“Nasza propozycja jest prosta. W tych okręgach w których Lewica wystawi swoich kandydatów, oczekujemy, że inne siły opozycyjne swoich kandydatów i kandydatki wycofają. I na odwrót” – mówił wczoraj Adrian Zandberg podczas konferencji prasowej, na której przedstawiono kandydatów do Senatu. Tradycyjnie oberwało się Grzegorzowi Schetynie, który podobno nie pali się do rozmów o wspólnych listach wyborczych do iżby wyższej. Rzecznik Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec zapewniał, że rozmowy się toczą i zostały zainicjowane kilka tygodni temu.
Wszystko ładnie i pięknie, Lewica ma swoje listy, ma swoich kandydatów, ale po południu pojawił się duży problem. Państwowa Komisja Wyborcza stwierdziła, że w zawiadomieniu o utworzeniu komitetu wyborczego Lewicy są wady prawne. Dwa tygodnie temu Sojusz Lewicy Demokratycznej dokonał zmiany w swoim statucie oraz ewidencji partii politycznych i nazwę SLD zastąpił słowem Lewica. Był to pewnego rodzaju wytrych, który miał dać możliwość startowania w ramach jednej listy trzem ugrupowaniom (SLD, Wiosna, Razem), a nie w formule koalicji, która musi przekroczyć próg 8 proc. w wyborach. Sęk w tym, że zmiany w ewidencji partii politycznych dokonuje sąd, a nie tylko partia.
Procedury w sądach trwają, czas leci nieubłaganie, bo trzeba zacząć zbierać podpisy na co jest coraz mniej czasu. Nie można wystartować z kampanią i zbieraniem ponad 100 tysięcy podpisów, jeżeli komitet wyborczy nie jest zarejestrowany, a 3 września upływa termin zgłaszania list kandydatów na posłów i senatorów. Lewica znalazła się w punkcie wyjścia, w jakim była siadając do stołu negocjacyjnego i uzgadniając między sobą formułę startu. Wiosna i Razem nie za bardzo paliły się do pójścia pod szyldem SLD i proponowały zawiązanie koalicji. Włodzimierz Czarzasty uczony doświadczeniem sprzed 4 lat, gdy Lewica także poszła w koalicji i zabrakło pół punktu procentowego do przekroczenia progu, optował za wystartowaniem z listy SLD. Zmiana nazwy z SLD na Lewicę była więc ukłonem w stronę dwóch partnerów.
Lewica ma dwa wyjścia. Pójście pod flagą Sojuszu Lewicy Demokratycznej lub podpisanie umowy koalicyjnej i podniesienie sobie tym samym poprzeczki na 8 proc. Na razie sondaże dają Lewicy poparcie w przedziale 10-12 proc, więc wygląda na to, że jest poduszka bezpieczeństwa. Tylko kampanie wyborcze rządzą się swoimi prawami, a przykład na to, jak można roztrwonić poparcie w ciągu pół roku, dał już Robert Biedroń, wystrzeliwując do poziomu 15 proc. i kończąc na 6 proc. Ogromnym czynnikiem, jaki działa na niekorzyść Lewicy, jest czas, ponieważ może go zabraknąć na zebranie wymaganej liczby podpisów. Istnieje bardzo duże ryzyko, że formacje lewicowe po prostu nie wystartują w wyborach.
W takiej sytuacji ciężko jest rozmawiać o opozycyjnych kandydatach do Senatu, jak nie wiadomo czy grunt pod nogami jest asfaltowy czy bagnisty. W świetle decyzji PKW dość śmiesznie wygląda dzisiaj apel Lewicy o dogadanie kandydatów z Platformą. Nikt rozsądny przed tak ważnymi wyborami nie zaryzykuje wejścia w układ wyborczy, który przed 3 września może okazać się ręką w nocniku. W interesie Lewicy jest jak najszybsze wyjaśnienie i zamknięcie sprawy z PKW, bo dzisiaj to oni są obciążeniem.
fot. flickr/Lewica Razem
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU