Znaczne przekroczenie prędkości i nie zastosowanie się do znaku “stop”. To wykroczenia, które popełnił kierowca wiozący Jarosława Kaczyńskiego na noworoczną mszę.
Ciekawe, ile materiałów przygotują “Wiadomości”, by pokazać ile szkód mogła wyrządzić limuzyna Jarosława Kaczyńskiego (i eskorta!) pędząca ulicami Warszawy. Kierowca prezesa PiS łamał przepisy w terenie zabudowanym, tylko po to, by ten nie spóźnił się na noworoczną mszę. Widzimy to: poważny ton Michała Adamczyka, który mówi, że “Polacy boją się piratów drogowych”, później następuje łączenie z reporterem dopytującym przechodniów “czy należy przekraczać dozwoloną prędkość”, a wszystko okraszone paskiem “Czy Kaczyński przeprosi zwykłych Polaków za swój rajd?”.
Ale dość żartów.
Jarosław Kaczyński nie toleruje spóźnialstwa. Szczególnie, gdy chodzi o wydarzenia najwyższej rangi, wydarzenia istotne. Tak prezes PiS musiał potraktować noworoczną mszę na Nowym Mieście w kościele Św. Bennona. Jego limuzyna (tzn. limuzyna z nim na fotelu pasażera, wiadomo), ruszyła z Żoliborza. Według dziennikarzy “Super Expressu” trasa do kościoła minęła błyskawicznie. Dlaczego?
Kierowca Kaczyńskiego przy ograniczeniu do 50 km/h miał jechać 80 km/h. Jakby tego było mało, nie zatrzymał się na znaku “stop” i ignorował przejścia dla pieszych. Również eskorta prezesa ma swoje na sumieniu – kierowca drugiego pojazdu miał przejechać na jednym ze skrzyżowań na czerwonym świetle.
Według nowych przepisów, taki rajd kosztowałby 1100 złotych i 10 punktów karnych. Na biednego nie trafiło, ale po co tak gnać? Prezesie, łatwiej o punktualność, gdy prawidłowo założy się zegarek.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU