Prawo i Sprawiedliwość, kiedy było jeszcze w opozycji, ochoczo zapowiadało walkę z przywilejami władzy. Jedną z czołowych obietnic wygłoszonych już w 2012 roku była likwidacja gabinetów politycznych. Zatrudnianie na szeroką skalę doradców miało być bowiem sposobem ustawiania “swoich”, kiedy ministrowie i inni czołowi politycy gwarantowali lojalnym ludziom stanowiska za publiczne pieniądze.
Optyka uległa jednak radykalnej zmianie po wygraniu wyborów, kiedy o pomyśle ograniczenia administracji pamiętali już tylko posłowie Kukiz’15. Minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel udowodnił nam właśnie, dlaczego władzy tak ciężko było dotrzymać danego słowa. Do kolegów ministra tylko w 2017 roku popłynęło bowiem ponad 430 tysięcy złotych. Jurgiel w powyższy sposób zapewnił stanowiska i sowite wynagrodzenia swoim czterem wiernym współpracownikom. Najwięcej zarobiła szefowa gabinetu Joanna Kowalska z pensją 13,9 tys. zł brutto miesięcznie. Łącznie na cztery wynagrodzenia przeznaczono 36 tys. zł miesięcznie.
Wątpliwości budzi użyteczność omawianych doradców. Stanowiska w gabinetach politycznych rzadko bowiem wynikają z merytorycznych potrzeb resortów, ale politycznych gier prowadzonych przez ich szefów. Działacze realizują dla polityków przysługi, które są potem oficjalnie już wynagradzane za realizowanie mniej lub bardziej fikcyjnego doradztwa.
Uderza tutaj hipokryzja rządzących, którzy najpierw upierali się, że gabinety polityczne to siedlisko układu i marnotrawstwa, aby następnie uznać, że są czymś naturalnym. Niedawno jednak miał miejsce kolejny zwrot akcji, ponieważ kiedy przyszło do nowelizacji ustawy o pracownikach samorządowych, władza doznała swoistego rozdwojenia jaźni. Politycy PiS podnieśli bowiem ręce za projektem Kukiz’15, który w uzasadnieniu podkreślił, że “gabinety polityczne” na szczeblu samorządowym stają się przyczółkiem do tworzenia miejsc pracy dla osób związanych partyjnie z urzędującymi władzami samorządowymi, a doradcy i asystenci nie posiadają żadnych kwalifikacji do zajmowania takiego stanowiska. Podczas gdy w Warszawie i Wrocławiu doradcy nie posiadają kwalifikacji do pobierania wynagrodzenia z publicznej kasy, to w Ministerstwie Rolnictwa takich kompetencji magicznym sposobem nabiera? Taka hipokryzja jest przewrotną grą polityczną, ponieważ rządzący celowo zadali cios strukturom opozycji mocno zakorzenionym w samorządach oraz niezależnym włodarzom części miast.
Powyższa sytuacja pokazuje, jak instrumentalnie traktuje się obecnie obywatela, gdzie władza publicznie stara się być przysłowiowo “świętsza od papieża”, a w kuluarach robi to samo, albo posuwa się nawet dalej niż jej oponenci kiedykolwiek wcześniej. Władzy nie trzeba bowiem odmawiać prawa do doradców, ale pod warunkiem, że ta potrafiłaby być szczera w swoich intencjach. Tymczasem kiedy idee są dla mediów i wyborców, to w tym samym czasie pokusa sięgnięcia po wolną gotówkę okazuje się po prostu zbyt wielka.
Źródło: se.pl
fot. flickr/KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”220″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU