Obecne wybory prezydenckie okazały najdziwniejsze od wielu lat. Chodzi głównie o fakt, że data pierwszej tury została przełożona. Poza tym po raz pierwszy aparat państwowy – w dobie pandemii koronawirusa – stanął przed wyzwaniem organizacji w pełni korespondencyjnego głosowania. Wiemy już też, że całkowicie na tym polu poległ. O tej formie elekcji i wyborach internetowych wypowiedział się dziś w mediach Marcin Gawlas, szef startupu iVoting, który pracuje nad systemem służącym do głosowania przez sieć (m.in. za pomocą technologii blockchaina).
Głosowanie korespondencyjne nie jest bezpieczne
Gawlas jest zdania, że sama idea głosowania korespondencyjnego (nie przez sieć, ale za pomocą poczty) jest obarczona dużym ryzykiem.
– Uważam, że głosowanie korespondencyjne nie jest transparentne. W systemie informatycznym zawsze zostaje ślad cyfrowy i można po nitce do kłębka dojść do każdej manipulacji. W głosowaniu korespondencyjnym nie wiemy, co się dzieje z naszym głosem w czasie jego dostarczenia przez pocztę czy kuriera. Karty mogą przyjść bez pieczątek i głos jest nieważny. Nie mamy też pewności, czy głos trafił do urny (…). Moim zdaniem głosowanie korespondencyjne to najlepsze narzędzie do fałszowania wyników wyborczych, jakie można sobie wyobrazić, ponieważ nikt nie jest w stanie sprawdzić poprawności oddania głosu (przecież można w każdej chwili w transporcie przesyłki lub po jej rozpakowaniu dodać np. drugi krzyżyk na karcie). Nie mamy też pewności czy nasz głos w ogóle został policzony – powiedział portalowi bitcoin.pl szef iVoting.
Dodaje, że w efekcie takie mechanizmy mogą doprowadzić do kryzysów natury politycznej.
– Uważam, że głosowanie korespondencyjne może w Polsce doprowadzić do kryzysu politycznego przy tak niewielkiej różnicy w sondażach głównych kandydatów na Prezydenta Polski. Wszystko zależy jak zwykle od intencji liczącego głosy – dodaje Gawlas.
Kompletny absurd
To nie koniec ułomności naszego systemy wyborczego, jakie dostrzega startupowiec.
– Mamy teraz taki problem, że jeśli ktoś głosował w pierwszej turze np. na urlopie nad morzem i wziął ze swojej Gminy zaświadczenie o prawie do głosowania, to musi teraz udać się z powrotem do Gminy, gdzie głosował w pierwszej turze i wziąć zaświadczenie, żeby zagłosować w swoim miejscu zamieszkania w drugiej turze. To jest kompletny absurd – mówi.
Rozwiązaniem tego problemu mogłoby być zdaniem Gawlasa zastosowanie technologii blockchaina, zdecentralizowane rejestru danych.
– Taki zdecentralizowany rejestr oparty o infrastrukturę serwerów w samorządach mógłby umożliwić całkowicie zautomatyzowany system przepisywania się wyborców z jednego lokalnego spisu do drugiego. Wszystko byłoby monitorowane w publicznie dostępnym rejestrze blockchaina – tłumaczy.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU