Polityka i Społeczeństwo

Mariusz Witczak dla CrowdMedia: Wspólnie z Nowoczesną nie zgadzamy się na odtworzenie PRL-owskiego modelu państwa

Fot. Youtube

Mariusz Witczak: Jeśli PO i Nowoczesna obronią przed Kaczyńskim samorządy, będzie to oznaczało, że można mu odebrać władzę w całym państwie. Wynik wyborów samorządowych w znacznej części zależy od tego, czy PO i Nowoczesna wspólnie i lojalnie wobec siebie zawalczą o centrowy elektorat. Jak to wygląda na dzisiaj?

Ogłosiliśmy wspólny manifest programowy, który jest podstawą do stworzenia wspólnej listy Platformy i Nowoczesnej w wyborach do sejmików wojewódzkich we wszystkich szesnastu województwach. Teraz zaczęła się rozmowa o personaliach, układanie list. Personalia są ważne, ale porozumienie programowe to fundament, ponieważ ono odpowiada na pytanie – o co w ogóle walczymy w tych wyborach. Jakiej Polski chcemy wspólnie bronić przed PiS-em, jaką Polskę chcemy wspólnie budować.

Gdzie były między wami różnice, a gdzie ustalanie wspólnego programu poszło bezproblemowo? Czy nie jest tak, że zawsze mieliście podobny elektorat, podobne idee i podzielenie tego na dwie partie było politycznym błędem, który dał Kaczyńskiemu władzę? Nawet problemy z dyscyplinowaniem liberalnych i konserwatywnych skrzydeł macie podobne.

Nie jest dla nikogo tajemnicą, że część wyborców Nowoczesnej głosowała kiedyś na PO, niektórzy do Platformy wracają. Ale nie chcę wracać do genezy tamtego podziału. To prawda, że obie nasze nasze partie mają liberalne i konserwatywne skrzydła. Centrum zawsze jest różnorodne, tego się żadną dyscypliną partyjną nie załatwi, musimy z tym żyć. Ale w rozmowach o programie samorządowym nie było tego typu problemów. Tu jest pełna zgoda – w każdej partii i pomiędzy nami – że wobec tego wszystkiego, co dzieje się w Polsce od ponad dwóch lat, kluczowe jest dokończenie rewolucji wolności z 1989 roku. Także w jej wymiarze samorządowym. Stworzenie nowoczesnego zdecentralizowanego państwa, które zaczęliśmy budować po upadku PRL.

Pierwsza reforma samorządowa była faktycznie wcześniejsza, niż plan Balcerowicza. A pierwsze w pełni wolne wybory były wyborami samorządowymi.

Później mieliśmy kolejne reformy decentralizujące państwo – rozdzielające kompetencje samorządów i władzy centralnej tak, aby obie strony wyszły z tego wzmocnione. Dzięki temu Polska potrafiła świetnie wykorzystać środki unijne na rozwój regionów i miast. Jednak wszędzie, gdzie nie udało się tego procesu dokończyć, gdzie np. funkcje administracji rządowej i samorządowej pozostały zdublowane albo władzy centralnej pozostawiono narzędzia umożliwiające zablokowanie samorządów – w każdą taką lukę wszedł Jarosław Kaczyński i próbuje samorządy zniszczyć. On nigdy samorządów nie lubił ani nie rozumiał, a dziś uważa samorządność – podobnie jak Konstytucję, niezawisłe sądy, czy naszą obecność w UE – za jeszcze jedno ograniczenie swojej władzy osobistej i władzy swojej partii.

Jak zamierzacie decentralizację państwa razem z Nowoczesną dokończyć?

Zgodziliśmy się co do tego, że trzeba silnej umocować ustrojowo samorządy wojewódzkie i wzmocnić pozycje marszałków, dziś zdublowane przez wojewodów dysponujących czasami ponad tysiącem urzędników zatrudnionych w urzędzie wojewódzkim. Urzędy wojewódzkie i marszałkowskie są czasami w jednym budynku, gdzie na paru metrach kwadratowych współegzystują dwa departamenty rolnictwa czy związane z rozwojem, co po pierwsze kosztuje, a po drugie powoduje kompetencyjny chaos i pokazuje absurd takiego modelu.

Kaczyński też to uważa za absurd, tyle że on to próbuje rozwiązać przekazując kompetencje samorządów mianowanym przez PiS wojewodom i urzędom wojewódzkim.

My z Nowoczesną nie zgadzamy się na odtworzenie PRL-owskiego modelu państwa zrecentralizowanego i oddanego jednej partii. Przesunięcie kompetencji i instytucji sterujących administracją czy gospodarką w regionach w stronę marszałków, sejmików, władzy samorządowej – jest dla nas czymś oczywistym. To jest władza najbliższa obywateli i najlepiej przez nich kontrolowana. Jesteśmy też zgodni co do tego, że pieniądze z podatków CIT i PIT powinny pozostać w gestii samorządów, zapewniając im stabilność finansową, transparentność i niezależność. To był jeden z głównych punktów programu Platformy przedstawionego na łódzkiej konwencji rozpoczynającej naszą kampanię samorządową. Teraz zostało to zapisane w naszym wspólnym z Nowoczesną manifeście programowym. To zapewnia stabilizację finansową samorządów wszystkich szczebli. Dziś PIT i CIT idzie do ministra finansów, a potem rewersem wraca z budżetu centralnego do samorządów jako środki na finansowanie zadań własnych samorządów. Przy tej okazji traci się pieniądze, a poza tym można jeszcze – jak to się dzieje od dwóch lat – wywierać na samorządy nacisk polityczny, opóźniając lub zmniejszając wpłaty.

Czy takie rozwiązanie nie uderzy w finansowanie działań rządu?

Budżet centralny mógłby opierać się głównie na wpływach z podatku VAT i akcyzy. Natomiast pieniądze z PIT i CIT mogą spokojnie zostać w samorządach, bo i tak są przez samorządy wydawane. Zapewnimy obywatelowi poczucie, że płacone przez niego podatki trafiają na zadania czy inwestycje, z których on sam korzysta, która mają wpływ na jakość życia jego, jego rodziny, sąsiadów. „Płacę podatki, to nigdy nie jest przyjemne, ale widzę, że z tych pieniędzy naprawili mi drogę, wyremontowali szkołę mojego dziecka, zbudowali boisko”.

Propozycja dalszej decentralizacji państwa jest przez was zgłaszana w kontekście ostrego sporu politycznego. W manifeście programowym PO i Nowoczesnej mówicie o konieczności zbudowania „nowoczesnego zdecentralizowanego państwa”. Kaczyński i Morawicki obiecują „nowoczesne państwo scentralizowane”.

My – a to przekonanie łączy PO i Nowoczesną – uważamy, że scentralizowane i upartyjnione państwo nie może być ani nowoczesne, ani efektywne, ani bliskie obywatelowi. Kaczyński nigdy nie lubił samorządów i robił wszystko, żeby je ograniczać. W 2006 roku, w czasie swoich pierwszych rządów, przegrał nawet spór z Komisją Europejską, kiedy próbował włączyć wojewodów w dystrybucję środków unijnych. Najważniejsze decyzje przy rozdziale regionalnych środków operacyjnych miał podejmować komitet sterujący przy wojewodzie, a nie przy marszałku. Unia się wtedy nie zgodziła, a stojąc przed perspektywą zablokowania tych pieniędzy i poniesienia za to politycznej odpowiedzialności, Kaczyński się wycofał.

W ciągu ostatnich dwóch lat mieliśmy jednak powrót tego sporu. PiS uchwaliło tzw. ustawę wdrożeniową, dzięki której wojewoda znów kładzie ręce na unijnych pieniądzach dla samorządu. Do tego Mateusz Morawiecki, jeszcze jako minister finansów i rozwoju, wprowadził zasadę opóźniania i ograniczania wpłat z budżetu na realizowanie zadań własnych samorządów. Co sprawia, że mają mniej pieniędzy na wkład własny będący warunkiem wykorzystania unijnych pieniędzy.

Z drugiej strony właśnie przykład ustawy wdrożeniowej pokazuje, że Kaczyński ciągle boi się Unii. Wojewodowie uzyskali dodatkowe uprawnienia kontrolne, ale to Marszałkowie i sejmiki nadal mają rozstrzygający głos przy podejmowaniu decyzji o inwestycjach. Dążenie Kaczyńskiego do recentralizacji widać jednak przy każdej okazji. PiS zabrał samorządom fundusze ochrony środowiska. To są duże pieniądze, wcześniej wydawane lokalnie. Analogiczne zmiany próbuje się przeprowadzić w systemie wyborczym. Kiedy władza zmieniała kodeks wyborczy, założyła początkowo, że już przed najbliższymi wyborami samorządowymi to centralni komisarze od Brudzińskiego będą wyznaczać granice okręgów wyborczych zamiast samorządów. Pod wpływem oporu społecznego sprawa na razie została zawieszona.

To była także decyzja polityczna. Kaczyński wiedział, że jeśli PiS wyznaczy okręgi zupełnie dla siebie, to PSL, w obawie przed zniszczeniem w terenie, wejdzie w koalicję do sejmików z PO. Po ogłoszeniu przez PiS, że okręgi pozostają na razie niezmienione, PSL wycofało się z pomysłu z koalicji z Platformą w sejmikach bojąc się najbardziej radiomaryjnych proboszczów w kluczowych dla siebie wiejskich okręgach.

Były różne przyczyny wycofania się przez PiS w ostatniej chwili. Polityczne, ale także organizacyjne, niewydolność systemu, kłopoty ze sfinansowaniem tak szybkiej zmiany granic okręgów wyborczych. Ambicje centralizacyjne rozminęły się możliwościami. Ale oni ustąpili tylko chwilowo. Poza tym Brudziński i PiS załatwili rzecz dla siebie najważniejszą, to znaczy już dzisiaj przejęli całkowicie Krajowe Biuro Wyborcze.

PiS-owscy, ale także lewicowi zwolennicy centralizacji państwa przytaczając zwykle dwa argumenty. Silniejsza władza centralna sprawia, że obywatele mają większe zaufanie do państwa, uznają je za naprawdę silne. Po drugie, pozostawienie pieniędzy z PIT i CIT w gestii samorządów stwarza ryzyko powiększania się różnic pomiędzy silniejszymi i słabszymi regionami.

Zacznę od drugiej sprawy. W naszym wspólnym programie zakładamy wprowadzenie funduszu solidarnościowego, który będzie pomagał najsłabszym samorządom. Będzie korygował różnice wynikające z nierównomiernego rozłożenia w różnych regionach Polski inwestycji, zatrudnienia, bogactw naturalnych.

Czym to się różni od „janosikowego”, które nie miało nigdy dobrej prasy?

Fundusz solidarnościowy będzie miał charakter motywacyjny, a nie usypiający aktywność władzy lokalnej. Nie będzie nagradzał bierności. Ta pomoc będzie szła na realizację programów i pomysłów samorządów, które będą walczyć o inwestycje i zatrudnienie za pomocą innych narzędzi, które nasz program im daje – na przykład poprzez możliwość decydowania przez władze lokalne o wysokości podatku PIT.

A jeśli chodzi o postrzeganie polskiego państwa jako państwa silnego, to im więcej władzy na dole, tym bardziej wszyscy zyskują. VAT, akcyza i inne tego typu podatki wystarczą na utrzymanie armii, a także dyplomacji jako narzędzia polityki zagranicznej państwa. Z tych pieniędzy – w połączeniu z pieniędzmi z UE, o ile rząd potrafi o nie walczyć – można też finansować kluczowe inwestycje infrastrukturalne. Inne funkcje polskiego państwa samorząd i tak już całkowicie albo w istotnej części przejął, a my chcemy tylko uporządkować finanse publiczne. Edukacja jest zadaniem własnym samorządu, z gwarancją jego finansowania z budżetu państwa. Także np. walka z bezrobociem to zadanie powiatu. Służba zdrowia należy do zadań władzy centralnej, jednak rządowe pozostają dziś tylko nieliczne szpitale kliniczne, a organami założycielskimi większości innych placówek, w tym szpitali wojewódzkich, są samorządy. Dają na to ogromne pieniądze, korzystając także ze środków unijnych. Większość zadań państwa, większość usług publicznych, już dziś realizuje samorząd. Bezpośredni kontakt z władzą centralną mają kontakt najczęściej instytucje. Natomiast kiedy pytamy Polaków, od czego zależy ich ocena stanu polskiego państwa, co należy zrobić, aby polskie państwo wzmocnić – to oni w każdym badaniu mówią prawie wyłącznie o swoich spotkaniach z władzą samorządową różnych szczebli. Chcą skuteczniejszej wojewódzkiej służby zdrowia, krótszych kolejek po dowód osobisty. Paszporty wydają delegatury urzędów wojewódzkich, ale gdyby to również przekazać marszałkom województw, także i te kolejki byłyby krótsze. Jeśli poprawimy poziom usług realizowanych przez samorządy, Polacy ze swojego państwa będą dumni, podniesiemy ich jakość życia. A Jarosław Kaczyński, uderzając w samorządy, uderza w jakość i wizerunek państwa. Zadań, które dziś dobrze wykonuje samorząd, rząd centralny skutecznie nie wykona nigdy. W PRL-u tak się nie dało, nie da się i dzisiaj.

W waszym manifeście jest też obietnica finansowania przez samorząd in vitro oraz zagwarantowania dostępu do alarmowej antykoncepcji. To nie są do końca kwestie samorządowe. Czy zgłosiła je Nowoczesna? I jak zareagują na to wasi konserwatyści?

My może bardziej, niż Nowoczesna jesteśmy zdecydowani bronić obecnego kompromisu aborcyjnego…

Przesuniętego w Polsce w stronę konserwatywną.

Jednak dziś wspieranego przez większość. Czarne marsze były sukcesem, kiedy organizowano je w obronie obecnie obowiązującego prawa zaatakowanego przez prawicowych radykałów. Kiedy jednak lewicowi radykałowie przejęli czarne marsze i postawili sprawę liberalizacji dostępu do aborcji, Polki i Polacy po prostu przestali masowo na te protesty przychodzić. Radykałowie zostali sami. Zatem Platforma jest za przestrzeganiem kompromisu aborcyjnego, ale też chcemy, żeby uchwalone w 1993 roku prawo naprawdę obowiązywało. A zatem, żeby wyjątki w ustawie były przestrzegane, żeby istniała edukacja seksualna i dostęp do antykoncepcji. To jest część kompromisu, którą obecna władza łamie. I my tej części wspólnie z Nowoczesną bronimy. In vitro jest czymś zupełnie innym, niż aborcja. Ma poparcie ogromnej większości Polaków, tymczasem władza likwidując dofinansowanie in vitro, pozbawiła dostępu do tej metody leczenia bezpłodności większość Polaków i Polek. Jeśli odzyskamy władzę, przywrócimy finansowanie in vitro na szczeblu centralnym, dzisiaj jednak musimy to robić w samorządach, tam gdzie mamy władzę. My szanujemy decyzje podejmowane przez dojrzałe jednostki – a kluczową jest decyzja o urodzeniu dziecka. Tu między Nowoczesną i Platformą nie ma żadnej różnicy. PiS, który spłaca polityczne długi handlując prawami i wolnościami Polaków, ośmiela się jeszcze mówić, że polskiego państwa nie stać na dofinansowanie in vitro. Kiedy jednocześnie państwo pisowskie wydaje setki milionów na uwłaszczenie swoich „pisiewiczów”.

Koalicja PO-Nowoczesna do sejmików ma poprawić wynik demokratycznej opozycji. Jakie będzie dla pana kryterium zwycięstwa, przegranej czy remisu z PiS-em? Pytałem o to Rafała Grupińskiego, który dość ostrożnie powiedział, że każdy wynik 8 Plus (jeśli chodzi o województwa, w których PO wygra jako partia albo przynajmniej będzie tworzyło koalicję rządzącą w sejmiku) – będzie dla was zwycięstwem. Jednak ten sam wynik PiS ogłosi jako swój sukces, bo dziś rządzi tylko w jednym z 16 województw.

Tu nie chodzi tylko o wynik tej czy innej partii, ale o samorządność w ogóle. Kaczyński uderza dziś w samorządy wykorzystując narzędzia władzy centralnej, każde wzmocnienie pozycji PiS na poziomie lokalnym, tylko mu tę walkę ułatwi. Ja życzę Platformie, żebyśmy nie oddali władzy w żadnym sejmiku wojewódzkim. Już jednak zwycięstwo PO w co najmniej połowie województw oznaczałoby, że dzisiejsze sondaże, które pokazują, że PiS ma 40 lub nawet 50 procent poparcia, można między bajki włożyć.

Dlaczego?

Kiedy Platforma miała ponad czterdziestoprocentowe poparcie w sondażach i zdobywała w okolicach 40 procent głosów w wyborach do Sejmu, współtworzyliśmy koalicje rządzące we wszystkich 16 sejmikach wojewódzkich. Jeśli PIS zwiększy nawet swój stan posiadania, przejmując kontrolę nad kilkoma sejmikami, będzie to oznaczało, że te ogólnopolskie sondaże są przesterowane.

Nawet jeśli cała pisowska propaganda odtrąbi sukces? W rodzaju: „dziś zdobyliśmy dodatkowe sejmiki, jutro zdobędziemy wszystko!”.

Gdyby sam Jarosław Kaczyński wierzył, że jego partia wygra wybory samorządowe, nie wprowadzałby kolejnych regulacji odbierających samorządom pieniądze i kompetencje, bo byłby pewien, że po wyborach samorządowych jego partia to wszystko przejmie. PiS w ośmiu kolejnych wyborach przegrywało wszystko, co tylko było do przegrania. Dwa razy wybory parlamentarne, raz prezydenckie, trzy razy wybory do sejmików. Później wygrali dwa wyborcze testy oddalone od siebie o trzy miesiące.

I zdobyli pełnię władzy, zlikwidowali większość ustrojowych ograniczeń, w dodatku wciąż dominują w sondażach.

PiS używa instrumentów władzy w sposób bezwzględny i niczym nieograniczony. Łamiąc konstytucję buduje państwo klientelistyczne. Stworzyło największą w historii III RP machinę propagandową. No i jak nazwać miliardową pomoc dla telewizji Kurskiego, to przecież największa w historii bezpośrednia subwencja na PiS. Jeśli w tej sytuacji politycznej pokonamy partię Kaczyńskiego w co najmniej połowie województw oraz we wszystkich największych miastach, będzie to oznaczało, że PiS wcale nie ma czterdziesto- czy pięćdziesięcioprocentowego poparcia. I można Kaczyńskiemu odebrać władzę w wyborach parlamentarnych.

Rozmawiał Cezary Michalski

Mariusz Witczak, polityk, nauczyciel akademicki. Poseł na Sejm z ramienia Platformy Obywatelskiej, członek zarządu krajowego i skarbnik tej partii. Wchodzi w skład czteroosobowego zespołu przygotowującego koalicję PO i Nowoczesnej w wyborach do sejmików wojewódzkich.

POLUB NAS NA FACEBOOKU

[wpdevart_like_box profile_id=”539688926228188″ connections=”show” width=”600″ height=”200″ header=”big” cover_photo=”show” locale=”pl_PL”]

Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.

WPŁAĆ

POLUB NAS NA FACEBOOKU

Facebook Comments

blok 1

Redakcja portalu CrowdMedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść artykułów nadesłanych przez użytkowników.
Cezary Michalski

Eseista, prozaik i publicysta. W swojej twórczości związany m.in. z Newsweekiem i Krytyką Polityczną.

Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu.

Był redaktorem pism "brulion" i "Debata", jego teksty ukazywały się w "Arcanach", "Frondzie" i "Tygodniku Literackim" (również pod pseudonimem "Marek Tabor").

Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, "Życiem" i "Tygodnikiem Solidarność". W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury.

Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. W latach 2006–2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety Dziennik Polska-Europa-Świat, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma.

Media Tygodnia
Ładowanie