Rząd miał pomysł, by wprowadzić obostrzenia w sprzedaży alkoholu. – Dostaliśmy sygnały, że tego ludzie nam nie wybaczą – mówi działacz PiS.
W sobotę Mateusz Morawiecki przedstawił plan rządu na najbliższy czas walki z pandemią. Zdecydowano się otworzyć galerie handlowe i skumulować ferie zimowe w jednym terminie. Istniała możliwość, że wprowadzone zostałyby także ograniczenia w sprzedaży alkoholu, ale ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu.
– Dostawaliśmy sygnały że czego, jak czego, ale jakichkolwiek zakazów związanych z wódką ludzie nam nie wybaczą. Przeciwko nam mogli wystąpić nasi zwolennicy, ale też ci którzy do tej pory do polityki się nie mieszali i nie chodzili np. na wybory – mówi „Gazecie Wyborczej” działacz PiS.
Kierownictwo partii rządzącej obawiało się kolejnego, po „Piątce dla zwierząt”, wewnętrznego konfliktu. Jan Krzysztof Ardanowski, który stał się twarzą buntu wobec ustawie o ochronie zwierząt, mocno wspiera branżę wódczaną. Nietrudno sobie wyobrazić, że blokowałby pomysł ograniczenia sprzedaży alkoholu. Kolejnym argumentem był spadek wpływów do budżetu z akcyzy. Ostatecznie Jarosław Kaczyński polecił wycofać się z pomysłu.
Według projektu sklepy monopolowe miały funkcjonować tylko do godziny 19. Ten pomysł bardzo popierał były szef Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Krzysztof Brzózka. W rozmowie z „Wyborczą” Brzózka przypomina, że alkohol sprzyja lekceważeniu zagrożenia i ułatwia podejmowanie mało odpowiedzialnych decyzji. W zamyśle autorów projektu, miało to też ograniczyć kontakty. Podobne ograniczenia funkcjonują w Portugalii i Irlandii Północnej oraz kilku niemieckich miastach.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU