Wystarczy kilka chwil zastanowienia, by zrozumieć dlaczego zasadniczym elementem planu Jarosława Kaczyńskiego, dotyczącego wyznaczenia Mateusza Morawieckiego na jego przyszłego sukcesora, jest uczynienie go twarzą obecnej kampanii wyborczej. Po trzech latach rządów obozu Prawa i Sprawiedliwości może nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale obecny premier w gruncie rzeczy nie ma na swoim koncie żadnego realnego sukcesu politycznego, którym mógłby zaimponować partyjnym strukturom.
To nie on “cierpiał biedę” przez głodne lata 2007-2015, to nie on harował jak wół w 2015 roku, by w końcu odebrać ekipie Donalda Tuska i Ewy Kopacz władzę. Co więcej, nie można nawet przypisać mu jakiejkolwiek sprawczej roli w uruchomieniu afery taśmowej, która rozpoczęła proces przejmowania władzy, bo jak widzimy od około tygodnia, sam był istotną częścią tamtych “elit”, a taśmy obciążają go momentami znacznie bardziej, niż wielu spośród największych politycznych przegranych tamtej afery. Uderzenie taśmami w Morawieckiego to dziś oczywisty element walki wewnątrz obozu Zjednoczonej Prawicy tak, by Morawiecki już za dwa tygodnie “nie ugrał swojego”, czyli nie firmował swoją twarzą przejęcia władzy w co najmniej ośmiu sejmikach wojewódzkich. Jeśli ten plan się powiedzie, dalej pozostanie liderem bez własnych sukcesów, trzymający się na szczycie wyłącznie dzięki sile autorytetu prezesa Kaczyńskiego. Bez własnego zwycięstwa pozostanie jedynie “jednym z wielu”, którzy będą mieli coś do powiedzenia przy obsadzaniu list do Parlamentu Europejskiego czy do Sejmu w 2019 roku.
Oczywiście, tych zakulisowych rozgrywek “ciemny lud” ma nie być świadom. Dla nich przygotowana jest wersja zgodna ze strategią oblężonej twierdzy, w której Kaczyński i jego przyboczni lubują, a którą dziś powtórzył w “Sygnałach Dnia” w radiowej Jedynce szef komitetu stałego Rady Ministrów Jacek Sasin.
I w tym momencie sprawa tych taśm, bo rzeczywiście wyszły, jak wszystko na to wskazuje, z Sądu Najwyższego do bardzo konkretnych mediów, znanych ze swojego bardzo mocnego zaangażowania politycznego, politycznego zaangażowanie po stronie opozycji – stwierdził polityk PiS, powtarzając zarzuty europosła PiS, Karola Karskiego, że części redakcji odmówiono prawa do wglądu w akta afery podsłuchowej.
To tych zarzutów odniósł się dziś w radiu TOK FM rzecznik Sądu Najwyższego, sędzia Michał Laskowski
– Rzeczywiście zgłaszały się różne redakcje, kilku dziennikarzy Onetu, zgłaszali się także dziennikarze „Polityki”, i z tych materiałów, które znam wynika, że wszyscy dostali te zgody, zresztą nie bardzo widziałbym podstawy do odmowy, a zwłaszcza do różnicowania jednych i drugich – powiedział rzecznik SN.
Pytany był także o informację sprzyjającego PiS tygodnika „Sieci”, że „ktoś z Sądu Najwyższego przesłał do kilku zaprzyjaźnionych redakcji cynk, że akta są do wzięcia”. Tu zdecydował się na ostrzejszą odpowiedź, zauważając że część środowiska medialnego, związanego z partią rządzącą nie patrzy trzeźwo na sytuację. – Są ludzie, którzy wszędzie doszukują się jakichś spisków, była to sprawa ciesząca się dużym medialnym zainteresowaniem, z reguły w takich sprawach dziennikarze wnoszą o możliwość zapoznania się z aktami i z reguły takie zgody są udzielane.
W PiS jak widać nie potrafią wypracować innego przekazu, niż tego o spisku wszystkich przeciwko Morawieckiemu, kompletnie ignorując prawdziwy powód uderzenia w Morawieckiego. Co gorsza, zdają się kompletnie nie przewidywać tego, co prawdopodobnie nastąpi w kolejnych dwóch tygodniach, czyli ujawnienie kolejnych rewelacji z akt śledztwa. Jeśli wraz z nimi Morawiecki pójdzie na dno, to może być za późno by się od niego odciąć.
Źródło: TOK FM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU