Lekarze opowiadają o rzeczywistości z jaką się zderzają placówki w których mają się odbywać szczepienia. Nie ma konkretnych wytycznych.
Prawie 6 tys. placówek w całym kraju uczestniczy w rządowym programie szczepień. Na razie odbywają się szczepienia zatytułowane w Narodowym Programie Szczepień “Etapem 0”. I już na początku nastąpiła ingerencja w ten etap pismem z NFZ, które poszerzyło paletę osób do szczepień. O dacie uruchomienia “Etapu 1”, którą minister Michał Dworczyk wyznaczył na 25 stycznia, lekarze mówią, że to na razie czysta teoria.
Lodówki do przechowywania szczepionki stoją gotowe, dwie doświadczone pielęgniarki czekają na znak, gabinet do szczepień spełnia sanepidowskie wymogi. Teoretycznie jesteśmy więc przygotowani do szczepień. Ale tylko teoretycznie, bo do tej pory nie dostaliśmy żadnych konkretnych wytycznych dotyczących realizacji Narodowego Programu Szczepień – mówi Gazecie Wyborczej lekarz rodzinny Jarosław Król, prowadzący przychodnię we wsi Tokary Pierwsze (Wielkopolska). Po opieką ma 2 tys. osób.
Lekarze nie wiedzą która ze szczepionek do nich trafi. Nie wiedzą jak będzie wyglądała dystrybucja na wsiach i w małych miasteczkach. Co mają robić, gdy nie wykorzystają wszystkich dawek, bo nie będą w stanie.
Sytuacja jest kuriozalna. Ministerstwo Zdrowia zamiast robić wszystko, by zaszczepić jak najwięcej Polaków, pyta lekarzy np. czy w punkcie szczepień są łatwo zmywalne powierzchnie i czy po szczepieniu będziemy dokładnie wietrzyć gabinety – wylicza Andrzej Masiakowski, lekarz rodzinny Lubasza.
Paradoksalnie zamieszanie wokół szczepień ludzi kultury, przedstawione jako wielka afera, zadziałało na korzyść. Jarosław Król odebrał od swoich pacjentów kilkadziesiąt telefonów z deklaracją zaszczepienia się.
Źródło Gazeta Wyborcza
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU