Rząd po masowych protestach przegrał z kobietami batalię o aborcję, jednak nagłe wycofanie się ze wsparcia dla projektu Instytutu Ordo Iuris, całkowicie zakazującego aborcji, wywołało nieoczekiwane dla partii rządzącej niezadowolenie i oburzenie w szeroko rozumianych środowiskach “pro life”. W obawie o utratę sondażowej przewagi zrobiono na szybko coś, co miało uratować wiarygodność PiS w oczach elektoratu. Tak właśnie narodził się przyjęty przez Senat projekt ustawy “Za Życiem”.
Jak każda inicjatywa pisana na kolanie, projekt spotkał się z licznymi wątpliwościami, ponieważ w istocie nie jest niczym więcej niż medialną wydmuszką na potrzeby rządu, który prowadzi grę, w której cierpiący są wręcz żywymi tarczami.
W rozwiniętych krajach panuje zasada, że przed wprowadzeniem nowych przepisów prowadzi się szeroki proces konsultacji społecznych, czyli mówiąc prościej, pyta samych zainteresowanych o opinie, aby prawo odpowiadało potrzebom społecznym, a nie politycznym, ponieważ w parlamentarnych ławach łatwo stracić kontakt z rzeczywistością.
Niestety, zdaniem wiceministra zdrowia Jarosława Pinkasa konsultacje trwałyby długo i wymagałby uwzględnienia, jak to nazwano różnych “partykularyzmów”, a rząd ma swoich ekspertów. Gdzie tu szacunek do osób niepełnosprawnych i ich rodzin?
Sama idea wsparcia osób niepełnosprawnych i ich opiekunów jest szczytna i bardzo potrzebna, dlatego wrzawa wokół ustawy powoduje tylko tyle dobrego, że przypomina opinii publicznej, że problem istnieje. Jednak rozwiązań należy szukać gdzie indziej.
Projekt rządu nie wnosi tak naprawdę nic poza jednorazowym zasiłkiem za urodzenie chorego dziecka, który jest ochłapem rzuconym zarówno rodzicom jak i zwolennikom zakazu tzw. aborcji eugenicznej, ponieważ nie rozwiązuje problemu dla żadnej z adresowanych grup.
Szumne zapowiedzi wsparcia psychologicznego, pierwszeństwa w opiece medycznej są już zawarte w innych aktach prawnych, dlatego przytaczanie ich w kategoriach rewolucji jest czysta demagogią.
Największy problem polskiego prawodawstwa tkwi w szczegółach. Nasze ustawy są pełne pięknych, kompletnie nieprecyzyjnych słów, co pozwala politykom z jednej strony chwalić się ich społeczną wrażliwością, a z drugiej, na poziomie rozporządzeń ministerialnych całkowicie odrzucić od siebie odpowiedzialność za problem. Z taką sytuacja mieliśmy miejsce przy słynnym projekcie darmowych leków dla seniorów, który okazał się całkowitym niewypałem, ponieważ w praktyce przeciętna osoba starsza, która musi wykupić kilka lub kilkanaście leków może liczyć na ulgę przy góra jednym, dwóch preparatach, reszta pozostała po staremu. Czyli w mediach już można trąbić, że leki są darmowe, a budżet i tak się zgadza.
Tak samo jest w przypadku ustawy “Za Życiem”, która niczego nie precyzuje w kwestii długoterminowej opieki nad osobami niepełnosprawnymi. Co więcej, całkowicie ignoruje osoby, które stały się niepełnosprawne już po urodzeniu, czy osiągnęły pełnoletniość. Tym samym Ci, którym rząd chce pomóc, znów są trzymani w niepewności, a prawnie tworzy się niebezpieczny podział na lepszych i gorszych potrzebujących. Może gdyby rząd przeprowadził najpierw konsultacje, to uniknąłby tych karygodnych błędów?
Niestety, odpowiedzialnej polityki w tym zakresie ze strony rządu nie powinniśmy się spodziewać. Liczne programy typu Mieszkanie+, 500+, budowa obrony terytorialnej i inne, pochłaniają miliardy złotych, co już doprowadziło budżet do historycznie rekordowych deficytów. Kompleksowy, realnie odpowiadający potrzebom niepełnosprawnych i ich opiekunów program wiązałby się z wysokimi kosztami, dlatego wymagałby od rządu trudnego zadania wyszukania oszczędności w napuchniętym budżecie. Prościej jednak rzucić hasła, które brzmią przekonująco dla osób, których temat bezpośrednio nie dotyka, a kiedy ucichnie wrzawa medialna, zapomnieć o problemie.
fot. www.123rf.com
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU