Choć do 2020 roku, cyklicznie 10 każdego miesiąca będzie się na Krakowskim Przedmieściu odbywać zgromadzenie smoleńskie, na którym prezes PiS, Jarosław Kaczyński będzie dochodził do prawdy, to coraz bardziej oczywiste staje się, że “zamach w Smoleńsku” jest coraz mniej atrakcyjnym produktem, zarówno politycznym jak i medialnym. W sferze czysto politycznej jest to mimo wszystko łatwiejsze z uwagi na umożliwiającą wiele dróg interpretacji odpowiedzialność za organizację wizyty w Katyniu. Natomiast dalsze ogrywanie tematu medialnie, zwłaszcza po kompromitacji “Wacka” Berczyńskiego i jego speckomisji bez ekspertów lotniczych, znacznie utrudnia proces spieniężenia tematu wybuchów i zamachu.
Macierewicz już nie pomoże?
Nie tylko słabnie pozycja polityczna głównego partnera smoleńskiego przemysłu, Antoniego Macierewicza, ale i istotnie spadła ilość wierzących w celowe rozbicie prezydenckiego tupolewa. Przypomnijmy, że sondaże przeprowadzone już po ogłoszeniu teorii o bombie termobarycznej wskazują, że już niemal 85% w te brednie nie wierzy. Popyt maleje, a podaż chciałaby nadal być duża. Dlatego też na łamach najważniejszego medium, które ze smoleńskiej tragedii uczyniło sobie główne źródło dochodu, pojawił się apel naczelnego Tomasza Sakiewicza. Apel groteskowy.
W skrócie można go przedstawić następująco: “Wierzcie w nasze brednie i kolportujcie je dalej. Klikajcie w nasze teksty i kupujcie nasze gazety, bo nam się biznesowy plan zawalił”. A gdy już taki czytelnik wejdzie na strony koncernu medialnego Sakiewicza, to może na przykład przeczytać pseudonaukowy wywód, że są wybuchy, które wybuchają bezgłośnie, nie zostawiają osmaleń, poparzeń, a ich wykrycie jest niemożliwe. I to właśnie istnienie takiej bomby udowodnił Berczyński z kolegami.
Problem w tym, że skala wpajanych bredni stała się tak nachalna i niewiarygodna, że kolejni politycy zjednoczonej prawicy próbują rakiem wycofywać się z popierania teorii serwowanych przez komisję Macierewicza. Co więcej, próbują udawać, że nigdy w nakręcaniu smoleńskiego przemysłu nie uczestniczyli i uczestniczyć nie zamierzają. Widać to choćby w wypowiedzi wicepremiera Jarosława Gowina, który jeszcze do niedawna wybuchy i zamach widział, a teraz udaje Greka.
Ja natomiast przypomniałem sobie, że w domowej biblioteczce mam książkę dobrowolnego uciekiniera ze smoleńskiej sekty, byłego dziennikarza “Gazety Polskiej”, Leszka Misiaka, który w 2015 roku wydał książkę pt. “Prawicowe dzieci czyli blef IV RP”. Znaleźć tam można idealne wyjaśnienie dzisiejszego zachowania Tomasza Sakiewicza i jego pracowników tak, by w pełni zrozumieć motywy nimi kierujące. A te są, delikatnie mówiąc, niezbyt chwalebne. Bo jeśli nie wiadomo o co chodzi, to jak zwykle chodzi o kasę. I to niemałą.
Autor “Blefu” z dumą podkreśla, że gdy wydarzyła się katastrofa smoleńska, to z prowadzonego przez niego śledztwa, we współpracy z ekspertami Antoniego Macierewicza w redakcji “Gazety Polskiej” uczyniono istną żyłę złota. Setki opublikowanych tekstów, 40 “czołówek smoleńskich”. Spółka Niezależne Wydawnictwo Polskie zarabiała “miliony”, z czego wyraźnie zadowolony był sam Macierewicz.
“Po tragedii smoleńskiej prywatny koncern rósł w siłę finansową. Uruchomili portal internetowy niezalezna.pl, telewizję VOD, a później Gazetę Polską Codziennie. Płyty, gadżety, wszystko przynosiło dochód ogromny. Ilość tych płyt i ich zawartość z biegiem czasu coraz bardziej przerastały merytoryczne potrzeby wyjaśniania katastrofy, choć niektóre były ważne, poruszające i potrzebne. Jednak coraz częściej odnosiłem wrażenie, że wyjaśnianie katastrofy staje się efektem ubocznym biznesu smoleńskiego, a także polityki” – napisał Misiak w dziale zatytułowanym “Od żałoby do biznesu”.
Publikacje dobierane były pod kątem stricte biznesowym tak, by przynosić zyski, nawet jeśli z prawdą miały niewiele wspólnego. Sakiewicz katastrofę smoleńską i prowadzone śledztwo przeliczał na pieniążki, jednak usilnie starał się robić minę zaangażowanego poszukiwacza prawdy. Dziś, gdy strumyk pieniędzy ze smoleńskiej machiny propagandowej wysycha, naczelnemu “GP” trudno się z tym pogodzić. Na wsparcie Antoniego Macierewicza też już nie ma co liczyć, bo ten sam musi teraz walczyć o przetrwanie w rządzie. Choć żaden z nich się do tego nie przyzna, przydałaby się teraz jakaś kolejna katastrofa. Na poprzedniej obaj przecież bardzo dużo zarobili.
fot. flickr/KPRM
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU