Polityka i Społeczeństwo

Moc tłumu, wspólnota i uśmiechnięte oczy. Byliśmy na I edycji warszawskiego festiwalu im. Jarosława Kaczyńskiego

“Bojówki” w akcji

Można mieć tylko nadzieję, że policja będzie się dziś nudziła. Kilka minut przed oficjalnym startem protestu na to wygląda. Ludzi coraz więcej, ze stopni kolumny Zygmunta telewizje nagrywają transparenty z oryginalnymi hasłami. To już cecha charakterystyczna tych strajków – taka mała rywalizacja na kreatywność. Kogoś rząd wkurza bardziej niż FIFA, jakaś dziewczyna oświadcza, że w świątecznym prezencie chce dostać prawa kobiet, a dwóch dżentelmenów zapewnia, że “za Gierka” sami byli chuliganami. Grupa młodzieży śpiewa piosenkę „Kocham wolność”. Wszyscy, naturalnie, w maseczkach – najczęściej czarnych, z symbolem błyskawicy. Można je kupić na rozstawionym nieopodal straganie z gadżetami.

Jest spokojnie. Do czasu.

Kilka minut po 17 tłum nagle zrywa się i rusza biegiem od Zamku w stronę Krakowskiego Przedmieścia. Słyszymy huk, widzimy race. To „bojówki” szukają konfrontacji. Chaos trwa kilka chwil – nie jest do końca wiadomo, co pod kolumną się dzieje, czy to regularna bitwa, czy szybko spacyfikowane przez policję incydenty. Na szczęście wkrótce sytuacja się uspokaja, a protestujący ruszają w stronę Ronda de Gaulle’a, by w centrum spotkać i połączyć się z resztą strajku.

Idziemy w stronę popularnego ronda z palmą. Mijamy obstawione policją i Żandarmerią kościoły, nad głowami tłumu latają helikoptery – cóż, piątkowy wieczór na mieście chyba nie tak powinien wyglądać. Dzięki, rządzie!

W okolicach ronda znów robi się chaotycznie. Część tłumu się cofa, ktoś ostrzega, że pułapka, że „bojówki” atakują. Jak się potem okazuje, w czasie zamieszek na rondzie gazem dostał poseł Bartłomiej Sienkiewicz, a policja zatrzymała w sumie ponad 30 osób uczestniczących w starciach na Starym Mieście i rondzie de Gaulle’a.

Na Żoliborz!

Sytuacja się uspokaja i tłum maszeruje dalej w stronę centrum. Na zdjęciach z góry wygląda to imponująco – Aleje Jerozolimskie, Marszałkowska, całe ulice wypełnione ludźmi. Stołeczny ratusz poinformuje potem, że w manifestacji wzięło udział nawet 100 tysięcy osób. I gdy wszyscy protestujący spotkali się w centrum, tłum ruszył w stronę Żoliborza.

Idziemy równolegle do marszu, by dość niespodziewanie, na wysokości ulicy Królewskiej zaleźć się na jego czele. – Zróbcie miejsce, czekamy na karetkę – ogłasza przez megafon jedna z liderek marszu. Na szczęście nic strasznego, ktoś osłabł. Ale to też ważny test dla protestujących, bo przecież w rządowych mediach można było usłyszeć o blokowaniu możliwości dojazdu karetek czy straży pożarnych. Naprawdę, ludzie błyskawicznie utworzyli korytarz życia, tak, że do pędzącej na sygnale karetki spokojnie podczepiłby się Jacek Kurski, jak niegdyś za policyjnym konwojem. Test zdany.

Kiedy idziesz w takim tłumie, nie zdajesz sobie sprawy, jaką ma moc, jak jest potężny. Dlatego niesamowite wrażenie robił dopiero widok z kładki nad Dworcem Gdańskim. Odwracasz głowę i nie widzisz końca. – Odwróć się, zobacz co się dzieje za nami! – rzucił wyraźnie podekscytowany chłopak do towarzyszącej mu dziewczyny. Tak, ten widok to był kosmos – morze głów, tysiące banerów i transparentów, gdzieś tam ktoś odpalił czerwoną racę.

Atmosfera? Tu już nie było niepewności, że coś złego się może wydarzyć. Powiedzieć, że była podniosła? Na pewno nie. Była po prostu…festiwalowa. Czuło się, że między ludźmi jest więź, radość, uśmiech – pomimo maseczek. To widać w oczach, podobnie jak na Krakowskim Przedmieściu było widać, kto będzie szukał prowokacji lub – jak się później okazało – rzucał petardami w manifestujące kobiety.

Żoliborz był po prostu przyjazny. W bloku na wysokości generała Zajączka – ktoś przez otwarte okno podawał herbatę w kubeczkach. Ludzie stali na balkonach, puszczali muzykę, pozdrawiali maszerujących. Idziemy pod oknami bloku, w którym mieszkał Jacek Kuroń. Ile to jest do Placu Wilsona? 300 metrów? Tę trasę pokonaliśmy w…15 minut. Okolice Parku Żeromskiego, kościoła św. Stanisława Kostki (swoją drogą spotkaliśmy znudzonych “ochroniarzy” kościoła przy placu zabaw) – tu było epicentrum pierwszej edycji festiwalu imienia Jarosława Kaczyńskiego. Ale wciąż było to epicentrum pokojowe.

Jest po 21, wracamy. Z materiałami do tekstu, ale przede wszystkim z wyrobionym zdaniem o protestach. Bo byliśmy i widzieliśmy. Poczuliśmy moc manifestacji – w dobrym tego słowa znaczeniu – na własnej skórze. Żadna reżimowa telewizja nie powie nam jak było. Nie damy sobie wmawiać Kaczyńskiemu, że to są jakieś protesty, w których chodzi o Sławomira Nowaka. Jeśli o Sławomira chodzi to tak – słyszeliśmy jego “Miłość w Zakopanem” lecącą z głośnika. I wiecie co? Pójdziemy jeszcze raz. Tylko zamiast redakcyjnych plecaków weźmiemy transparenty.


Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Media Tygodnia
Ładowanie