Do zaskakujących zmian stanowiska rządu w kwestiach podatkowych musimy się chyba przyzwyczaić. Przykład ekspresowego uchwalenia ustawy zmieniającej wysokość kwoty wolnej od podatku, mimo wcześniejszego podkreślania, że budżetu na to nie stać, to tylko jeden z przykładów braku długofalowej polityki gospodarczej i działania pod wpływem impulsów.
Jak donosi serwis Money.pl, w ramach prac parlamentarnego Zespołu na Rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego impuls rewolucyjnych zmian w podatkach doszedł ze strony Związku Przedsiębiorców i Pracodawców oraz Centrum Adama Smith’a. Zmian długo oczekiwanych przez przedsiębiorców, zaskakująco liberalnych jak na rząd tak otwarcie wyznających zasady państwa opiekuńczego. O jakie zmiany chodzi? Jedna, stała stawka VAT na poziomie 16,25%, likwidacja CIT czy mniejsze opodatkowanie pracy.
Według założeń projektu stworzonego przez posłów PiS, praca miałaby zostać opodatkowana jednolitym podatkiem od funduszu płac ze stawką 25%. Tym samym, bez względu na formę zatrudnienia, etat czy śmieciówka, wszyscy ¼ swojej pensji oddawaliby fiskusowi. Pomysłodawcy chcą też, by zakazać pracodawcom zmniejszania kosztów zatrudnienia, poprzez obniżenie pensji brutto pracownikom. Jeśli dziś koszt zatrudnionego pracownika to 5 tys. złotych (dziś daje to 3 tys. “na rękę” pracownikowi”) to taki ma pozostać. Wówczas pracownik odczuje realny wzrost wynagrodzenia, bo aż do 3750 zł.
Rewolucja w opodatkowaniu firm
Zniknęłoby przede wszystkim zróżnicowanie w sposobie opodatkowania przedsiębiorstw osób fizycznych i prawnych. Osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą, płacące dzisiaj PIT, utraciłyby prawo do stawki liniowej. Składki na ZUS zostałyby z kolei zastąpione podatkiem od usług publicznych w wysokości 25% średniego miesięcznego wynagrodzenia, czyli na dziś około 550-600 złotych. CIT z kolei miałby zostać zlikwidowany.
Nowym jednolitym podatkiem dotyczącym przedsiębiorców stałby się podatek obrotowy w wysokości 1,3-1,5 % ich przychodów, a w przypadku banków i instytucji finansowych, zwolnionych tym samym z podatku bankowego – w wysokości 0,5%.
Zmienić diametralnie miałby się też podatek VAT. Jedna stawka na poziomie 16,25%. Zdaniem pomysłodawców, rozwiązałoby to problem wyłudzeń podatku związanych z korzystaniem ze stawki 0%. Podniesiona zostałaby też wysokość zwolnienia z VAT – do obrotów 150-200 tys. rocznie.
Plusy dodatnie i plusy ujemne
Jak oceniać proponowane zmiany? Oczywiście na uproszczenie podatków czekamy wszyscy i nie powinna się znaleźć w Sejmie partia, która tak rewolucyjnego uproszczenia by nie poparła. Wprowadzenie tych zmian ulżyłoby wszystkim. Pracodawcom, pracownikom, przedsiębiorcom i kontrolerom. Proste, jednolite podatki, bez skomplikowanego systemu odliczeń, ulg czy proporcji pozwoliłyby tchnąć nową energię w polską gospodarkę i być może faktycznie wyrwać ją ze słynnej pułapki średniego rozwoju. Wpływy do budżetu można by w miarę łatwo przewidzieć, a w razie potrzeby łatwo korygować, zwiększając lub obniżając części dziesiętne stawek. Pytanie zatem, z jakiego powodu przez lata żaden rząd tego nie wprowadził?
W przypadku jednej stawki VAT, to o wadach takiego rozwiązania rozpisywali się propagandyści Prawa i Sprawiedliwości, gdy program 3×16 przedstawiał w kampanii Ryszard Petru. Wskazywali wtedy, że taka konstrukcja podatku VAT uderza przede wszystkim w najbiedniejszych, bowiem wzrosłyby stawki na podstawowe produkty żywnościowe, a zmalały na dobra luksusowe. Trudno by było teraz przekonywać, że jest odwrotnie. Argument o ograniczeniu wyłudzania VAT też jest chybiony. Stawka 0% musi pozostać, dopóki jesteśmy w UE, bo wynika wprost z traktatów i dyrektyw. A dziś oszustwo opłaca się, bo w ogóle nie płaci się podatku, a nie dlatego, że jest to stawka 23%. Zysk przy 16% będzie mniejszy, ale nadal to sporo więcej niż 0%.
Jeśli chodzi o podatek od obrotu, to ciekawostką jest, że przecież był już kiedyś wicepremier rządu PiS, który proponował wprowadzenie takiego podatku. Mimo, że powoływał się na te same analizy Centrum Adama Smith’a, Andrzeja Leppera nikt nie brał na poważnie. Trudno także dziś oczekiwać, że zapowiedź ta doczeka się realizacji. Z jednej strony słyszymy o rosnącej sile frakcji liberałów gospodarczych w rządzie, a z drugiej strony widzimy konkretne czyny, jakie podejmują. Właśnie podniesiono podatki najlepiej zarabiającym, dając im jasny komunikat, że wysiłki na rzecz pomnażania majątku nie opłacają się. Lada moment odbędzie się dalsza destrukcja OFE i nacjonalizacja środków w nich zgromadzonych. Mimo zapowiedzi zmniejszenia kosztów pracy, ZUS, zachęcony wysokimi wpływami z tytułu umów zlecenia, chce od rządu opodatkowania również wszystkich umów o dzieło.
Jaki zatem będzie los liberalnej rewolucji podatkowej? Okaże się zapewne w połowie 2017 roku, gdy rząd będzie już znał sprawozdanie z wykonania budżetu za pierwsze pół roku. Bo jeśli budżet będzie w stanie przedzawałowym, to nawet najlepsze zmiany mogą być dla niego zbyt niebezpieczne.
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU