Pracownicze Plany Kapitałowe miały zastąpić lukę powstałą na rynkach finansowych po wchłonięciu przez ZUS kolejnych miliardów niegdysiejszych OFE. Te ostatnie gwarantowały płynność finansową warszawskiej giełdy, stąd ich postępująca nacjonalizacja rodziła ryzyko poważnych konsekwencji gospodarczych. Stąd Mateusz Morawiecki wpadł na kreatywny pomysł, jak połączyć interes Skarbu Państwa z potrzebami rynków finansowych. Cenę za powyższe mieli zapłacić obywatele. Problemem było jednak to, że nikt nie chce zostać dobrowolnie mocniej opodatkowany, stąd rząd uciekł się do kreatywnej formy wbicia klina między pracowników i pracodawców. Wabikiem było hasło, że za dodatkowe oszczędności zapłacą pracodawcy. Przy średnim wynagrodzeniu brutto w 2018 roku wynoszącym 4585 zł brutto pracownik miał bowiem poświęcić 104 zł miesięcznie, aby kolejne 69 zapłacił pracodawca. Była to kusząca opcja dla działającej w oparciu o proste schematy psychologii tłumu. Do tego łaskawie dorzucić miało się państwo, które zagwarantowało dopłaty 240 zł na rok dla każdego uczestnika PPK. W całym rozwiązaniu krył się jednak poważny haczyk.
Pierwszym oczywistym jest kwestia wysokości wynagrodzeń, ponieważ PPK obniżają pensje i podwyższają koszty pracy, odbijając się na potencjale wzrostowym wynagrodzeń w Polsce. Przed PPK na konto przeciętnie wpływało pracownikowi bowiem 3261 zł, a po zmianach już tylko 3157 zł. Jednak nie to jest w całej sytuacji najciekawsze. Rząd bowiem zastosował sztuczkę, aby odebrać Polakom środki, które uprzednio w postaci “dopłaty” tak hojnie im ofiarował. Składka pracodawcy na PPK została bowiem opodatkowana. Oznacza to, że z omawianych 69 zł wkładu pracodawcy na konto emerytalne obywatela wpłynie wprawdzie cała zadeklarowana kwota, ale pracownik będzie musiał doliczyć dodatkowe 12 zł w PIT dla fiskusa. Jak łatwo policzyć, w skali roku daje to 144 zł dla Skarbu Państwa. W tym kontekście huczne wsparcie w postaci 240 zł rocznie staje się polityczną iluzją. Rząd bowiem zgarnie z pensji pracownika podatek, ale dopłata trafi już na konta, które wbrew narracji władzy w sytuacji kryzysowej i tak będą mogły podlegać nacjonalizacji. W państwie, gdzie konstytucja i praworządność nie mają znaczenia, starczy na to jedna noc.
Tym samym widać wyraźnie, że w sytuacji kiedy państwu nie można zaufać, Pracownicze Plany Kapitałowe mogą łatwo przerodzić się w narzędzie do nieuświadomionego obywatelom zwiększenia opodatkowania. W dziedzinie kreatywności prawnej, aby ukryć przed opinią publiczną swoje prawdziwe intencje, obecny rząd jest jednak niedoścignionym liderem od czasu upadku PRL.
Źródło: fakt.pl
fot. flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU