Z burmistrzem Mińska Mazowieckiego Marcinem Jakubowskim o samorządności w dobie pandemii koronowirusa i polityce, rozmawiał Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Minęły już trzy miesiące walki z koronawirusem. Na Mazowsze przypada największa liczba potwierdzonych przypadków zachorowań. Jak Mińsk Mazowiecki radzi sobie z pandemią?
Marcin Jakubowski: Myślę, że dosyć dobrze radzimy sobie z pandemią. Nie słychać w Mińsku o dużej ilości zachorowań. Jest też niewiele kwarantann, chociaż tak naprawdę trudno odnosić się do danych statystycznych, ponieważ burmistrzowie nie są informowani przez służby epidemiczne o tym, ile rzeczywiście jest przypadków zachorowań na ich terenie. Na pewno w jakimś stopniu przysłania nam to rzeczywisty obraz epidemii.
Pandemia i będący jej konsekwencją lock-down wywołały wyraźne symptomy kryzysu ekonomicznego w całym kraju. Czy także w Mińsku Mazowieckim odnotowano wzrost bezrobocia i likwidację przedsiębiorstw?
Trudno mówić jeszcze dzisiaj o likwidacji przedsiębiorstw czy nagłym wzroście bezrobocia, ponieważ te dane nadal do nas spływają. Natomiast odnotowałem bardzo wiele wniosków od przedsiębiorców z prośbami o umorzenie podatków czy odroczenie płatności czynszu za lokal, które wynikają z problemów związanych z płynnością finansową. Warto również wspomnieć, że bardzo duża liczba przedsiębiorców jest zainteresowana pomocą, którą zapewniają, co prawda niewielkie, ale zawsze przepisy ustaw antykryzysowych.
Czy mińscy przedsiębiorcy są zadowoleni z kolejnych „tarcz antykryzysowych”?
Wszystko zależy od skali i potrzeb. Mniejsze firmy odczuwają wymiernie tę pomoc, gdyż mogą nie płacić ZUS-u oraz korzystają z odroczeń. Natomiast większe przedsiębiorstwa, które zatrudniają dużą liczbę pracowników, stoją dzisiaj pod ścianą, ponieważ instrumenty, które kierowane są w ich stronę, omijają właśnie największych. W największych przedsiębiorstwach miesięczny przestój to takie koszty, których, moim zdaniem, nie jest w stanie udźwignąć żaden budżet, szczególnie prywatnego przedsiębiorcy.
Co do kosztów, czy Mińsk Mazowiecki stworzył pewnego rodzaju własny program wsparcia dla przedsiębiorców?
Miasto dosyć dużo zrobiło, oczywiście w granicach przewidzianych prawem. Odroczyliśmy płatność podatków od nieruchomości dla wszystkich lokalnych przedsiębiorców, których zgodnie z klasyfikacją PKD wymieniliśmy w uchwale Rady Miasta. Płatności te zostały przesunięte do 30 września i nie trzeba składać wniosków. W związku z tym bardzo odformalizowaliśmy tę pomoc. Zwalniamy z czynszów kupców, którzy dzierżawili powierzchnie targowe za okres, który był objęty zakazem prowadzenia działalności. Oczywiście rozpatrujemy indywidualnie każdy przypadek i patrzymy z dużą empatią na naszych przedsiębiorców, wiedząc w jak trudnej są sytuacji. To są takie najbardziej wymierne działania z naszej strony. Należy też pamiętać, że miasta takie jak Mińsk Mazowiecki swoje główne dochody opierają na udziale w podatkach od osób fizycznych. Dziś, kiedy wiele firm jest w kryzysie, udział miasta będzie znacząco niższy, niż planowaliśmy w swoim budżecie. Także stosując pewne instrumenty wsparcia, musimy być świadomi tego, że za jakiś czas takiego wsparcia sami będziemy potrzebować.
Biorąc pod uwagę spadki dochodu samorządu, czy Pana zdaniem miasto może otrzymać jakieś wsparcie od państwa, zwłaszcza że rząd przez pięć lat prowadzi wojnę z samorządowcami?
Nie spodziewam się znaczącej pomocy ze strony państwa, bo wielokrotnie postulowaliśmy za pośrednictwem różnych stowarzyszeń samorządowych, związków miast czy powiatów o zwrócenie uwagi na sytuację samorządów. Oprócz tego dawaliśmy też wyraźne propozycje w kwestii tego, jakie zapisy powinny znaleźć się w ustawie o naszych dochodach i zawsze te apele pozostawały bez echa. Szczególnie w ostatnim czasie rządzący patrzą na samorządowców nie jak na partnera do współpracy, ale jak na podmioty, z którymi należy rywalizować, czego nie rozumiem. W związku z tym, rzeczywiście, może się okazać, że ta sytuacja zostanie wykorzystana jako argument do ataku na samorządy, które mogą przestać sobie radzić z wykonywanie wielu zadań po prostu z braku środków finansowych.
Biblioteki mają zostać otwarte czwartego maja, a przedszkola i żłobki szóstego. Czy miasto jest na to gotowe?
Miasto gotowe jest pod kątem kadrowym, wyposażenia i lokalowym. Natomiast nie jesteśmy w stanie w stu procentach zapewnić bezpieczeństwa naszym mieszkańcom, otwierając te placówki. Dlatego decyzje o ich otwarciu nie zapadają, kiedy są ogłaszane na konferencjach przez premiera czy ministrów, tylko wymagają bardzo wielu uzgodnień, opracowań i analiz. Mińska bibliotek zaprasza pierwszych czytelników już 7 maja, a muzeum otwiera swoje drzwi dla zwiedzających we wtorek, 12 maja. Co do przedszkoli, to w Mińsku Mazowieckim jest ponad 1100 dzieci, które korzystają z opieki w placówkach publicznych oraz masa dzieci korzystających z prywatnych placówek. W związku z tym ryzyko jest tutaj ogromne. Osobiście po konsultacjach z dyrektorami, radnymi z Komisji Oświaty, rozmowach z całą radą, lekarzami i rodzicami nie podejmę decyzji o otwarciu przedszkoli wcześniej, niż 18 maja, a mieszkańcom kolejne informacje przekażę 11 maja. Jednocześnie rekomenduję właścicielom niepublicznych żłobków i przedszkoli przyjęcie podobnych rozwiązań.
Niedługo wybory prezydenckie. Jak w Mińsku Mazowieckim wygląda stan przygotowań do wyborów? Ile udało się skompletować komisji wyborczych?
Trzy komisje z dwudziestu jeden zostały skompletowane. Jeżeli chodzi o stan przygotowań, to dzisiaj jest to sytuacja kuriozalna, gdyż nie mamy żadnych przepisów prawnych, które dopuszczałyby wybory w jakiejkolwiek formie – ani w tradycyjnej, bo PKW została wyłączona, ani w korespondencyjnej, gdyż do tej pory nie ma ustawy. Jakiś czas temu z braku zaufania do samorządowców zdjęto całą masę obowiązków związaną z organizacją wyborów. Dzisiaj nad procesem wyborczym powinni czuwać komisarze wyborczy i sędziowie, a przede wszystkim urzędnicy powoływani przez administrację rządową. Natomiast, z tego, co wiem, ich przygotowania są na marnym poziomie – nie ma szkoleń członków komisji, których do tej pory ukonstytuowało się niewiele. Biorąc to pod uwagę, nie wiem, jak rząd zamierza przeprowadzić wybory. Natomiast jako burmistrz nie zamierzam narażać swoich współpracowników i mieszkańców na zarażenie się.
Politycy PiS grożą samorządowcom, że jeżeli nie uda im się skompletować komisji wyborczych, wówczas zostanie wprowadzony zarząd komisaryczny. Czy jest Pan przygotowany na taką sytuację?
Od dłuższego czasu jestem przygotowany na to, że jakiś polityk z rządu czy województwa wspierający się służbami państwowymi, może w jakiś sposób zdjąć mnie ze stanowiska, gdyż może się okazać, że jestem niewygodny lub nie wykonuję sprzecznych z prawem poleceń. Czy ktoś będzie próbował wprowadzić w moim mieście komisarza? Może próbować, ale nie wiem przy jakiej akceptacji społecznej, ponieważ wybrało mnie ponad 11 tysięcy mieszkańców czterdziestotysięcznego miasta. W związku z czym sądzę, że są przywiązani do swojego wyboru.
Czysto hipotetycznie, jeżeli PiS spełni swoją groźbę, co do komisarza, jak Pana zdaniem będzie wyglądała wówczas sytuacja mieszkańców i miasta? Co to może oznaczać dla mieszkańców?
Moim zdaniem mieszkańcy straciliby władze, które zarządzają miastem na rzecz osób, które kompletnie by się do tego nie nadawały i które byłyby podporządkowane partii rządzącej, co zakończyło by się w obecnej sytuacji tragicznie. Weźmy na przykład, że taki komisarz otwiera teraz przedszkola, muzea, biblioteki i szkoły, żeby pokazać, że wybory można normalnie przeprowadzić. To zakończyłoby się ogromnym wysypem zachorowań i skończyło tragicznymi skutkami.
Czy, Pana zdaniem, bojkot wyborów to dobry pomysł? Czy, jeśli głosowanie korespondencyjne odbędzie się mimo wszystko maju, weźmie Pan w nim udział?
Nigdy w życiu nie powiedziałbym, że dopuszczam jakikolwiek bojkot wyborów. Natomiast wybory są dla mnie wielkim świętem demokracji i musi to być proces przeprowadzony zgodnie z prawem, w którym wybieramy swoich przedstawicieli. Jeżeli będą to wybory w takim wymiarze, to nigdy ich nie zbojkotuję, nawet gdybym nie miał pewności, czy mój kandydat wygra. Natomiast, jeśli będzie to głosowanie, które ma z wyborami niewiele wspólnego, to nie możemy mówić o bojkocie wyborów, a o bojkocie decyzji kilku polityków, którzy mają wizję inną, niż państwo prawa.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU