Co rano wstanę i przeczytam prasę, to od pewnego czasu nie ma dnia, żeby nie spekulowano na temat zmian w rządzie. Raz jest to dymisja jednego ministra, a w drugiej gazecie napisane jest o głębszej rekonstrukcji. Naturalnie wszystko jest podlane sosem anonimowych komentarzy polityków Prawa i Sprawiedliwości. Mnie to trochę przypomina rządy Donalda Tuska i dywagacje w mediach na temat zmian rządzie. Do żadnych roszad nie dochodziło, ale media i komentatorzy mieli o czym spiskować. Dzisiaj widzę podobny mechanizm, ale mogę się mylić w swoim przeczuciu. Są jednak pewne przesłanki i argumenty za tym, aby postawić tezę, że nie będzie w najbliższej przyszłości żadnej rekonstrukcji.
Najpierw jednak napiszę o największym paradoksie tej całej dyskusji, która jest już u naszych drzwi. Genezą całego zła, które doprowadziło do aktualnych problemów obozu rządzącego, nie jest Witold Waszczykowski ani Antoni Macierewicz. Głównym sprawcą jest nikt inny, jak tylko sam Jarosław Kaczyński i jego fobie, uprzedzenia oraz nienawiść do Donalda Tuska. To samobójcza szarża w Brukseli wykonana na jego polecenie, dokonująca takich wyłomów w szeregach sondażowych jest przyczyną tego stanu rzeczy. Szefowie MSZ i MON pomimo swoich wpadek i ogromnego rozmachu swojej arogancji, a w niektórych przypadkach oczywistych kłamstw, jak np. sprzedaż okrętów mistral za dolara Rosji przez Egipt, nie dokonali takiego spustoszenia w notowaniach partyjnych. Teraz wykonuje się sprytną operację medialną z wymianą ministrów, która ma ich wskazać jako winnych. A tak nie jest! Ostatnie wypowiedzi Beaty Szydło na temat pięciu kolejnych badań opinii publicznej, w których Platforma Obywatelska dogania jej ugrupowanie, wskazują przyczynę w zmianach i reformach, które są przeprowadzane. A tak nie jest! Jest to fizycznie niemożliwe, żeby w ciągu tygodnia lub dwóch nastąpił taki opór społeczeństwa, gdy przez ponad rok ten anturaż reform nie miał przełożenia na poparcie dla żadnej opcji politycznej. Krótko mówiąc, to ten cały rejwach o rekonstrukcji ma na celu tylko i wyłącznie odwrócenie uwagi od głównego winowajcy, a jest nim Jarosław Kaczyński. Nie może być żadnej rysy na micie wielkiego stratega, który ruszył na Brukselę w myśl sławnego powiedzenia Napoleona – Dla moich Polaków nie ma rzeczy niemożliwych. No i się nadział.
Jeżeli jednak musimy już uczestniczyć w przykrywaniu największej porażki prezesa, to przejdźmy do rzeczy. Na pewno rekonstrukcja jest jakimś rozwiązaniem. Ale czy w tej chwili ma sens i ma szansę na odwrócenie sondaży? Wątpię. Dzisiaj w Rzeczpospolitej Paweł Kowal w wywiadzie powiedział, że rekonstrukcja będzie postrzegana jako słabość PiS-u. I ja się z tym zgadzam. Wywalenie po roku rządów – nie liczę pierwszych dwóch miesięcy, bo to jest czas na zapoznanie się z resortami – do góry nogami połowy rządu, to jest woda na młyn dla opozycji, która zacznie podnosić argumenty o przyznaniu się do ułomności. To przyznanie, że decyzje personalne były kompletnie nietrafione. W związku z tym uważam, że rekonstrukcja przeprowadzona w tej chwili może mieć efekt odwrotny do zamierzonego i opozycja spokojnie zminimalizuje efekt nowych twarzy w rządzie.
Czym innym jest zmiana jednego ministra i takie posunięcie można przeprowadzić. Tylko nie przed wakacjami, ale po wakacjach i to niekoniecznie. Obserwacja sondaży na przestrzeni ostatnich lat pokazuje, że w czasie wakacji notowania Prawa i Sprawiedliwości idą do góry. Jeżeli w pierwszych badaniach po wakacjach nie będzie zmiany, wtedy można rzucić na pożarcie ministra Waszczykowskiego. Piszę o szefie MSZ, bo pod nim jest rozpalony największy grill w tej chwili. Dymisję jednego ministra po niecałych dwóch latach zawsze można jakoś wytłumaczyć – jakimiś nowymi obowiązkami czy nawet problemami zdrowotnymi. W przypadku kilku ministrów jest to awykonalne.
Kiedy jest dobry moment na głębsze roszady w rządzie? Prawo i Sprawiedliwość nie ma bogatego zaplecza kadrowego i należy brać pod uwagę, że nowe zderzaki będą dużo słabsze od tych aktualnych, a co za tym idzie będą się dużo szybciej zużywały. I to jest największe zagrożenie dla partii rządzącej, jeżeli bierze się pod uwagę wariat z wymianą przed wakacjami, a nawet w tym roku za jednym zamachem większej liczby ministrów. PiS nie będzie mógł sobie pozwolić na kolejną dużą wymianę ministrów po roku czasu, gdy nagle się okaże, że z wmontowanych nowych zderzaków zostały tylko strzępy. Wtedy to już zostaną – mówiąc kolokwialnie – rozjechani przez opozycję pod zarzutami katastrofy personalnej. Dlatego uważam, że PiS musi się wstrzymać co najmniej do wiosny przyszłego roku z wizytą u mechanika i lakiernika, bo wtedy argumenty opozycji o słabości nie będą miały takiej mocy sprawczej jak teraz.
Nie jest moją rolą doradzanie Prawu i Sprawiedliwości i mam nadzieję, że zrobią generalne sprzątanie przed wakacjami, a opozycja z dziecinną łatwością ograniczy efekt zmian. Nie zmienia to jednak tego, że dywagacje na ten temat są celowe i jest tutaj przyjęta taktyka PR-owców Donalda Tuska z poprzednich kadencji. Sama dyskusja na ten temat już jest na rękę PiS-owi, a przede wszystkim jest na rękę prezesowi, który podpalił ten lont w Brukseli. Myślę, że dojdzie do zmiany w MSZ ale po okresie wakacyjnym. Nie sądzę żeby PR-owcy PiS-u chcieli na chwilę przed urlopami prezentować nowego ministra, ponieważ to straci impet w piaskach plaż Bałtyku, pięknych mazurskich jezior i wycieczek zagranicznych.
Follow me on Twitter
fot. flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU