– Wybory do ciała ustawodawczego nie odbywały się od 2005 roku, a wtedy wybory wygrał Hamas, który nie chciał się zdelegalizować. Natomiast formalna władza skupiła się w rękach prezydenta Mehmeda. To doprowadziło do dwuwładzy i kolejne lata to były próby porozumienia między Mehmedem a Hamasem w celu stworzenia wspólnego rządu. Wybory zostały ogłoszone, jednak później je odroczono na bliżej nie sprecyzowany termin i w tym momencie [Hamas red.] zostaje z niczym, żeby potwierdzić swoje poparcie w autonomii Palestyny. Teraz widzimy obrazki z Jerozolimy, kiedy Hamas prowadził kampanię pod hasłem jej obrony. To wskazuje, że wybrano rozwiązanie siłowe ze wszystkimi konsekwencjami. – z Michałem Wojnarowiczem, analitykiem z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych do spraw polityki zagranicznej i wewnętrznej Izraela i Palestyny na temat obecnego konfliktu palestyńsko – izraelskiego, jego ewentualnych konsekwencjach i sytuacji na Bliskim Wschodzie rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Spór o Jerozolimę trwa od początku istnienia Państwa Izrael. W jaki sposób, Pana zdaniem, należałoby go rozstrzygnąć? I czy jakiekolwiek rozstrzygnięcie dawałoby nadzieję na trwały pokój w tym regionie?
Michał Wojnarowicz: Wydaje się, że strategia, która została przyjęta, czyli sprawiedliwy podział Jerozolimy na stolicę państwa Izrael i przyszłego państwa Palestyńskiego spełniałby cele i potrzeby obu stron. Ale lata tego konfliktu spowodowały, że Izrael uważa całą Jerozolimę za swoją stolicę i jeżeli weźmie się to pod uwagę to wymagałoby to olbrzymich ustępstw politycznych i mechanizmów, które wypracowałyby podział miasta. Widzimy jak trudna jest koegzystencja wśród miejsc kultu czy w innych ważnych miejscach.
Teraz możemy też zauważyć skutki nominalnego stworzenia stolicy dla państwa palestyńskiego, którą zaproponowano w czasie wizyty Donalda Trumpa. Cały konflikt wymaga wypracowania jakiegoś porozumienia, a to jest bardzo trudne wyzwanie.
Izraelski Sąd Najwyższy miał zająć się sprawą eksmisji Palestyńczyków ze Wschodniej Jerozolimy, ale odroczył rozprawę. Wcześniej sądy niższych instancji zdecydowały o przesiedleniu rodzin, mieszkających na tym terenie. Czy można, jak sugerują to niektórzy komentatorzy, dopatrywać się w tym fakcie praprzyczyny obecnego nasilenia konfliktu między Palestyńczykami a Izraelem?
Ta kwestia zdecydowanie zogniskowała pewne napięcia i nie tylko kwestii Jerozolimy, ale ogólnie stosunków żydowsko – arabskich, gdyż ta sprawa nie dotyczy tylko wyłącznie zachodniego brzegu Jerozolimy. Mianowicie dotyczy bardzo istotnych relacji między ludnością żydowską a mniejszością palestyńską. Mówiąc wprost arabowie czują się pełnoprawnymi obywatelami tego państwa, którymi są, gdyż nic ich z punktu widzenia prawnego nie ogranicza. Jednak brak jest wsparcia ze strony państwa i te kwestia o której Pan wspomniał są najlepszym na to przykładem i wiele więcej. Poza tym codzienność Palestyńczyków, która doskwiera, bo często mają problemy z załatwieniem najprostszych czynności administracyjnych. Oprócz tego ludność palestyńska mieszkająca w Jerozolimie jest judaizowana, gdyż jej władze chcą w ten sposób podkreślać jej żydowskość tego miejsca. To wszystko doprowadza do napięć i eskalacji.
W tym roku Dzień Jerozolimy, upamiętniający zwycięstwo Izraela w wojnie sześciodniowej, zbiegł się z końcówką Ramadanu – świętego miesiąca muzułmanów. Spowodowało to starcia izraelskiej policji z muzułmanami na wzgórzu świątynnym. W zamieszkach zostało rannych blisko już kilkaset osób po obu stronach konfliktu. Dlaczego Hamas, kontrolujący Strefę Gazy, tym razem tak ostro zareagował?
Hamas, czyli organizacja terrorystyczna, która jest za taką uznawana przez większość społeczności międzynarodowej jest organizacją polityczną, mającą określone cele. Dlatego nie może sobie pozwolić na bierność, bo jest to antyteza tej organizacji i sympatyków jakich posiada. W tej konkretnej sytuacji moim zdaniem zaważył kontekst wyborczy w autonomii palestyńskiej.
Wybory do ciała ustawodawczego nie odbywały się od 2005 roku, a wtedy wybory wygrał Hamas, który nie chciał się zdelegalizować. Natomiast formalna władza skupiła się w rękach prezydenta Mehmeda. To doprowadziło do dwuwładzy i kolejne lata to były próby porozumienia między Mehmedem a Hamasem w celu stworzenia wspólnego rządu. Wybory zostały ogłoszone, jednak później je odroczono na bliżej nie sprecyzowany termin i w tym momencie zostaje z niczym, żeby potwierdzić swoje poparcie w autonomii Palestyny. Teraz widzimy obrazki z Jerozolimy, kiedy Hamas prowadził kampanię pod hasłem jej obrony. To wskazuje, że wybrano rozwiązanie siłowe ze wszystkimi konsekwencjami.
Kilka dni temu doszło do ataku rakietowego przeprowadzonego przez Izrael, a następnie Hamas przeprowadził odwet. Po obu stronach w wyniku ostrzału rakietowego zginęli cywile. Czy obustronne działania zmierzają już do otwartej wojny?
Pytanie, co rozumiemy przez otwartą wojnę, ponieważ to nie są pierwsze tego typu działania. Mieliśmy w przeszłości do czynienia z podobnymi działaniami. Moim zdaniem nie dojdzie do działań izraelskich wojsk lądowych, ponieważ nie kalkuluje się bilans ewentualnych strat i zysków. Mianowicie oznaczałoby to tysiące rakiet każdego dnia, wielkie zniszczenia i koszty.
Czy obecna sytuacja na Bliskim Wschodzie ma jeszcze szansę „rozejść się po kościach”?
W pewnym momencie dojdzie do deeskalacji, ale nie sądzę, żebyśmy byli świadkami jakieś spektakularnej pomocy humanitarnej dla tego miejsca. W momencie, kiedy doszło do demonstracji siły po obu stronach to sądzę że nie będzie trwałego zażegania konfliktu.
Fundamentaliści z Hamasu mieszają się z cywilami, a swoje zaplecze zbrojne i organizacyjne umieszczają w budynkach cywilnych lub tuż obok. Sednem strategii tej organizacji jest zatarcie wszelkiej granicy między cywilnym życiem mieszkańców Gazy, a zbrojną kampanią przeciwko Izraelowi. Dlaczego większość świata zachodniego wierzy w ich niewinność i o wszystko obwinia Izrael?
Nie powiedziałbym, że większość świata wierzy w niewinność Hamasu, gdyż opinia międzynarodowa jest świadoma charakteru organizacji i tego kto wysyła rakiety. Izrael stara się minimalizować straty, która są zawsze, a jeżeli się weźmie pod uwagę demografię tego regionu to trzeba powiedzieć wprost, że zmierza to wszystko do takich, a nie innych obrazków. A więc wydaje się, że Izrael nie może czekać, aż cały sprzęt Hamasu zostanie przechwycony. Teraz taka jest logika tego konfliktu, że każda strona chce pokazać siłę. Jednak to niesie za sobą rosnącą liczbę ofiar.
W wielu miastach państw europejskich odbyły się demonstracje popierające Palestyńczyków. Czy Pana zdaniem Izrael może liczyć na wsparcie Europy?
Europa to szerokie pojęcia i o ile widzimy bardzo jasne poparcie dla Izraela w Czechach, Austrii czy Niemczech. To mimo wszystko nastroje w Europie są pro palestyńskie. Co do Pana pytania, to zależy też od poszczególnych liderów, ale sam udział w konflikcie zadeklarowały Stany Zjednoczone i państwa Bliskiego Wschodu. To są ci najbardziej zaangażowani aktorzy.
Jeżeli doszłoby jednak do kolejnej wojny między Izraelem a Palestyńczykami to jak Pana zdaniem wpłynęłoby to na region? I kto wyszedłby z tego zwycięsko?
Nie można mówić o wojnie, gdyż nie było stricte wojny izraelsko – palestyńskiej. Były wojny izraelsko – arabskie, które przybierały w najostrzejszym okresie formy powstań. Sprawa palestyńska spadła z awiszu w regionie i o ile nastroje nadal są antyizraelskie to część państw zdecydowała się na współpracę z Izraelem. Najlepszym dowodem na to jest polepszenie stosunków między państwami Zatoki Perskiej a Izraelem. Moim zdaniem dojdzie do czarnego scenariusz, czyli intinifad. Natomiast, czy reakcje arabskie wykraczałyby poza sprzeciw dyplomatyczny to szczerze mówiąc wątpię, gdyż państwa arabskie również mają swoje problemy.
Niedawno prezydent Turcji rozmawiał z papieżem na temat sytuacji w regionie. Jak Pan sądzi, co chce i może osiągnąć Erdogan?
Erdogan cofa się teraz o krok, gdyż do niedawna szukał jeszcze porozumienia z Izraelem, a raczej odbudowy pola do dialogu. Turcja zawsze była blisko związana z Izraelem i miała z nim dobre relację. Natomiast po dojściu do władzy Erdogana to zaczęło się zmieniać i po ataku na humanitarny konwój w Turcji, który jechał do Strefy Gazy, doszło do załamania relacji. Doprowadziło to do tego, że Turcja weszła w bardzo bliskie relacje z Hamasem, a Izrael stał się „chłopcem do bicia”.
Tureckie media, które sprzyjają autorytarnej władzy, ogłosiły, że Turcja podpisała umowę z Hamasem w celu wydobywania gazu w kontrolowanej przez tę organizację Strefie. Dlaczego Turcja decyduje się poprzeć Palestyńczyków?
Istnieje pewna zbieżność między Turcją a Hamasem, które są częścią tej samej rodziny, mianowicie KP. Poza tym kwestia podziału gazu na Morzu Śródziemnym jest czynnikiem, który kreuje relacjami między takimi graczami jak Turcja, Grecja, Izraelem czy Libią. A więc to, że Turcja jednostronnie wykreśla podziały łupów na Morzu Śródziemnym nie powinno dziwić. Palestyna jest też częścią wschodnio śródziemnego portu gazowego, który powstał niedawno i w porozumieniu tym nie ma Turcji.
Czy obecna sytuacja może doprowadzić, jak to już się zdarzało w przeszłości do otwartego zaangażowania w konflikt izraelsko-palestyński innych państw muzułmańskich?
Nie. Wydaje się, że póki co państwa arabskie przy całym swoim krytycyzmie wstrzymają się z większymi działaniami. Iran nie potrzebuje Palestyńczyków, żeby eskalować sytuację z Izraelem. Tutaj jest inna gra interesów i zupełnie inne cele po jednej i drugiej stronie. Niestety Palestyńczycy w wielu sytuacjach są przedmiotem, a partnerem czy podmiotem, a więc jeśli dojdzie do deeskalacji to będziemy znowu świadkami brutalnych zdjęć z Jerozolimy. Warto też wspomnieć o Jordanii, która ma swoją rolę w celu łagodzenia konfliktu. Natomiast jak długo sytuacja nie będzie eskalować to można się spodziewać ostrych oświadczeń ze strony arabskiej, ale nie pójdą za tym żadne konkretne działania.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU