Inwestycje są jedną z dróg do pokazania przez rząd swojej skuteczności, im ich więcej, większy rozmach im towarzyszy i im bardziej pobudzają wyobraźnię, tym większa pewność, ze wysiłki przełożą się na polityczne notowania. Ta stara zasada przyświeca rządowi Prawa i Sprawiedliwości. O ile warsztatu politycznego rozgrywania tego tematu gabinetowi Beaty Szydło nie można odmówić, to jednak jak to najczęściej bywa, im lepsza politycznie obietnica, tym gorsze rezultaty próby jej wdrożenia.
Świadkiem takiej sytuacji stanie się wkrótce polski transport lotniczy. Megalomania budowy Centralnego Portu Komunikacyjny (CPK) w połączeniu z licznymi zaniedbaniami w innych obszarach prowadzą nas bowiem do finansowej katastrofy, a miliony pasażerów do straty czasu i spadku komfortu podróżowania. W świetle najnowszych doniesień pełnomocnika rządu ds. CPK może bowiem dojść do ręcznego usuwania z rynku konkurentów rządowego projektu.
Dlaczego flagowy projekt rządu, który miałby zwiększyć możliwości obsługi pasażerów polskich lotnisk i przyciągnąć zagranicznych pasażerów mógłby skończyć się taką katastrofą?
Przyczyną takiej sytuacji jest zjawisko w polityce typowe – nieliczenie się efektami ubocznymi rozwiązań i dążenie do wyznaczanych celów za wszelką cenę. Doprowadziło to do niefortunnej reakcji łańcuchowej. Najpierw PiS wymyślił Centralny Port Komunikacyjny, ponieważ komuś nie spodobała się dominującą rola lotnisk niemieckich jako huba transportowego w Europie, więc na fali resentymentu i wstawania z kolan musimy mieć własny. To doprowadziło do kolejnych błędów. Skoro niemieckie lotniska mają olbrzymią przepustowość, to nie możemy być gorsi, mądry planista rzekł, niech CPK obsługuje 50 mln pasażerów rocznie. Problemem nie będzie drobny szczegół, że wszystkie lotniska w kraju obecnie obsługują łącznie niewiele ponad 34 mln pasażerów. Wspomnienia niewarte okazały się takie aspekty jak możliwość obsługi przez lotnisko Chopina ruchu lotniczego do 20 mln pasażerów (2017 rok szacuje się na 14 mln), czy łatwa możliwość rozbudowy istniejącego lotniska w Modlinie.
Jednak jeśli fakty nie pasują pod tezę, to tym gorzej dla faktów. Jeśli Modlin i lotnisko Chopina eliminują szansę na choćby wegetację Centralnego Portu Komunikacyjnego, to PiS niczym za czasów minionych usunie konkurentów z drogi siłą. Pełnomocnik rządu ds. CPK ogłosił bowiem, że na potrzeby nowego portu lotniczego lotnisko Chopina będzie musiało zostać zamknięte dla ruchu cywilnego. Może się okazać, że stolica zostanie pozbawiona jedynego prestiżowego i dogodnie położonego lotniska. Wszyscy pasażerowie będą zmuszeni do dalekiej podróży do Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Wszyscy? A co z Modlinem?
Ostatnio pojawiły się także spekulacje o możliwym zamknięciu lotniska w Modlinie. Zgodnie z doniesieniami DGP przyczyna miałby być spór właścicielski, a mianowicie brak zgody zarządzająca lotniskiem Chopina spółki Przedsiębiorstwo Państwowe „Porty Lotnicze” na sfinansowanie odpowiednich inwestycji w remont pasa startowego. Nawet jeśli wierzyć deklaracjom dyrekcji, że sytuacja jest opanowana, to w przypadku powstania znacznie większego huba ekonomiczna sensowność Modlina stanie pod znakiem zapytania.
Jeśli spełniłby się czarny scenariusz, czyli doszłoby do budowy CPK, zamknięcia Lotnisko Chopina i portu w Modlinie, to Polacy byliby poszkodowani podwójnie. Nie dość, że rząd ogłosił hucznie w tym tygodniu ponad 30 mld na budowę portu, co jest kwota zawrotną, niewiele ustępująca połowie rocznego budżetu NFZ. Równocześnie kolejne miliardy strat wywoła chaos z zamykanie portów. Mamy Modlin, który w tym roku obsłuży 10-milionowego pasażera, a w który zainwestowano sporo czasu i pieniędzy. Mamy lotnisko Chopina, które podlegało miliardowym nakładom na przestrzeni lat. Dziś wszystkie te wysiłki maja pójść do kosza.
Całkowicie pomijanym w analizach faktem jest także rozbudowa innych regionalnych portów lotniczych. Regionalne lotniska takie jak choćby Wrocław i wiele innych, posiadają zapas przepustowości, a wątpliwe jest, aby korzystne dla Wrocławian czy Poznaniaków było podróżowania do CPK jeśli mogą mieć komfortowe połączenia na miejscu.
Jeśli rząd będzie upierał się w swoich planach, to wysoką cenę zapłacimy wszyscy, jako podatnicy środkami publicznymi w ramach budowy nowego portu, a jako pasażerowie swoim czasem poświęconym na dostanie się do “nowego huba Europy Środkowej”. Ekonomia po raz kolejny sromotnie przegrywa z polityką.
Źródła: gazetaprawna.pl, tvn24.pl
fot. flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU