Jedną z zapowiedzi w ramach tzw. piątki Morawieckiego, mającej uwolnić energię polskich przedsiębiorców, była ta dotycząca rewolucyjnych zmian w pobieraniu składek na ubezpieczenie społeczne od najmniejszych przedsiębiorców. O tym, jak nieżyciowe jest ryczałtowe opłacanie składek na ZUS, totalnie oderwane od sytuacji finansowej małych i średnich przedsiębiorstw, wiedzą niemal wszyscy, którzy choć przez chwilę próbowali prowadzić biznes w Polsce. To jednak miało się w końcu zmienić – oto premier z obozu, który co rusz chwali się tym, że wprowadza dobrą zmianę i dotrzymuje obietnic, zapowiedział wprowadzenie proporcjonalnej składki dla najmniejszych przedsiębiorców tj. takich, których przychód miesięczny wyniesie mniej niż 2,5-krotność minimalnego wynagrodzenia.
Ustawa błyskawicznie przeszła przez Sejm i Senat, a na biurku prezydenta też nie zagrzała zbyt długo miejsca. Przepisy podpisane i opublikowane, a zapowiadana rewolucja wchodzi w życie od 1 stycznia 2019 roku. Powinniśmy się cieszyć? Tego z pewnością chciałaby władza. Tyle tylko, że powodów do radości w sumie jest niewiele, bo jak to już wielokrotnie się zdarzyło, władza po raz kolejny sprawiła Polakom psikusa. Gdy bowiem zagłębi się w uchwalone przepisy i rozpozna warunki, jakie muszą spełnić potencjalni beneficjenci tego rozwiązania, okazuje się, że nowe rozwiązanie nie tylko obejmie drobną część polskich przedsiębiorców, ale też nie rozwiązuje najważniejszego problemu, z jakim borykają się drobni przedsiębiorcy, a więc brak związania wysokości stawki z sytuacją finansową w danym miesiącu. Bo choć oficjalnie decydujące o prawie do skorzystania z takiej ulgi mają przychody w wysokości 2,5-krotności minimalnego wynagrodzenia, to jednak rozliczanej jako średnia miesięczna przychodu rocznego. Oznacza to, że nieprzekroczenie limitu przychodu w 2018 r. pozwoli na zapłacenie niższej składki w 2019 r., zaś przychód z 2019 r. będzie brany pod uwagę dopiero w roku kolejnym. Wysokość stawki będzie więc niższa, ale wciąż stała, a nie proporcjonalna.
Bardzo cicho było także o wyłączeniach podmiotowych, czyli o katalogu osób, które nawet mimo spełniania warunku przychodowego i tak nie będą mogły skorzystać z dobrodziejstwa rzekomej ulgi. Z obniżonego ZUS-u nie skorzystają podatnicy, którzy opłacają PIT w formie karty podatkowej, a ponadto są zwolnieni z VAT. Z możliwości tej nie skorzysta też osoba, która w roku rozpoczęcia działalności – lub w roku wcześniejszym – wykonywała w ramach umowy o pracę czynności, które obecnie świadczy dla swojego byłego pracodawcy jako przedsiębiorca. Ma to przeciwdziałać przenoszeniu się z etatu na samozatrudnienie, nawet jeśli miałoby nastąpić z inicjatywy pracownika, który po prostu chciałby skorzystać z tej opcji i po prostu zarabiać więcej na rękę. Możliwości skorzystania z niższego ZUS-u zostali też pozbawieni twórcy i artyści – jak widać władzy z nimi nie po drodze.
Ważne jest też ograniczenie czasowe możliwości opłacania niższej składki do 36 miesięcy w 60-miesięcznym okresie rozliczeniowym. W praktyce przedsiębiorca po skorzystaniu z 3 lat niższej składki, przez 3 kolejne będzie musiał opłacać stawkę podstawową. Jeśli to nie zniszczy jego biznesu (wiemy jak to wygląda w Polsce), to ZUS uprzejmie zgodzi się na kolejną ulgę.
Źrodło: DGP
Fot. P. Tracz / KPRM
POLUB NAS NA FACEBOOKU
[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU