Wydarzenia minionego tygodnia przyniosły wiele bardzo ciekawych politycznie wydarzeń, jednak moim zdaniem najważniejsze z nich, pokazujące jak bliska jest klęska Prawa i Sprawiedliwości zostało przez większość mediów przemilczane. Okazuje się bowiem, że wbrew przekonaniu wyborców partii rządzącej i części wyborców centrowych, mityczna “dobra zmiana” to nie jest żaden precyzyjnie rozpisany plan gospodarczego i społecznego rozwoju naszego państwa, a radosna twórczość marnej jakości polityków bez doświadczenia i spójnej wizji.
Swoją kampanię wyborczą przed wyborami w 2015 roku, Prawo i Sprawiedliwość oparło na bardzo kosztownych obietnicach socjalnych, zwanych potocznie “dobrą zmianą”. Wielu komentatorów politycznych oraz ich przeciwników w Sejmie już wtedy zwracało uwagę, że wszystkich tych reform zrobić się nie da, kosztować to będzie zbyt dużo, a budżet państwa z gumy przecież nie jest.
Pamiętamy wyborcze hasła “Damy radę”, powtarzane jak mantra przez świeżo wybranego prezydenta Andrzeja Dudę czy kandydatkę na premiera Beatę Szydło. Ta pewność siebie i pełna wiara w sukces zwiodły bardzo wielu wyborców centrowych, którzy rozczarowani błędami poprzedniego rządu postanowili im zaufać i oddać na nich głos. Gdy PiS zdobył samodzielną większość w Sejmie i Senacie, oprócz oczywiście skandalicznych praktyk przejmowania instytucji państwa i uwłaszczania swoich działaczy na majątku publicznym, zgodnie z obietnicami rząd Beaty Szydło rozpoczął zapowiadane reformy wprowadzać w życie. Wszedł w życie program 500+, obniżono wiek emerytalny, niby darmowe leki dla seniorów.
Podłączenie dużej grupy Polaków do państwowej kroplówki miało sprawić, że gdy przyjdzie do oceny rządzących przy wyborczej urnie, powiążą oni głos na “nie PiS” z potencjalną utratą finansowych profitów. Spodziewane koszty finansowe takiego modelu oczywiście są duże, ale społeczny odbiór jest bardzo pozytywny i nawet opozycja zaczęła przebąkiwać, że dopóki PiS-owi budżet się nie zawali i kroplówka z publicznej kasy będzie płynąć, tak długo szanse na odsunięcie partii Kaczyńskiego od władzy są niewielkie. Właśnie dzięki programowi dogadzania Polakom rząd może sobie pozwolić na ochronę środowiska poprzez masową wycinkę drzew w miastach, parkach i na obszarach chronionych. Może naprawiać służbę zdrowia poprzez ograniczanie do niej dostępu, wsteczniactwo i promowanie procedur medycznych, które za takie nie są przez Światową Organizację Zdrowia uważane czy wprowadzać reformę służb mundurowych poprzez nieustanną wymianę kadr, pochwałę partactwa i donoszenia na kolegów. Może też ignorować wpadki BOR, które niechybnie doprowadzą do powtórki z katastrofy smoleńskiej. Wszystko to jest możliwe, dopóki budżet będzie się dopinał.
I choć wydaje się to nieprawdopodobne, miniony tydzień pokazał, że o tej prawdzie wiedzą wszyscy… poza rządzącymi. Wejście z początkiem marca ustawy o Krajowej Administracji Skarbowej i rewolucja w skarbówce, odpowiedzialnej za gromadzenie kasy na publiczne prezenty obnażyło skrycie ukrywaną prawdę o dobrej zmianie, że żadnego globalnego planu dobrej zmiany nie ma, tak samo jak nie ma premiera, który prace rządu nadzoruje. Rząd to w gruncie rzeczy zbieranina słabych polityków z wybujałym ego, z których niemal każdy bardziej niż losem państwa interesuje się dogodzeniem Prezesowi partii i zdobyciem u niego jak największego uznania. Trudno bowiem w inny sposób wytłumaczyć, jak minister rozwoju i finansów i jego szefowa, premier Szydło, mogli dopuścić do tak destrukcyjnego dla polskiego budżetu procesu, jakim jest wprowadzanie totalnie nieprzygotowanej reformy strukturalnej, której skutki finansowe, w postaci załamania się przychodów budżetowych nie sposób nawet dzisiaj oszacować. Totalna rozpierducha w najgorętszych miesiącach podatkowych, gdy w budżecie zaplanowano rekordowy deficyt, przy bardzo optymistycznych szacunkach co do wpływów budżetowych? Brzmi jak sabotaż albo po prostu partactwo.
O tym, jaki chaos panuje w skonsolidowanej w nieodpowiedzialny sposób skarbówce pisała niedawno nasza redakcyjna koleżanka, a ostatnio podchwyciły też inne portale.
Reforma ta ani nie jest przygotowana, ani rozsądna, ani potrzebna. Skutki natomiast jej wejścia w życie w tej postaci najpewniej rozwalą budżet jeszcze w 2017 roku. Wszystko to przy wyuczonych uśmiechach wicepremiera Morawieckiego i górnolotnych hasłach, mających rzeczywistość przedstawiać w innych barwach niż czarne. Gdzieś w tej całej walce o względy Prezesa kompletnie zapomniano, że właśnie w tej sferze władza nie może sobie pozwolić na wpadkę czy na bałagan. Tym bardziej dziwi medialna cisza o tym, że lada moment polski budżet może zmienić się w ruinę.
Czy przeciwników rządu PiS to obnażenie nieprzygotowania do rządzenia wybrańców Prezesa Kaczyńskiego powinno martwić? Zdecydowanie powinno. To oni bowiem otrzymają rachunek za dobrą zmianę i będą musieli go prędzej niż później zapłacić.
fot. flickr/P.Tracz
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU