“Skoro jest tak świetnie, to dlaczego w naszych portfelach nadal jest tak niewiele?” – mogą zapytać urzędnicy korpusu służby cywilnej, których negocjacje w sprawie długo wyczekiwanych podwyżek wynagrodzeń toczą się w cieniu walki rządu z żądaniami nauczycieli. Apolityczni, kierunkowo wykształceni, lojalni i pracowici urzędnicy tego korpusu powinni być skarbem każdej władzy, jednak w zasadzie żadna władza nie potrafiła ich należycie docenić. W wyborach 2015 roku urzędnicy zagłosowali w większości za “dobrą zmianą”, ufając, że w końcu ich sytuacja się poprawi. Niestety, dziś już widać, że na żadne dodatkowe podwyżki liczyć nie mogą, a odmrożenie kwoty bazowej o wskaźnik inflacji 2,3% rekompensuje wzrost wydatków ich domowych budżetów zaledwie w drobnym stopniu. Ewentualne podwyżki miałyby zatrzymać gigantyczną falę odejść ze Służby Cywilnej, z którą mamy do czynienia od kilku lat.
Jak pisze dziś “Dziennik Gazeta Prawna”, pracownicy urzędów wojewódzkich postanowili założyć żółte kamizelki i wysunęli tak znane ostatnio w mediach żądania 1000 zł netto podwyżki dla każdej osoby z wyrównaniem od stycznia. Nieoficjalnie związkowcy są gotowi zgodzić się na połowę tej kwoty, o ile wzrost płac dotyczyłby 2019 r.
– Obawiam się, że w tym roku możemy niewiele otrzymać, choć pierwotnie mówiono, że osoby najmniej zarabiające mogą liczyć na ekstrapodwyżki – powiedział DGP jeden ze związkowców z Solidarności, który bierze udział w negocjacjach. – Nie wiem, jaki deal zrobił nasz szef Piotr Duda z rządem, ale obawiam się, że zostaliśmy sprzedani w tym roku za tegoroczne podwyżki dla nauczycieli – dodaje.
Jak udało się ustalić dziennikowi, na podwyżki na gwarantowanym poziomie 2,5% urzędnicy mogą liczyć, jednak dopiero w 2020 roku. Rząd zamierza podzielić się z urzędnikami efektami wzrostu PKB szacowanego na prawie 4 proc. Fundusz wynagrodzeń urzędników miałby z kolei wzrosnąć z tego tytułu o 2 proc. Tu jednak nikt nie jest dziś w stanie przewidzieć, kto na zwiększeniu tej puli środków zyskałby najbardziej.
Urzędnicy nie wydają się zadowoleni z propozycji rządowych. Mają władzy za złe, że wprowadza kolejne programy społeczne o stricte wyborczym charakterze, a o ich doli po raz kolejny zapomina. Poważnie rozważają zaostrzenie protestu, z uruchomieniem tzw. strajku włoskiego włącznie. Jutro ma się także odbyć ogólnopolski protest urzędników po ich godzinach pracy.
– Nam nie wolno strajkować, ale możemy głośno mówić o naszych płacach. Wojewodowie i przełożeni innych urzędów rozumieją naszą sytuację. Tłumaczą, że są uzależnieni od budżetu centralnego – powiedział Robert Barabasz, szef Solidarności Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego. – Jeśli nasze protesty na ulicy nie przyniosą efektu, myślimy o innych formach protestu, np. nieformalnym strajku włoskim – zapowiada.
Złośliwi powiedzą oczywiście, że strajk włoski w polskich urzędach administracji centralnej trwa w zasadzie cały rok i to jest niestety największy kłopot urzędników. Poparcia społecznego dla swoich postulatów raczej nie zyskają, a rząd doskonale zdaje sobie z tego sprawę i z pewnością ten fakt wykorzysta przeciwko nim. Nam pozostanie jedynie narzekać na fatalną jakość obsługi “pani zza biurka”. I czekać aż ktoś nas obsłuży.
Źródło: DGP
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU