Wygląda na to, że PiS z partiami satelickimi usiłuje postawić Unię Europejska w sytuacji w której będzie ona musiała współpracować z rządem i partią rządzącą, niezależnie od tego, co ta partia będzie robiła wewnątrz kraju, czyli w Polsce. Bierze się to z rozpowszechnionego w całej prawicy, nie tylko w PiS mniemania, że Unia Europejska jest “papierowym tygrysem”, który nie jest w stanie niczego zrobić, a w ogóle jest strukturą w przede dniu upadku, z którą nie trzeba się liczyć, bo i tak Zachodem rządzi tylko USA, więc wystarczy mieć jak najlepsze stosunki z Białym Domem – z Markiem Meissnerem analitykiem gospodarczym i militarnym o szczycie Unii Europejskiej i nowym budżecie rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Szczyt na którym był negocjowany nowy budżet Unii Europejskiej zakończył się. Co Pan sądzi o nowym budżecie, który został wynegocjowany?
Marek Meissner: Na początek chciałbym zaznaczyć jedno, jako że w sprawie budżetu Unii jest wielkie nieporozumienie, bowiem 90% środków, które jako Polska dostajemy ze Wspólnoty wynika z samej naszej przynależności do Unii Europejskiej. Natomiast negocjacji podlega 10% i de facto spór przy stołach negocjacyjnych toczy się o te kwoty. Natomiast w programach wieloletnich uczestniczymy, ale nie negocjujemy konkretnych, związanych z nimi sum. I tu rzecz ciekawa, bowiem wyraźnie jest widoczne, że pandemia budżetowi unijnemu w pewnym sensie się przysłużyła. Gdyby nie było COVID-19 to byłby on obcięty bardziej, niż to się obecnie stało. Na pewno nie otrzymalibyśmy obecnych 105 mld euro, tylko kwotę o kilkadziesiąt miliardów mniejszą
Natomiast rozpatrując już samą kwestię rokowań budżetowych trzeba zauważyć, że mamy zmniejszone o 20% środki z funduszu spójności, 5% na rolnictwo, czyli mniej będzie środków na inwestycje regionalne i dogonienie z płatnościami rolników z krajów starej UE robi się niemożliwe. Z Wieloletnich Ram Finansowych (WRF) oraz z Instrumentu Unii Europejskiej na rzecz Odbudowy (NGEU) też otrzymamy do kilkunastu miliardów mniej w grantach, niż wynosiła to propozycja Komisji Europejskiej z maja 2020. Z funduszu sprawiedliwej transformacji energetycznej otrzymamy o 5 mld euro mniej, przy czym 50 proc. tej kwoty dostaniemy po zaakceptowaniu Celów Klimatycznych 2050. Trudno to zaliczyć do zysków.
Poza ewidentną słabością naszej dyplomacji oraz klimatem politycznym, jaki w Europie powstał wokół tak zwanej reformy sądownictwa, ataków na osoby LGBT i wolność mediów oraz “salamizacji” demokracji, jest jeszcze jeden problem, o którym w Polsce w ogóle się nie mówi. Otóż europejscy zwolennicy praworządności w Polsce – tacy choćby jak Guy Verhofstadt i Frans Timmermans połączyli siły ze zwolennikami wizji Europy 2.0. To jest dla nas niebezpieczne, gdyż jest to powrót do Europy Jacquesa Attaliego. Attali, zdolny i wpływowy ekonomista, doradca prezydenta Mitteranda, w swoim programie dla przyszłej Unii Europejskiej był bardzo konserwatywny. Miała być to oczywiście pełnoprawna Europa, a nie to co mieliśmy w czasach Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, czyli rozszerzonej organizacji wolnego handlu. Ale nazwał ją “Europą karolińską” niejako determinując geograficznie obszar, na którym by się miała znajdować. Tak naprawdę byłaby to “stara Europa” z okresu EWG, bez Wielkiej Brytanii, całej Europy Środkowej i dużej części Skandynawii. Obecnie ten program nazywa się Europą 2.0 i ma bardzo wielu zwolenników w Brukseli, można powiedzieć, że ich liczba rośnie w tempie wykładniczym. W stosunku do oryginalnego programu Attaliego przyjęto pewną istotną poprawkę – w skład Europy 2.0 miałyby wchodzić państwa, które przyjęły euro. Czyli z Europy Środkowej znalazłaby się tam Słowacja i państwa bałtyckie, ze Skandynawii tylko Finlandia (która de facto Skandynawią nie jest) oraz z innych obszarów Cypr, Malta i Słowenia. Co do Szwecji i Danii, zwolennicy Europy 2.0 liczą, że niejako metodą faktów dokonanych i zagrożeniem praktycznego odcięcia od unijnego rynku zostaną one przekonane do przyjęcia wspólnej waluty. Tu warto zaznaczyć, że Attali w swoim programie “Europy karolińskiej” i jego następcy od Europy 2.0 dopuszczają możliwość rozszerzenia tak powstałej Unii, ale pod bardzo rygorystycznymi warunkami m.in. zaakceptowania wartości europejskich w dziedzinie społecznej, częściowego choćby wyrównania poziomu życia oraz dostosowania poziomu gospodarki do gospodarek unijnych. Do takiej Unii żaden z krajów Europy Środkowej przez długi czas – nawet kilkadziesiąt lat – nie mógłby wstąpić. Prawdopodobnie popularnością programu Europy 2.0 w Brukseli należy przynajmniej częściowo tłumaczyć zainteresowanie Rumunii i Bułgarii szybkim przyjęciem euro.
W kontekście polskich problemów związanych z praworządnością i programem Europy 2.0 nasuwa się pytanie, czy z punktu widzenia polityczno – gospodarczego procedura Polexitu już rusza, tylko nie jesteśmy tego świadomi?
Tak, Polexit w sferze praktycznej istnieje tylko dokonuje się małymi kroczkami. W tym miejscu zwróciłbym też uwagę na jedną istotną sprawę: przy wszystkich kontrowersyjnych zmianach w prawie i zapowiedziach zaostrzenia kursu politycznego, takiego “przykręcania śruby”, pojawia się z wyjątkowo szkodliwą konsekwencją. Wygląda, że Minister Sprawiedliwości wpycha Zjednoczoną Prawicę na tereny i miny, których i PiS i rząd chciałyby uniknąć. Przypomnijmy ustawę o IPN, repolonizację mediów, reformę, a właściwie deformę sądownictwa, sprawę ewentualnego veta wobec nowego budżetu UE, a obecnie wypowiedzenie Konwencji Stambulskiej. Powiedziałbym nawet, że ze wszystkich działań Zbigniewa Ziobry wynika, iż przestał on się bać Jarosława Kaczyńskiego. W dodatku teraz sekunduje mu grupa krakowska, której przewodzi marszałek Terlecki. To ludzie drugiego szeregu w PiS, nieobecni w Zakonie PC przy podejmowaniu najważniejszych decyzji politycznych, a obecnie coraz wyraźniej się w PiS emancypujący i tworzący wyjątkowo agresywną i twardogłową frakcję.
PiS zapowiada domknięcie systemu i dokończenie niektórych swoich „reform”. W jaki sposób ewentualne przyjęcie przez PE kompromisu budżetowego w obecnym kształcie może wpłynąć na niektóre zmiany w Polsce? Czy wystarczy to, aby powstrzymać Zjednoczoną Prawicę w jej dążeniu do domknięcia systemu autorytarnego?
Trzeba od razu zaznaczyć, że Parlament Europejski wydał rezolucję, która ten budżet odrzuca! Teraz czeka nas debata w Parlamencie i tam się zadecydują losy kompromisu budżetowego. PE żąda ściślejszego powiązania wypłat dotacji i grantów z przestrzeganiem praworządności i ogólnie biorąc wartości europejskich. Czy w takiej sytuacji polski rząd może się wycofać z planowanych reform, a więc praktycznie dokończenia budowy decyzyjnego ciągu technologicznego od siedziby partii aż na szczebel gminy… na obecnym etapie można powiedzieć że jest to możliwe. Ale tylko wtedy jeżeli wszystko potoczy się w bardzo niekorzystnym dla niego kierunku czyli nad debatą w Europarlamencie kontrolę przejmą zwolennicy Europy 2.0 i europosłowie żądający ścisłego przestrzegania praworządności i kontroli tego procesu w państwach członkowskich Wtedy może się okazać, że wdrożenie artykułu 7 naprawdę jest możliwe, a straty finansowe mogą być dla nas bardzo dotkliwe. Prawdopodobnie jednak kwestia praworządności nie zostanie postawiona aż tak jednoznacznie, ale groźby padną i PiS będzie musiał się liczyć z ich potencjalnym wykonaniem. Oczywiście wtedy i tak się całkowicie ze swoich planów nie wycofa tylko spowolni swoje działania i postara się uśpić czujność instytucji europejskich, tak jak robił to wcześniej.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU