Przyznam szczerze, że mam duży problem z oceną planów super-wicepremiera Mariusza Morawieckiego i zaproponowanych przez niego zmian w przepisach dotyczących sektora małych i średnich przedsiębiorstw. Długo wyczekiwane, potencjalnie bardzo korzystne i realizujące postulaty przedsiębiorców. Chciałoby się powiedzieć, że zapowiadane przez Ministerstwo Rozwoju i Finansów nowelizacje to prawdziwa dobra zmiana. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.
8 października 2016 r. rząd przyjął projekt ustawy, która w założeniu ma wyraźnie poprawić warunki prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce i ulżyć polskim przedsiębiorcom. Zmiany są zaledwie pierwszą częścią planowanego pakietu 100 zmian, uwalniających sektor przedsiębiorstw od zbędnej biurokracji, kosztownej bierności instytucji państwa czy nieżyciowych obowiązków informacyjnych. Zmian pozwalających wspierać rozwój przedsiębiorczości, zwiększyć efektywność pracy, usprawnić proces inwestycyjny i zmniejszyć uciążliwość kontroli. Pakiet, o którym premier Beata Szydło mówiła na konferencji prasowej, zakłada liberalizację przepisów osiemnastu ustaw, w tym prawa budowlanego, prawa pracy, ustawy o swobodzie działalności gospodarczej czy prawa finansowego. Miło się czyta prawda? Realizacja postulatów organizacji zrzeszających przedsiębiorców z pewnością przyniesie partii rządzącej słowa uznania i wzrost notowań.
Zapowiadane zmiany kłócą się jednak z szumnie zapowiadanym uszczelnieniem systemu podatkowego czy ideą państwa silnego, które w końcu twardo rozprawi się ze zorganizowaną przestępczością gospodarczą. Tego po prostu nie da się pogodzić. Nie jest możliwe uszczelnienie procesu rejestracji podmiotów gospodarczych, przy jednoczesnym zmniejszeniu ilości obowiązków informacyjnych. Nie da się zwalczyć w procedurze administracyjnej przestępców podatkowych, ograniczając zakres, czas czy instrumenty kontroli. Nie da się pogodzić skuteczności w egzekwowaniu wszystkich obowiązków publiczno – prawnych z ich jednoczesną liberalizacją. Na nic wzmacnianie instrumentów organów państwa, jeśli nie będzie możliwe wyegzekwowanie obowiązków i przestrzegania prawa. Odnoszę wrażenie, że w rządzie Beaty Szydło toczy się walka pomiędzy sprzecznym koncepcjami państwa. Z jednej strony zwolennicy państwa policyjnego, z drugiej państwa minimum.
Pozytywna ocena proponowanych przez resort rozwoju zmian, nie może przykryć nieprzewidywalnych dzisiaj skutków. Sytuacja budżetu nie jest zbyt różowa i może się okazać, że brak skutecznych instrumentów egzekwowania prawa może ten budżet wywalić. A wówczas może się okazać, że jedynym wyjściem jest ponowne wprowadzenie restrykcyjnych przepisów. Niestety, nieraz już okazało się, że Polak w odpowiedzi na wyciągnięty palec bierze od razu całą rękę. A tego budżet nie wytrzyma.
fot. freepik.com
Czytasz nas? Podobają Ci się zamieszczane przez nas treści?
Wesprzyj nas swoją wpłatą.
Wpłacając pomagasz budować Crowd Media – wolne media, które patrzą władzy na ręce.
POLUB NAS NA FACEBOOKU