był to pierwszy raz, gdy nasza drużyna wygrała drużynowy konkurs. W klasyfikacji generalnej zajmują dobre, trzecie miejsce. Szacun!
Zimowe sporty to także Justyna Kowalczyk, zwana niegdyś królową. W ten weekend startowała w Lillehammer. Odpadła dość szybko i nie oczarowała wszystkich jak kiedyś miała to w zwyczaju. Może czas sprawdzić, czy nie ma astmy?
Śnieg, śniegiem, a w Europie kopano piłkę na wszystkich boiskach i w poważnych ligach. Roiło się od szlagierów oraz meczy, które zakończyły się w zaskakujący sposób. Oczy piłkarskich kibiców skierowane były przede wszystkim na Camp Nou, gdzie w El Classico znów zmierzyli się czarodzieje z Barcelony oraz galaktyczni piłkarze królewskich z madryckiego Realu. Mecz obfitował w ciekawe akcje, sporą część spotkania kontrolowali piłkarze Dumy Katalonii, prowadząc od 53 minuty po bramce Suareza. W doliczonym czasie remis dla podopiecznych Zidane’a uratował Ramos trafiając na 1:1.
Na wyspach prawdziwy dreszczowiec zafundowała nam drużyny Artura Boruca, Afc Bournemouth. Popularni The Cherries podejmowali u siebie ekipę Jurgena Kloppa, czyli Liverpool FC. Do 75 minuty wszystko szło zgodnie z planem i liverpoolczycy prowadzili spotkanie 3:1. I bach, coś się popsuło. 15 minut to wystarczająco długo, by z meczu 3:1 zrobić mecz 4:3. Jak tu nie kochać angielskiej ligi? Hitem kolejki było starcie Manchesteru City z londyńską Chelsea. The Blues ograli Obywateli 1:3. Warto zwrócić uwagę na pewną statystykę, 36 bramek w 9 meczach. To na wypadek, gdyby ktoś miał wątpliwości jaką telewizję kupić sobie pod choinkę.
Hitowo zapowiada się także finał pucharu w UK, spore szanse na zmierzenie się w ostatnim meczu tych rozgrywek mają od zawsze darzące się sympatią ekipy Liverpool i Manchester United. Muszą jednak minąć półfinały 😉
A propos półfinałów – u nas też gramy puchar! Różnica między Pucharem Polski, a pucharem poważnych piłkarsko/ligowo krajów jest taka, że nasz puchar ma większe znaczenie dla zdobywcy. W wielu przypadkach to jedyna szansa na zagranie w Lidze Europy. Co ciekawe w gronie półfinalistów obok Arki Gdynia, Lecha Poznań i Pogoni Szczecin mamy też drużynę Wigry Suwałki. Ciekawe, gdzie piłkarze z mazurskich rejonów rozgrywać będą ewentualne mecze w europejskich rozgrywkach. Na mieszczącym 3060 osób stadionie miejskim w Suwałkach? Można powątpiewać.
Należy odnotować także, że polscy piłkarze grający w zagranicznych klubach ukradli tę kolejkę dla siebie. Występów sporo, bramki przyszły. Już nie słyniemy jedynie z bramkarskich fachowców! Nasi wbili 10 goli i zaliczyli 6 asyst:
- Teodorczyk dla Anderlechtu 21 bramkę w tym sezonie
- Robert Lewandowski dwukrotnie wpisał się na listę strzelców w meczu z Mainz
- Kamil Grosicki, który wszedł z ławki na 15 minut zaskoczył bramkarza St. Etienne
- Łukasz Piszczek trafił dla Borussi Dortmund
- Daniel Łukasik z SV Sandhausen trafił bramkę oraz asystował przy trafieniu kolegi
- Piotr Zieliński podobnie, gol+asysta w meczu z Interem Mediolan
- Adrian Mierzejewski strzelił bramkę a także dwukrotnie zaliczył ostatnie podanie
- Dwa gole wbił grający w drugiej lidze holenderskiej Piotr Parzyszek.
Ważne asysty na swoje konto dopisać mogą także Karol Linetty oraz Kamil Wilczek.
Na koniec nie tyle smakowity kąsek co prawdziwy, krwisty stek. KSW 37, Cyrk Bólu (choć pewnie organizatorzy wolą angielską nazwę Circus Of Pain). Kto oglądał? No właśnie, mnóstwo osób. Dlaczego? Bo znów KSW wróciło do walki celebrytów sądzących, że są sportowcami. Oczywiście poza starciem Króla Sterydów z Królem Koksu i Albanii mogliśmy podziwiać walki prawdziwych fighterów, a te przyniosły kilka bardzo zaskakujących wyników. Ciężko określić, czy większym szokiem była utrata pasa mistrzowskiego kategorii ciężkiej (Karol Bedorf przegrał w walce wieczoru z Fernando Rodriguesem Jr.), czy może zmiana mistrza w kategorii do 66 kilogramów (tu faworytem był były już mistrz, Artur Kornik Sowiński, który uległ Marcinowi Wrzoskowi o pseudo Polish Zombie). Prawdziwych kibiców MMA na pewno zaskoczyły obie walki, bukmacherów zasmuciły. Warto zauważyć, że gala KSW 37 była rekordowa pod względem oglądalności do tego stopnia, że jak mało znany youtuber przeprowadził stream na swojej stronie FB, to sam zebrał 200 000 widzów (Polsat już zapowiedział konsekwencje).
Nie ma się co oszukiwać, wszyscy czekali na występ (bo przecież nie walkę) Popka i Pudziana. Starcie trwało kilkadziesiąt sekund, wprawne oko naliczyło ze dwa czyste ciosy w sumie (po jednym każdy z występujących). Uczciwie należy przyznać, że raper Popek został trochę oszukany, gdyż sędzia zdecydowanie zbyt szybko zakończył walkę po tym, jak Pudzilla raz trafił w głowę w parterze swoimi słynnymi już na cały świat ciosami młotkowego (że wyglądają, jakby ręką gwoździe wbijał). KSW kontynuuję smutną tradycję kreowania wizerunku Mariusza Pudzianowskiego jako poważnego zawodnika MMA, niestety ludzie wciąż to kupują.
To był tydzień wielkich emocji. Oby następny był równie interesujący!
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU